Od wczorajszego wieczoru media głównego nurtu głośnym chórem oburzają się na uczestników obchodów upamiętniających rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego, którzy wygwizdali i wybuczeli obecnych tam polityków PO. Jak raczył stwierdzić w dzisiejszym paśmie porankowym TVN 24 Jarosław Kuźniar, ci, którzy przyszli oddać hołd Powstańcom i nie wytrzymali widoku przedstawicieli „jedynie słusznej opcji” to „banda chamów” i „szaleńcy”. No, bo jak można bić brawo Macierewiczowi, a wybuczeć Tuska? – zachodzi w głowę gwiazdka TVN.
Problem, który stał się przedmiotem jednoznacznego ataku ze strony głównych mediów jest jednak o wiele bardziej złożony, niż przedstawia to TVN 24 czy „Gazeta Wyborcza” i warto się nad nim nieco pochylić. Analizę tego zjawiska trzeba zacząć od postawienia prostego pytania: Czemu na jednych polityków uczestnicy obchodów buczą, a na innych nie? Odpowiedź, której oczywiście w głównych mediach brak, jest jasna. Wybuczani zostali politycy, którzy w ostatnim czasie wykazywali się pogardą wobec swych wyborców. Politycy, których działania są sprzeczne z polskim interesem narodowych. Zostawmy tu już kwestie ekonomii czy polityki zagranicznej, a skupmy się na bliskich sercom tych, którzy przyszli uczcić Powstańców kwestiach pamięci historycznej.
Czy przypadkiem to nie wybuczana na Kopcu Powstania Warszawskiego Hanna Gronkiewicz-Waltz jest głównym motorem ustawienia na Placu Wileńskim Pomnika Polsko-Radzieckiego Braterstwa Broni, który upamiętnia żołnierzy sowieckich, jacy w czasie Powstania i tuż po jego zakończeniu robili na Pradze dokładnie to, co Niemcy po drugiej stronie Wisły? Czy to nie Pani Prezydent odpowiada za gaszenie pamięci o tragedii smoleńskiej poprzez usuwanie z Krakowskiego Przedmieścia palących się jeszcze zniczy czy wyrywanie z rąk ludzi kwiatów składanych w hołdzie tragicznie zmarłej Pierwszej Damie? Czy to nie ona ponosi, co najmniej polityczną odpowiedzialność za brak stosownej reakcji wobec fizycznych i słownych ataków antyklerykalnych bojówek na ludzi modlących się pod krzyżem upamiętniającym ofiary Smoleńska, wśród, których byli także Powstańcy Warszawscy?
Czy to nie przedstawiciele opcji, która została wybuczana ustawili w Ossowie pomnik upamiętniający bolszewików poległych w 1920 roku, podczas, gdy w Warszawie niemal 100 lat od Bitwy Warszawskiej nie ma wciąż monumentu czczącego obrońców naszej Ojczyzny? Czy to nie politycy tej opcji doprowadzili do usunięcia z przestrzeni publicznej Krzyża Pamięci – symbolu o 96 ofiarach tragedii smoleńskiej, w tym prezydencie Lechu Kaczyńskim, który przywrócił Powstaniu Warszawskiemu należyte miejsce w historii, jakie przez wiele lat kwestionowały siły obecnie rządzące?!
Jeżeli odpowiemy sobie na te pytania, to dojdziemy w końcu do jakże oczywistego dla każdego myślącego człowieka wniosku, że to politycy, którzy zostali wybuczani zbezcześcili miejsce obchodów swoją obecnością, która dziś wiąże się jedynie z chęcią walki o głosy. W czasie, gdy honorowanie Powstańców wymagało odwagi, tych ludzi przecież nie było na uroczystościach, a jeżeli wypowiadali się na temat Powstania, to byli po drugiej stronie barykady. Dziś, gdy rola Powstania Warszawskiego w historii wydaje się być oczywista, pojawili się by prowadzić swoją kampanię wyborczą.
Poza pytaniami o przyczyny wybuczenia, pojawia się również pytanie o to, czy akurat te obchody były stosownym miejscem do okazania dezaprobaty wobec polityków rządzących. I tu dochodzimy do kolejnego ważnego wątku, a mianowicie fasadowej roli instytucji demokratycznych naszego państwa, która uniemożliwia skuteczne wyrażanie przeciwnikom władzy swej krytyki. Rządzący wykazują się całkowitą pogardą wobec obywateli, o czym wielokrotnie dali wyraz nie dopuszczając do merytorycznych dyskusji na forum instytucji państwowych, ignorując listy, skargi i prośby wystosowywane przez społeczeństwo, a często nawet interpelacje pisane przez parlamentarzystów opozycji. W jaki, więc sposób Naród ma pokazać władzy swoje zdanie na jej temat?
W całej tej sprawie bulwersuje jeszcze jedna rzecz – „tarcza”, jaką przed krytyką zasłania się władza. A „tarczą” tą stał się gen. Zygmunt Ścibor-Rylski, prezes Związku Powstańców Warszawskich, który tuż po tragedii smoleńskiej poparł w wyborach prezydenckich Bronisława Komorowskiego, wchodząc do oficjalnego komitetu poparcia kandydata PO. Wczoraj władza wykorzystała go ponownie – i to nie tylko symbolicznie. Na Powązkach Wojskowych stanowił dla jednej z posłanek PO „tarczę” w całkiem fizycznym wymiarze. Parlamentarzystka ta uczepiła się bowiem ręki generała, jakby bojąc się rozmowy z licznie obecnymi na cmentarzu warszawiakami czyli jej wyborcami, bo posłanką jest właśnie z okręgu stołecznego. Czyżby obawiała się, że wyborcy mogą zapytać się np. o to jak głosowała ws. podwyżki VAT na książki, co spowoduje podniesienie cen podręczników szkolnych lub ustawy o zgromadzeniach publicznych?
Jeżeli, więc politycy obozu rządzącego tak bardzo obawiają się swych rodaków, to powinni albo zostać w tym szczególnym dniu w domu, albo, jeśli faktycznie chcieli oddać hołd Powstańcom, to zrobić to po cichu. Oni woleli jednak błyszczeć na obchodach, prowokując swoją obecnością ludzi, którzy z potrzeby serca przyszli uczcić bohaterstwo swoich przodków!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/137274-buczenie-to-skutek-fasadowosci-procedur-demokratycznych-w-polsce-jak-narod-ma-pokazac-wladzy-swoje-zdanie-na-jej-temat