Mamy internautę, przeciwnika prezydenta, a teraz znajdziemy na niego nowy paragraf, bo musi być ukarany". Tak w skrócie można zinterpretować działania organów ścigania wobec twórcy słynnej strony antykomor.pl, które co wrażliwszym historycznie obywatelom mogą kojarzyć się ze słynnym powiedzeniem prokuratura Andrieja Wyszyńskiego: „dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie”
Zatrzymany w maju ub. r. przez zbrojną ekipę funkcjonariuszy Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego Robert Frycz miał dopuścić się „znieważenia urzędu Prezydenta RP”. Abstrahując od tego, że według opinii pewnej części Polaków Bronisław Komorowski robił to także wobec poprzednika, sprawa wygląda teraz na poważną.
Internauta Frycz atakował bowiem prezydenta za pomocą „Komor-killer” oraz „Komor-szoter” – prostych gier internetowych, w których strzelało się lub rzucało młotkiem w rysunkową postać Komorowskiego. Ot, coś podobnego do tej gry, w której „zabija się” byłego prezydenta USA Georga W. Busha.
Żeby nie było wątpliwości. Gra „kill Bush” powstała wtedy, gdy G. W.Bush był urzędującą głową państwa amerykańskiego.
„Kominiarze” z ABW zamknęli rok temu nie tylko nieszczęsnego internautę, ale również stronę z grą. Akcją ABW ukontentowana była znana dziennikarka „Gazety Wyborczej”, której straszliwa strzelanka internetowa skojarzyła się z norweskim mordercą Andersem Breivikiem.
Jeśli ktoś jest dziś chętny postrzelać wirtualnie do polityka, to oczywiście istnieje taka możliwość. Tam medialna władza „Gazety Wyborczej” nie sięga, a FBI nie myśli nikogo aresztować za wejście na stronę z grą „kill Bush”: http://www.pictogame.com/en/play/game/aOM6TtpFCKHE_kill-bush.
Widocznie w odróżnieniu od ABW, federalni mają poważniejsze sprawy na głowie niż wchodzenie o 6 rano do internetowych przeciwników prezydenta. Ot dzikusy, ci Jankesi! Nie szanują swych oficjeli. I to w dobie procesu Breivika!
Ale wróćmy z tej „dzikiej Ameryki” do Polski rządzonej „praworządnie”, i do sprawy Frycza. Śledczy stopniowo rozszerzyli mu listę zarzutów. Teraz oprócz tych pierwszych, „terrorystycznych” w swej wymowie, doszło „fałszowanie dokumentów i posługiwanie się nimi” oraz „posługiwanie się cudzym dowodem osobistym”.
Jak wyjaśnia „terrorysta” w swym liście opublikowanym na stronie „dziennik Internautów”, faktycznie podrobił on zaświadczenie lekarskie. Chciał przedłużyć sobie sesję poprawkową na studiach.
Zaiste ohydny czyn. Zupełnie wyjątkowy. Reszta studentów i uczniów jest nim zapewne zbulwersowana. Frycz zostanie przez nich potępiony na demonstracjach pod więzieniem, jeśli tam trafi.
Internauta skorzystał też z „cudzego dowodu osobistego” – dokumentu należącego do jego ojca. Według Frycza prokuratura nie pofatygowała się do jego taty, który by miał potwierdzić, że Frycz senior zgodził się udostępnić swoje dane w celu rejestracji strony prowadzonej przez syna.
Jeśli więc sprawa wygląda tak jak opisuje to Frycz, to mamy pytanie: dlaczego prokuratura nie chce sprawdzić kwestii dowodu osobistego jego ojca? Czyżby dlatego, że w „zaprzyjaźnionych telewizjach”, radiach i gazetach dobrze, bo poważnie, brzmią zarzuty: „fałszowanie dokumentów” i „posługiwanie się fałszywym dowodem tożsamości”, obok głównego: „znieważenie głowy państwa”? Toż to jakiś straszliwy potwór ten Frycz! Takie skrzyżowanie Eligiusza Niewiadomskiego - zabójcy prezydenta Gabriela Narutowicza, z Przemysławem Dymantejowskim – słynnym staropolskim fałszerzem rodowodów szlacheckich.
Ale „robienie” nowych paragrafów internaucie może być też wskazówką, że skazanie Frycza, chociażby za przysłowiowe przechodzenie przez czerwone światło, musi nastąpić. Sąd rozpatrując sprawę Frycza musi przyjrzeć się przecież wszystkim jego przewinieniom zawartym w akcie oskarżenia. Nie tylko „znieważeniu głowy państwa”, który to zarzut oprotestowały organizacje broniące praw człowieka, i który może się po prostu nie ostać w wyroku.
I dlatego są zarzuty „rezerwowe”. Być może słuszne, ale przecież nie w związku z nimi „kominiarze” pokazowo weszli do Frycza o 6 rano.
Niby więc wszystko jest ok. Oto mamy dzielnych śledczych z prokuratury i ABW, którzy całą dobę i siedem dni w tygodniu bronią i chronią czci prezydenta RP i nas wszystkich przed Fryczem. Ale absmak pozostaje. I taka niewiara w państwo, którego organy ścigania i prawne chcą zrobić wszystko co się da, aby Bronisław Komorowski miał okazję ułaskawić internautę w świetle kamer „zaprzyjaźnionych telewizji”. Najlepiej tuż przed wyborami.
Ludzki pan – powiedzą wyborcy. Wybaczył takiemu łotrowi.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/136872-czy-organy-scigania-szyja-buty-tworcy-strony-antykomorpl-na-miare-polskiego-panstwa-prawa