Wystąpienie prof. Andrzeja Nowaka podczas konferencji "Polska Wielki Projekt" (kwiecień 2012).
Ojczyzna nie jest projektem. Ojczyzna jest dziedzictwem. (...)
Dziś coraz częściej zdarza się, że młodzi ludzie mogą jeszcze poznać swoich pradziadków. Najstarsi ludzie, których pytamy o wspomnienia sięgając do pamięci o spotkaniach z pokoleniem swoich dziadków - zbliżają siebie i nas, swoich słuchaczy do zdarzeń nawet sprzed 150 lat. To jeszcze żywa pamięć, chyba najdalszy jej zasięg. 150 lat temu to w dziejach Polski czas powstania styczniowego, uwłaszczenia chłopów w zaborze rosyjskim, narodzin autonomii w zaborze austriackim i początek masowych wyjazdów "za chlebem" do Ameryki. W którymś z tych wydarzeń, procesów, niemal każda z naszych rodzin jakoś uczestniczyła. Gdzieś we wspomnieniu wspomnień, albo na wyblakłej fotografii, bo już wtedy były, możemy szukać ich domowych śladów. Taki właśnie dystans 150 lat dzielił twórcę pierwszej polskiej historii od jej początków. Od Mieszka, od chrztu.
Upłynęło jeszcze 900 lat od Kroniki Galla Anonima. Nić tej historii której nić on pierwszy splótł - zrywa się dzisiaj. 1050 lat nie możemy już ogarnąć żywą pamięcią. Od Mieszka dzieli nas już blisko 40 pokoleń. Czy możemy odkryć w tym tak długim łańcuchu generacji jakąś wspólnotę? Rozpoznać w bohaterach tej historii swoich przodków? Poczuć się ich spadkobiercami? Spierać się z nimi o kształt duchowy materialny tego dziedzictwa? Do tego między innymi służyły spisywane dla owej wspólnoty historie. Gall Anonim nie należał do grona spadkobierców pierwszych Polan, ale ten spadek po owych pierwszych pokoleniach opisał. Dla tych, którzy dziedzictwo podejmowali na progu wieku XII i w następnych stuleciach. Szukał wspólnego sensu tego dziedzictwa i wskazał go w uporczywej obronie starodawnej wolności Polski. Ten kraj, stwierdzał pierwszy jego kronikarz, cytuję:
pod tym zwłaszcza względem zasługuje na wywyższenie nad inne, że choć otoczony przez tyle ludów chrześcijańskich i pogańskich i wielokrotnie napadany przez wszystkie na raz i każdy z osobna nigdy przecież nie został przez nikogo ujarzmiony w zupełności.
To była nie tylko historia ale i program. Jak ktoś chce niech to nazwie projektem nawet. Jaki kronikarz pisał na zlecenie Bolesława, zwanego Krzywoustym, który odważył się przeciwstawić nadętemu pychą cesarzowi niemieckiemu. Nie dać się ujarzmić. Ten sam motyw przewodni nadał swemu opowiadaniu polskiej historii pierwszy pisarz Polak, 80 lat po Gallu Anonimie tworzący swoją historię mistrz Wincenty - od XV wieku przezywany Kadłubkiem. Mistrz Wincenty pisał jednak kronikę nie dla dynastii tylko, ale dla wolnego, niezwyciężonego ludu Lechitów. Kadłubek użył tej nazwy jako zamiennika określenia Polacy. Opisywał ich wspólnotę państwową pojęciem Rzeczpospolita - Res publica, monarchia rządzona prawem stanowionym przez prawowitych władców wybranych przez społeczeństwo.
(Czy mamy dzisiaj prawowitych władców? Wybraliśmy ich.)
Wprowadzał do historii Polaków pojęcie "obywatela", "ojczyzny","miłości ojczyzny". Pięknie zachęcał do tej ostatniej na przykładzie poświęcenia wojów Bolesława Krzywoustego walczących o Pomorze, cytuję:" czego podejmujemy się z miłości ojczyzny, miłością jest, nie szaleństwem, męstwem, nie zuchwałością, bo mocna jest miłość jak śmierć, im trwożliwsza, tym śmielsza!" Uśmiechamy się czasem, kiedy czytamy u Kadłubka, jak to Lechici - Polacy toczyli w przeszłości zwycięskie wojny z Galami i Rzymem docierając do kraju Partów i zmuszając samego Juliusza Cezara do uznania suwerenności Polski. Czy to tylko typowe dla tylu imperialnych historii - podbijanie bębenka? Niezupełnie. warto zastanowić się nad sensem tej opowieści, która tworzył mistrz Wincenty najbarwniej, kiedy opisuje starcie wspólnoty wolnych Polaków z samym Aleksandrem Macedońskim. Posłuchajmy:
Gdy bowiem ów sławny Aleksander usiłował ściągnąć z nich trybut, Polacy rzekli posłom: Posłami jesteście, czy także królewskiego skarbu kwestorami? Ci odpowiedzieli: I posłami jesteśmy i komornikami. Na to tamci. Wpierw więc trzeba okazać posłom szczerze uszanowanie, abyśmy wspaniale przyjętych, wspaniałymi uczcili darami. Następnie komornikom musimy wypłacić wyznaczony trybut.Należy się bowiem cesarzowi , co jest cesarskiego, aby nie spotkał nas zarzut obrazy majestatu. Przeto głównym osobom spośród posłów najpierw żywcem połamano i częściowo powyrywano kości. Potem żywcem zdartą skórę częściowo wypchano złotem, częściowo najlichszą trawą morską i ten kruszec, ludzką skórą, lecz nieludzko odziany, odesłano z takim listem: "Królowi królów Aleksandrowi - królewska władczyni Polska. Źle innym rozkazuje, kto sam sobie nie nauczył się rozkazywać.
Te słowa warto zwłaszcza zapamiętać.
Nie jest bowiem godzien zwycięskiej chwały ten, nad którym zgraja namiętności triumfuje. Zwłaszcza Twoje pragnienie żadnego nie znajduje zaspokojenia i umiarkowania. Co więcej, ponieważ nigdzie nie widać miary Twojej chciwości, wszędzie żebrze niedostatek twego ubóstwa. Chociaż jednak świat nie może nasycić twojej nienasyconej żarłoczności - zaspokoiliśmy jakoś przynajmniej głód twoich ludzi. I niech ci będzie wiadome, że u nas nie ma trzosów, dlatego te oto podarki włożyliśmy w kalety twoich najwierniejszych sług. Wiedz zaś, że Polaków ocenia się według dzielności ducha, hartu ciała, nie według bogactw. Nie mają więc skąd zaspokoić gwałtownej żarłoczności, tak wielkiego króla, by nie powiedzieć tak wielkiego potwora. Nie wątp jednak, że obfitują oni w prawdziwe skarby młodzieży, dzięki której można by nie tylko zaspokoić, lecz całkowicie zniszczyć twoją chciwość charakteru - razem z tobą.
Nie tak ważna wydaje się dołączona do tego listu opowieść o tym jak to potem udało się pokonać fortelem wojska rozjuszonego takim potraktowaniem swoich posłów Aleksandra. Ważna jest ta niezwykła na tle powszechnego, także w średniowieczu, uwielbienia dla wielkiego Macedończyka krytyka jego podbojów, niepohamowanej żarłoczności imperium. Polacy - Lechici, walcząc o swoją wolność rozbijają roszczenia kolejnych Aleksandrów do uniwersalnego panowania. O Polaków rozbijają się kolejne imperia.
Mistrz Wincenty szukał swoistego sensu opowiadanej przez siebie historii - Polaków w konsekwentnej obronie nie tylko suwerenności między imperiami ale i wolności obywateli od samowoli własnego władcy. Wzór dał w osobie pierwszego legendarnego władcy Kraka. Wybrać go miał wiec wolnych Polaków po złożeniu przez kandydata do tronu obietnicy, że nie królem będzie lecz wspólnikiem królestwa. Władca miał współrządzić z obywatelami w oparciu o miejscowe prawo, które winno stać na straży sprawiedliwości. Kadłubek dał wyjątkową definicję sprawiedliwości niespotykaną w tym brzmieniu u innych autorów starożytnych lub średniowiecznych, od których zapożyczał wiele innych swych mądrości. Napisał, że odtąd czyli od ustanowienia ustroju opartego na prawie i wolności, cytuję (także bardzo ważna myśl, która powinna nam towarzyszyć):
Sprawiedliwością nazwano to, co sprzyja najbardziej temu, co może najmniej.
Sprawiedliwość ma chronić najsłabszych. Czy chroni w historii Polski, jaką znamy z kolejnych ośmiu wieków? Nie chroniła już i w tym czasie, który ogarniała kronika kadłubkowa. I łamanie tej pięknej zasady przez przodków i swoich współczesnych mistrz Wincenty sam na wielu przykładach piętnował. Komponując swoją opowieść, w której "prawdziwe ojców wizerunki chciał wydobyć z głębi zapomnienia", szukał prawdy o przeszłości, walczył z zapomnieniem ludzi, którzy byli, ale zarazem chciał im odsłonić "złote ojczyzny filary". Owe filary to wzory czynów, w których sens polskiej wielopokoleniowej wspólnoty mieli odkrywać czytelnicy jego kroniki. Wolny lud Lechitów- Polaków - to był właśnie ów ideał sprawiedliwości sprzyjającej najsłabszym, ustrojowej wolności i antyimperialnej dzielności w obronie tejże wolności.
A dzisiaj przeskoczę ponad wiekami, by zapytać na koniec, jak dzisiaj rozumie się patriotyzm? W lutym 2012 roku lider Ruchu Poparcia Palikota powiedział, cytuję:
Przyszedł czas, by powiedzieć Polakom, że muszą wyrzec się swojej polskości.
Tak właśnie w lutym 2012 roku stwierdził lider trzeciego co do wielkości klubu w polskim sejmie. Miało to miejsce na spotkaniu konwersatorium "Dialog i przyszłość" zorganizowanym przez Aleksandra Kwaśniewskiego. Istotne jest to, że wezwanie do tego, by Polacy wyrzekli się swojej polskości, a zatem wyrzekli się nie tylko patriotyzmu ale zrezygnowali z samej ojczyzny, to wezwanie odpowiada mentalności dużej części ludzi, którzy znajdują się w centrum tego kraju. Nie Polski, ale właśnie "tego kraju". Co ważniejsze jeszcze - lata, całe dekady ciężkiej pracy tych ludzi, by nie cofać się dalej od "Nowych widnokręgów" do najnowszego wydania programów rozrywkowych TVN przynoszą doniosły skutek społeczny. Setki tysięcy młodych ludzi w tym kraju jest całkowicie obojętnych na dziedzictwo, które tworzy ojczyznę nazywające się tak niewygodnie - Polska.
W ostatnich "Arcanach" drukujemy rozmowy z przedstawicielami tej właśnie grupy. Na pytanie czy widzą sens tego dziedzictwa udzielają oni takiej np. odpowiedzi:
Gdybyśmy byli Niemcami, Austriakami, czy Rosjanami, pod warunkiem, że na równych prawach z obywatelami tych krajów, świetnie prosperującymi, zadowolonymi, żyjącymi szczęśliwie, to czy byłoby to takie złe? Czy przodkowie, co krew przelewali woleliby nas widzieć nieszczęśliwymi Polakami, czy szczęśliwymi obywatelami innych krajów?
A więc szczęście jest gdzie indzie, a raczej może być i tutaj, jeśli "tutaj" to już nie będzie ta Polska, która tak precyzyjnie opisał Donald Tusk przed laty.
Pustka, tylko gdzieś w oddali przetaczają się husaria i ułani, powstańcy i marszałkowie, majaczą Dzikie Pola i Jasna Góra, dziejowe misje i polskie miesiące. Co pozostanie z polskości
- cytuję cały czas Donalda Tuska,
gdy odejmiemy z niej ten cały teatr ponuro śmieszny niespełnionych marzeń i nieuzasadnionych rojeń?
No właśnie. Co pozostanie? Normalność bez polskości, bez ojczyzny, bez zobowiązań, bez dziedzictwa, może nawet bez dzieci także dla których warto byłoby coś poświęcić ze swojego indywidualnego szczęścia. To jest normalność dla wielu milionów tych, z którymi łączy nas terytorium, a także jakieś ułomki języka pozwalające na zakupy w tych samych sklepach.
I teraz na koniec pytanie najważniejsze. Czy mamy machnąć na nich ręką, czy szukać z nimi porozumienia? Do czego zobowiązuje nas to, co otrzymaliśmy po naszych ojcach? Pamiętajmy - oni to nie tylko wnuki oprawców z NKWD czy konfidentów Gestapo. Tych nie ma tak dużo. Oni to także prawnuki tych, którzy byli w AK, czy w BH, bili się w kampanii wrześniowej po polskiej stronie. To potomkowie tych, którzy w XIX wieku , II RP albo w czasie II wojny - z tutejszych, z przybyszów, stali się Polakami. Ale już po 23 latach trzeciej niepodległości wybili się na niepodległość od krzyża, od Smoleńska, od Polski. Zatem machnąć na nich ręką? Takie rozwiązanie narzuca się coraz częściej. No, nie porozumiemy się z nimi. Kompromis nie jest możliwy. Będzie w końcu zdradą ojczyzny i tych co za nią ginęli. Więc może ostatecznie zaakceptować podział na Jasnogród i Ciemnogród? Dać się zamknąć w rezerwacie, gdzie będziemy mogli kultywować nasze dziedzictwo? Ale gdzie mamy się zamknąć? Jak podzielić to terytorium, które otrzymaliśmy po ojcach? Czy wystarczy nam Radom, jedyne większe miasto w którym demokratyczny werdykt dał większość nam - Polakom? I tak już ma być na zawsze? Czy dostaniemy Wawel, skoro tylko nas historia obchodzi?
Już po 10. kwietnia 2010 roku widzimy, że tak łatwo nie będzie. Rozpoczęła się walka o Wawel. Trwa walka o Krakowskie Przedmieście. Czy da się Wawel podzielić, jak Wzgórze Świątynne w Jerozolimie? Część dla wyznawców ojczyzny, część dla tych, którzy z polskością się rozstali, ale chcą po swojemu zagospodarować jej symbole. Może zaorać...To nie jest dobra perspektywa. Musimy wybrać drugą: uporczywej pracy nad przywracaniem polskości tych, którzy stali się znowu "tutejszymi" albo turystami... To właśnie może być projekt naszej świadomej, systematycznej działalności. Polska nie jest projektem ale są tworzone i realizowane projekty jej likwidacji. Przez imperia, którym ona przeszkadza. Przez tych, którym wydają się one niezwyciężone, uzbrojone w pułki Prieobrażienskie albo hasło ostatecznego wyzwolenia i wielkie telewizje. Ci ze strachu, czasem tylko z małej obawy przed śmiesznością, obciachem, a najczęściej w imię indywidualnego interesu, wybierają silniejszego. I chcą zdominować nad tutejszymi. Rozbić obraz wspólnoty, ośmieszać idee wolnych Lechitów. Co my możemy robić? Pracować nad tym, żeby Polaków było więcej, a nie mniej, żeby odnowić ciągłość tej historii. To jest praca organiczna, która się nie kończy, która wbrew przeciwnościom trwa od 40 pokoleń.Nie skończy się dopóki z niej nie zrezygnujemy!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/137004-prof-andrzej-nowak-ojczyzna-nie-jest-projektem-ojczyzna-jest-dziedzictwem-o-polakow-rozbijaja-sie-kolejne-imperia