Ten gwałt na historii jest nie do zniesienia. Dzieje przełomu ostatnich wieków pisane są na kolanie przez tych, którym udało się lisim sprytem dorwać do władzy i siłą propagandy utrzymać pozycje. Na kreowaniu rzeczywistości skupili potężne siły. Niczym w PRL-u budują nowe ikony, tworzą bohaterów i przemianowują rzeczywistość. Wykreowana przez towarzyszy Polski Ludowej ikona kina, tworzy jedynie słuszny i wzniosły obraz życia innej spreparowanej przez agenturę ikony. Jawi się nowy kształt edukacji pophistorycznej. Co jest jej treścią? Tani blichtr, kłamstwo, wybiórczość i skrajny subiektywizm.
Czas prezydentury śp. Lecha Kaczyńskiego przeznaczony został na zrównanie z ziemią. Robili to od zawsze, wykorzystując do tego medialną propagandę. Podkładali ładunki, detonowali, teraz wywożą gruz.
Utrwalanie przekazów poszło znacznie dalej. Służą mu już nie tylko media, teraz stawia się edukacyjną indoktrynację. Uzurpują sobie do tego święte prawo, w końcu są przecież historykami. Aby nie ziać samym pustosłowiem, przytulają się do żyjących jeszcze Powstańców, by ogrzać swoją stchórzałą małość w ogniu ich bohaterstwa. By dostać alibi na dalsze zakłamywanie kart wydartych z kalendarza narodu.
Dzień po dniu, wytrwale, piszą swoją zuchwałą pophistorię - prostą, sielską, przyjazną ludziom.
Prezydent Komorowski nie odpuszcza rocznic. To idealny moment, by napisać historię na nowo. Tak też uczynił w minioną sobotę, biorąc udział w uroczystościach uczczenia bohaterów Powstania Styczniowego.
W swojej oficjalnej, jak zwykle ckliwej i pompatycznej przemowie, dał jasny i ostateczny sygnał: katastrofa smoleńska nie jest częścią polskiej historii. Jeśli do tej pory walczący o krzyże, pomniki i tablice, jeszcze tego nie zrozumieli, niech wreszcie pojmą. To, co stało się w Smoleńsku dla prezydenta najwyraźniej nie istnieje. Wygląda na to, że wiedza historyczna jest dla niego przestrzenią zamkniętą w okładkach komunistycznych podręczników z lat 60. Wiedzę o Smoleńsku zamknęły okładki raportu MAK. Nie ma wątpliwości, nie ma pytań, nie ma najmniejszych niejasności. Poza tym Rosja odkąd sięga pewnie pamięcią jest zatroskanym o nasze interesy przyjacielem Polski...
Fraza, którą z całą mocą wypowiedział prezydent w 148. rocznicę stracenia pięciu członków rządu narodowego z Romualdem Trauguttem na czele, ma w kontekście smoleńskim wyjątkowe znaczenie.
Nasze dzieje, choć trudne i pełne dramatycznych wydarzeń, nie znają drugiego takiego przypadku, gdy z rąk wroga ginie szef rządu i jednocześnie głównodowodzący armią oraz najważniejsi jego współpracownicy tworzący rząd narodowy
- powiedział Komorowski podczas obchodów pod Krzyżem Traugutta, niedaleko warszawskiej Cytadeli.
Przy okazji wyłożył też zgromadzonym jak mają traktować historię, podkreślając że ma ona łączyć, a nie dzielić.
Polacy powinni wystrzegać się sytuacji, w których z pamięci o wielkich wydarzeniach naszej historii czyni się amunicję w partyjnej wojnie
- pouczał.
Nie omieszkał też przywołać postaci marszałka Józefa Piłsudskiego, po to tylko by przerobić niepodległościowe treści na swoją pophistoryczną modłę. Parafrazując przesłanie marszałka, że naród, który traci pamięć przestaje być narodem, Komorowski stwierdził, że naród, który nie dba o swoją pamięć tak, by ona naród łączyła, szkodzi samemu sobie.
Czasem trudno oprzeć się wrażeniu, że prezydent samemu sobie bardziej zaszkodzić już nie może.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/137458-komorowski-pisze-pophistorie-poza-powstaniem-styczniowym-polska-nigdy-nie-stracila-jednoczesnie-przywodcy-i-generala-armii
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.