Jeszcze tydzień temu ten ulubiony publicysta arcybiskupa Kazimierza Nycza pisał, że pismo to galeria handlowa i on nie ma zamiaru wtrącać się w to co piszą inni - więc w "Newsweeku" pozostanie pomimo coraz bardziej wulgarnych, antykatolickich okładek:
Od tygodnia pytają mnie, kiedy zrezygnuję z felietonu w „Newsweeku”, bo na jego okładce dwie lesbijki obwieściły, że wychowują dziecko. Nie zrezygnuję. Gdybym miał składać broń po każdej okładce „Newsweeka” wywołującej mój sprzeciw, nie starczyłoby mi czasu na pisanie czegokolwiek innego niż wypowiedzenia.
(...) Gazeta, telewizja, radio to – podoba mi się to czy nie – galerie handlowe. Jedna z nich daje mi miejsce na sklepik. Mam się obrazić, że odbiorca idzie do sąsiedniego stoiska z absurdami? A może raczej starać się mozolnie prowadzić interes, dbać, by u mnie towar był świeży, wytykać nieracjonalność chorej ideologii spod znaku „if it makes me happy, it can’t be bad”, której kolejne odsłony wielu moich kolegów łyka z rosnącym zapałem, wierząc, że to nietuczące czekoladki?
- dowodził. I nie dziwiły te zdania bo przez całe lata autoryzował antykatolicki kurs tego pisemka. Ale chyba już przestał być potrzebny, już jest nowy etap.
Jednak jak widać wszystko ma kres. A powodem jest kolejna okładka lisowego pisma z tytułem:
Tata w sutannie. Jak kościół toleruje podwójne życie księży
czyli Tomasz Lis na pysznej drodze wulgarnej zabawy z wiarą. Cóż, patrzmy uważnie. Poprzednia ekipa "Newsweeka" zasłynęła okładką, że "Boga nie ma". Znaleźli nawet naukowe dowody. Bóg ma się nieźle, a ich w piśmie już nie ma. Zobaczymy co będzie z lisowymi.
A wracając do Hołowni to właśnie ogłosił:
Jakieś trzy tygodnie temu pisałem, że nie odejdę z "Newsweeka". Dziś odchodzę. Co się zmieniło? Wszystko. Sytuacja, w której dyskutuję z kontrowersyjną tezą o dzieciach par homoseksualnych zamieszczoną na okładce pisma, w którym jestem felietonistą, to dla mnie rzecz absolutnie normalna. Moi koledzy nie muszą mieć takich poglądów jak ja, możemy się o nie spierać. Od lat moje hobby to siłowanie się na argumenty i to wcale nie w celu dokonywania nawróceń czy ideologicznego zabójstwa.
Co innego, gdy komentowanie z tygodniowym opóźnieniem rewelacji z okładki staje się codzienną koniecznością. Mogę mieć swój sklepik w pełnej różności galerii handlowej i starać się go dobrze prowadzić, gdy jednak galeria zaczyna bić nie fair w to, co jest mi drogie i co ja sprzedaję, należy po prostu się rozstać.
To była moja decyzja, nikt mnie nie wyrzucał. Wiem jednak że ostatnio "Newsweekowi" też nie było po drodze z tym, że krytykuję go za jego własne pieniądze, choć - trzeba oddać honor - zaciskał zęby i pozwalał mi hasać. Trzeba jednak było to przeciąć. Moi koledzy mają święte prawo robić gazetę jaką chcą, ja "linii redakcyjnych" nie lubię po prostu z zasady.
Ale żeby nie było tak miło i tak odważnie, redaktor Hołownia zostawia sobie furteczkę:
Rozchodzimy się, bo się nie zgadzamy, bywa. Po obu stronach nie ma jednak obrazy. Nie wykluczam, że - jeśli koledzy zechcą - zamieszczę tam jakiś tekst, polemikę. Chwilowo tutaj chciałbym podziękować tym wszystkim, którzy przez tyle lat sugerowali, że ta cotygodniowa robota może mieć jakiś sens oraz wszystkim tym, którzy zadawali sobie trud, by z tej okazji wyzywać mnie gdzie popadło. Nie wytrzymam pewnie długo bez zmagania się z drugą stroną świata. Coś mi mówi, że znajdziemy się w innym miejscu.
Cóż, w końcu od czasu do czasu może oznaczać co tydzień? W sumie jednak żal Hołowni. Jak mawia klasyk, "rubla nie zarobił, cnotę stracił".
gim
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/137030-rubla-nie-zarobil-cnote-stracil-holownia-odchodzi-z-newsweeka-po-kolejnej-wulgarnej-okladce-ale-odchodzi-tak-nie-do-konca
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.