1. Nie lubię sobót, bo w tym dniu mam poselskie dyżury, a ludzie przyjeżdżają do mnie ze sprawami, które chodzą potem za mną jak ponure cienie.
Pan Józef O. był do niedawna górnikiem w kopalni „Brzeszcze”. Kochająca się rodzina, choć dotknięta cierpieniem. Syn Marcin, chłop jak dąb, zachorował niestety na padaczkę. Ataki choroby nie były częste, ale bardzo silne, konieczny był zawsze ratunek w szpitalu, Marcin tracił bowiem przytomność, miał niewydolność oddechową. W ciągu kilku lat Marcina osiem razy skutecznie ratowano na OIOM-ie w szpitalu w Bielsku-Białej, za każdym razem stosując w leczeniu intubację. Za dziewiątym razem bielski OIOM akurat nie miał miejsca i Marcina odwieziono do szpitala w Żywcu... skąd żywy już nie wrócił.
Nieprzytomny chłopak umierał 30 godzin. Dusił się, matka, skądinąd pielęgniarka z zawodu błagała lekarzy, żeby mu zrobili intubację, ale oni wiedzieli lepiej i nie zrobili. Nie zrobili, mimo że mieli w ręku dokumentację z poprzednich hospitalizacji, gdzie właśnie intubacją chłopaka ratowano.
Przepraszam – w Żywcu intubację zrobili, ale dopiero, gdy chory przestał już oddychać. I dziwili się potem wielce, że intubacja się udała, ale pacjent umarł.
Zdziwiona wielce była też pani prokurator w Żywcu, gdy zrozpaczeni rodzice zgłosili się z oskarżeniem o brak ratunku dla umierającego syna. - Czyście ludzie oszaleli, lekarzy chcecie zniszczyć? - tak pocieszyła strapionych rodziców.
2. Mija czwarty rok, a żadnemu z lekarzy włos nie spadł z zatroskanej o pacjentów głowy. Mam przed sobą opinię lekarską, oficjalnie zasięgniętą przez prokuraturę, na niej cztery dostojne pieczęcie doktorów nauk medycznych z szacownego Śląskiego Uniwersytetu Medycznego – anestezjologia, intensywna terapia, toksykologia, medycyna sądowa, chirurgia...
Uniwersytet uniwersytetem, ale wiadomo, lekarze jak to lekarze, korporacyjna solidarność, tamto, siamto, owamto – ale jednak w końcowej części opinii panowie biegli doktorzy wyrażają się dość stanowczo, powiedziałby nawet – wyjątkowo stanowczo:
Nie sposób jednak nie zauważyć, że mimo bezsprzecznie istniejących obciążeń dla układu oddechowego pacjenta, to jest przebytego stanu padaczkowego, stanu nieprzytomności, niewydolności oddechowej, otyłości patologicznej, SIRS, a także wynikających z zastosowanego leczenia – wlew dożylny Tiopentalu oraz założenia sondy żołądkowej nie zdecydowano się na zabezpieczenie dróg oddechowych poprzez intubację ustno – tchawiczą z ewentualną możliwością natychmiastowego udrożnienia układu mechanicznego.
Zaniechania działania tego rodzaju mimo istnienia wskazań medycznych spowodowało ograniczenie potencjalnych szans leczniczych Marcina O. - reasumują biegli medycy.
Ograniczenie potencjalnych szans leczniczych... tak się delikatnie nazywa wykończenie człowieka w szpitalu, na oczach jego matki, mimo jej rozpaczliwych błagań – zróbcie synowi intubację.
Pan Józef pokazuje mi kilka innych opinii, które uzyskał prywatnie, ze wszystkich wynika jeden wniosek – chorego należało bezwzględnie intubować!
3. Biednemu, spracowanemu górnikowi łamie się głos i drżą ręce, gdy wyjmuje na biurko kolejne papiery. - Ja synowi w trumnie obiecałem, że będę dochodził prawdy, dlaczego musiał umrzeć, choć mimo choroby mógł przecież do starości żyć...
Ale ta walka o prawdę już czwarty rok idzie jak po grudzie. Mimo dość oczywistych okoliczności sprawy, mimo obciążających żywieckich lekarzy opinii biegłych, prokurator z Żywca jacek Folta umarza sprawę. Przyczyna? Nie można mieć pewności, że mimo zastosowania intubacji Marcin by przeżył.
No tak, przecież mogła się na przykład belka oderwać od sufitu i go zabić albo piorun kulisty mógł wpaść przez okno i wtedy intubacja by nie pomogła...
4. Stąd należało postanowić jak na wstępie – skonkludował swoje umorzenie prokurator Folta.
Jak na wstępie – czyli jak nazajutrz po śmierci syna usłyszeli państwo O. - lekarzy nie tykajcie!
5. Pan Józef wciąż walczy o prawdę. Nie chce zemsty, nie chce więzienia dla lekarzy, chce tylko tej prawdy, przyznania racji, że był błąd, że jego syna nie ratowano jak należy. Syna mu ta prawda nie wróci, może tylko trochę ukoi w sercu ból.
A ja myślę, że pan Józef nie dla siebie o te prawdę walczy, tylko dla nas.
Nikt nie wie, co komu pisane i kto znów będzie błagał w Żywcu czy gdzie indziej – ratujcie moje dziecko!
A tam, bezduszni aroganci, umocnieni w poczuciu własnej wszechwiedzy i nieodpowiedzialności, znów nie będą ratowali...
PS. Senator PiS Grzegorz Wojciechowski złożył w tej sprawie w Senacie następujące oświadczenie:
Oświadczenie, adresowane do Prokuratora Generalnego RP Andrzeja Seremeta i do Ministra Zdrowia Bartosza Arłukowicza w sprawie wyjaśnienia przyczyn śmierci Marcina O. w szpitalu w Żywcu 12 stycznia 2009 roku.
Proszę by Pan Prokurator Generalny skontrolował prawidłowość działania Prokuratury Rejonowej w Żywcu w sprawie I Ds.780/10, to jest w śledztwie dotyczącym okoliczności śmierci Marcina O. w szpitalu w Żywcu 12 stycznia 2009 roku.
Z przedstawionych w tej sprawie dokumentów, zwłaszcza opinii lekarskich, w tym zwłaszcza opinii Sądowo-Lekarskiej Śląskiego Uniwersytetu Medycznego z 16 października 2009 roku wynika, że chory na padaczkę Marcin O. zmarł w szpitalu w Żywcu na skutek rażącego błędu lekarskiego w sposobie leczenia go, a konkretnie na skutek niezastosowania niezbędnej w jego leczeniu intubacji.
Rzadko się spotyka opinie biegłych lekarzy tak wyraźnie i stanowczo wskazujące na błąd lekarski, który jak to napisano w opinii – ograniczył potencjalne szanse lecznicze Marcina O.
Mimo tak stanowczej opinii zespołu biegłych, prokurator nie zdecydował się na pociągnięcie do odpowiedzialności karnej lekarzy odpowiedzialnych za ten błąd, kosztujący życie młodego człowieka.
Proszę, by pan Prokurator Generalny zbadał, ocenił i w miarę możliwości skorygował błędne postępowanie prokuratury w tej sprawie.
Proszę również, by Pan Prokurator Generalny objął nadzór nad postępowaniem Prokuratury Rejonowej w Żywcu w sprawie zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa fałszowania dokumentacji lekarskiej Marcina O., które w żywieckiej prokuraturze złożył ojciec zmarłego. Chodzi o to, że w obiegu są dwie wersje historii choroby Marcina O. i wiele wskazuje, że doszło do sfałszowania tego dokumentu.
Proszę również, by Pan Minister Zdrowia spowodował zbadanie prawidłowości funkcjonowania szpitala w Żywcu pod kątem odpowiedzialności zawodowej lekarzy, którzy swoim zaniechaniem przyczynili się do „zmniejszenia potencjalnych szans leczniczych Marcina O.”
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/137102-matka-blagala-lekarzy-ratujcie-moje-dziecko-nie-sluchali-nieprzytomny-chlopak-umieral-30-godzin
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.