Potrzebna nowa akcja. Nie porzucaj dziecka na wakacje. W przyszłym roku ktoś powinien ją zorganizować

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. wPolityce
Fot. wPolityce

Co roku różne organizacje przyjaciół zwierząt w przeddzień wakacji atakują nas akcjami i apelami mającymi przeciwdziałać porzucaniu psów i kotów przed wyjazdem na wakacje. I tak co roku żałośnie patrzą na nas z plakatów urocze psiaki i koty, błagające o litość. Wszystko przeważnie opatrzone hasłem w stylu: nie porzucaj przyjaciela, etc. Najwyższa pora, żeby w przyszłym roku przed wakacjami ktoś wpadł na pomysł, żeby zorganizować akcję: „nie porzucaj dziecka na wakacje” z fotą malucha błagalnie patrzącego za odjeżdżającymi w siną dal rodzicami.

Historia o rodzicach, którzy zostawili malutką córeczkę na lotnisku, żeby nie stracić wypoczynku w Grecji była głośna i obiegła media. Ale takich przypadków jest więcej. Ostatnio gdy byłam w szpitalu z synkiem zgłosiła się z małym (góra trzyletnim) chłopczykiem kobieta. Była jego opiekunką. Opowiadała, że rodzice malucha wyjechali na dwa tygodnie nad morze, i teraz ona zajmuje się dzieckiem. Chłopiec miał gorączkę, biegunkę, nie chciał jeść. Opiekunka nie miała ubezpieczenia, bo rodzice nie wpadli na to, żeby jej jakiś dokument zostawić.

W przypadku pierwszej, jak i drugiej historii przychodzi mi do głowy pytanie: co myślą sobie rodzice, którzy zostawiają dziecko z obcą osobą i w świetnych nastrojach jadą sobie na wakacje? Nie mówię o dwóch, trzech dnia, ale o dwóch-trzech tygodniach. Czy tym ludziom nie przychodzi do głowy, że mały człowiek ma uczucia, myśli? Gdyby chociaż raz spróbowali się postawić w sytuacji swojego dziecka nie sądzę, żeby zdecydowali się na tak wczasy tylko we dwoje.

Już słyszę feministki krzyczące, że przecież matka ma prawo do odpoczynku, a rodzice mają prawo do intymności, itd. A czy dziecko nie ma prawa do życia w przekonaniu, że jest kochane przez własnych rodziców i nie jest przeszkodą na ich życiowej drodze? Przecież z dziećmi można w wakacje wspaniale się bawić. Kto tak nie uważa, ma poważny problem.

A może ja się niesłusznie dziwię? Może w kulturze kultu własnego „ja” nie ma już miejsca na myślenie o własnym dziecku. „Ja” muszę wypocząć, „ja” muszę być szczęśliwa/y, „mi” musi być dobrze, wygodnie. Bo przecież „ja” muszę mieć prawo do aborcji, jeśli „mi” jest nie po drodze z macierzyństwem. W tej kulturze nie ma miejsca na myślenie o drugim  człowieku, znika on z pola widzenia, nawet jeśli tym człowiekiem jest własne dziecko. I to jest przerażające.

Ty mało optymistycznym akcentem witam się z czytelnikami portalu wPolityce.pl i zapraszam do lektury „Kobiecego punktu widzenia”.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych