Ale świętości nie szargać - mówi w "Weselu" Stańczyk, mądry błazen. Pamiętajmy o tym zaleceniu pierwszego sierpnia

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Nazwisko mojego stryja Ryszarda Zaremby jest na słynnej ścianie z nazwiskami na dziedzińcu Muzeum Powstania Warszawskiego. Zginął prawie 20 lat przed moim urodzeniem, na Czerniakowie,  był dużo starszym bratem mojego ojca. Mój ojciec z kolei jako 10-letni chłopiec był zasypany w piwnicy domu za Czerniakowskiej, razem ze swoją matką, a moją babcią. Ojciec stracił wtedy oko, dom został potem definitywnie zburzony. Podczas bombardowania, sam już nie wiem, czy tego ostatecznego, zginęła jedna z ciotek ojca.

W mojej rodzinie do Powstania wracano często, choć unikano szczegółów tych akurat rodzinnych dramatów. Ale nigdy nie pomstowano, nie krytykowano organizatorów, nie chciano ich sądzić. Możliwe, że moja rodzina miała mniejszą historyczną świadomość niż Stefan Kisielewski, który ubolewał nad swoim księgozbiorem zniszczonym na darmo.  Piszę to całkiem serio, Kisiel to zresztą powstaniec miał prawo do rozgoryczenia i swoich opinii. Miała je też, zwłaszcza pod koniec tych zdarzeń,  ludność cywilna skazana na coraz większe cierpienia. I - powiedzmy to szczerze - złorzecząca Powstaniu a czasem i powstańcom. Ale przykład mojej rodziny pokazuje, że te pretensje niekoniecznie okazywały się trwałe.

U nas się w tym tonie, nawet po wielu latach,  o Powstaniu nie mówiło. Czy moi krewni uznali, że coś co się zdarzyło, zdarzyć się musiało? Czy kierowali się słusznym skądinąd odczuciem, że nie ma sensu nicować tradycji Powstania, gdy jest ona obca rządzącym Polską komunistom, nawet w czasach kiedy oficjalnie już  przeciw niej nie występowali. Tego nie wiem.

Wiem tyle, że dziś powinniśmy rozdzielić szczegółowe  debaty o sensie politycznym czy wojskowym tego wystąpienia od uczczenia mitu.  Jakkolwiek by to nie zabrzmiało brutalnie, naród sobie historii post factum nie wybiera, jest trochę na nią skazany. Nasza ułożyła się tak, że to właśnie Powstanie Warszawskie stało się symbolem tego co w naszym narodzie najlepsze: ofiarności, męstwa, gotowości poświęcenia dla zbiorowości. Zwłaszcza w samą rocznicę o tym przede wszystkim powinniśmy mówić, jeśli nie chcemy się obudzić jako naród zmanierowanych cyników.

Ust naturalnie nikomu nie zamykam, kto chce drążyć, niech drąży, choć pytam, czy akurat sama rocznica jest do tego najlepszym momentem. To akurat święto tych starych ludzi, coraz mniej licznych, którzy zrobili wtedy co do nich należało i mają prawo w ten jeden dzień nie słuchać, że to było bezsensowne i przyniosło zgubę pięknej stolicy. Tych ludzi jest skądinąd mało, coraz mniej. Uszanujmy ich.

Ale niezależnie już od tej kurtuazji, rewizjonistów pytam: czy na pewno przemyśleliście wszystkie okoliczności za i przeciw? Czy nie zakładacie trochę ponad miarę, że uczestnicy różnych zdarzeń, ci co podejmują decyzje, są wszechwiedzący?

Naturalnie zdaję sobie sprawę, że krytyków decyzji o wywołaniu Powstania nie da się przedstawić jako wrogów patriotyzmu i polskości. byli wśród nich wybitni przedstawiciele polskiej emigracji i - powtórzmy - także tacy uczestnicy jak Kisiel czy profesor Wiesław Chrzanowski. Warto uważnie ich wysłuchać. Choć niekoniecznie natrętnie cytować w samą rocznicę.

Ale warto też powiedzieć sobie dobitnie: krytyka Powstania "z prawej strony" jest tyleż interesująca, co społecznie martwa. Tak naprawdę nie o polityczne i wojskowe uwarunkowania tamtych decyzji toczy się dzisiaj spór.  Dziś powstańczej tradycji zagrażają przede wszystkim ci, których drażni sam patriotyzm. Chcieliby aby zniknął, albo przynajmniej mocno się zmienił - ten który istniał nad Wisłą od zawsze, ma być zbyt krzykliwy i wojowniczy. Różnobarwna lewica chciałaby go wymienić na jakiś dziwaczny kult pragmatyzmu. Wyrażony kiedyś okrzykiem Olgi Lipińskiej w wywiadzie dla "Wyborczej": Życie jest najważniejsze!

Żeby było jasne: nie jestem wyznawcą ponurej mistyki a la Jarosław Rymkiewicz, który czyni z hekatomby jakąś narodową konieczność. Ale wiem, że młodzież wychowana zgodnie z poglądem: dosyć ponuractwa, niech zwycięży pozytywna energia, nie będzie pokoleniem lepszym od poprzednich. Będzie pokoleniem gorszym.

Czcicielom powstańczej tradycji, na przykład twórcom Muzeum, stawiano sprzeczne zarzuty. Z jednej strony mieli celebrować klęskę. Z drugiej, tak ją fryzować aby wyglądała jak zwycięstwo. Tymczasem oni mieli słuszną intuicję: warto się wyzwolić z tej logiki. Powstanie to okazja do wyobrażenia sobie, że jesteśmy razem. Że musimy się czemuś sprzeciwić, coś poświęcić. Efekt ostateczny: zwycięstwo lub klęska, jest w tym przypadku mniej ważny. Bo powtarzam, o tym zdecydowała za nas historia.

Powtarzałem ten przykład kilka razy, ale powtórzę raz jeszcze: byłem zawsze pod wrażeniem witalności Irlandczyków, kiedy przez wieleset lat świętowali rocznice swoich zawsze przegranych powstań i dzięki temu pozostali narodem. Są nim do dziś. Polakom także warto tego życzyć.

Chętnie życzę polskiej prawicy więcej odwagi w rewidowaniu rozmaitych mitów. II Rzeczpospolita to na przykład państwo pełne kontrastów. To sukcesy, porywy wielkości,  ale i klęski, a także rzeczy niepiękne. I nie warto ulegać logice: skoro "Wyborcza przyczernia, my wyłącznie lukrujmy.

Jednak z dotykaniem Powstania, proszę ostrożnie. "Ale świętości nie szargać, to boli" - powiedział Stańczyk do Dziennikarza w "Weselu" Wyspiańskiego. Miał rację, mówił to przecież jako mądry kpiarz, błazen. Wielki mąż, tak go nazywa autor tego wciąż aktualnego dramatu.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych