W ostatnim numerze „Uważam Rze” ukazał się ciekawy felieton Eryka Mistewicza –-konsultanta politycznego, autora strategii marketingu narracyjnego.
Mistewicz zawarł wniosek, że docelowo media spersonalizują się. Że na rynku przetrwają dziennikarze-instytucje, którzy zdołają wyrobić sobie markę. Zaś reszta żurnalistów „wyginie” niczym dinozaury lub zamieni się w „mrówki-robotnice” służące brandowym dziennikarzom w ich pracy.
Można tam przeczytać taki fragment:
Najlepiej reguły nowych mediów pojął Tomasz Lis. Każdego dnia buduje nieprawdopodobne historie, wychodzi z tezami, okładkami, które natychmiast jego wierna publika chce kierować do prokuratury, Strasburga, Rady Etyki Mediów, ONZ. No bo jakże to? Tak nie przystoi, redaktorze.
Media znam tylko z praktyki, z trochę ponad dziesięcioletniej pracy w nich. Nie mam więc wystarczających kompetencji do dyskutowania z główną tezą autora. Mogę jednak podzielić się odczuciem, że jeśli Eryk Mistewicz nie myli się i rzeczywiście przetrwają na rynku medialnym takie osoby jak Monika Olejnik,Tomasz Lis czy Jarosław Kuźniar, i one będą wiodły prym w pomaganiu odbiorcom zrozumieć świat, to biada nam, konsumentom mediów.
To oczywiście kwestia osobistych przekonań, wrażliwości i dlatego nie przeraża mnie wizja „przetrwania” innych, wymienionych przez Mistewicza dziennikarzy, jak Elżbieta Jaworowicz, czy Łukasz Warzecha.
Ale każdy, bez względu na poglądy, powinien się siebie zapytać: jaka jest różnica między wyżej wymienionymi, a na przykład red. Lisem?
Odpowiedź, przynajmniej dla mnie, jest banalnie prosta. Nie obrażają innych ludzi. Nie poniewierają nimi. Mają swoje poglądy, ostro je niekiedy wyrażają, ale wiedzą, gdzie jest granica. Taki Lis hamulców nie ma.
Monika Olejnik fatalnie traktuje swoich rozmówców jeśli nie przytakują jej wizji świata. Pytania zadawane przez nią czy to w radiu, czy w „zaprzyjaźnionej telewizji” nie mają na celu przybliżenia czegoś widzom. To często bardzo ostra propagandowa połajanka przeciwników politycznych nie mająca wiele wspólnego z dziennikarstwem.
Na szczęście jej topowa „Kropka nad i” stopniowo traci widzów. To może być sygnał, że konsumenci mediów mogą mieć już po dziurki w nosie takiego stylu. Może więc jednak „brand Olejnik” nie przetrwa?
A czym są osobiste chamskie ataki Lisa na znienawidzonych przez niego dziennikarzy w piątkowym poranku TOK FM? Próbą zrozumienia świata?
Jarosław Kuźniar? Czy naprawdę „marką” jest przemądrzały, ale tak naprawdę mało zorientowany facecik flirtujący z kobietami zapraszanymi do programu i podrywający na wizji swoje redakcyjne koleżanki?
Jeśli Eryk Mistewicz ma rację i przetrwa dużo tego„lisiego” stylu prezentowania przekonań to można zapytać: dlaczego w takim razie cywilizowany świat miał „pretensje” do okładek niemieckiej gazety z lat 30. XX wieku – „Völkischer Beobachter”? Przecież ta gazeta „tylko” wskazywała „wrogów”. Odzierała ówczesnych „talibów” z godności.
Nie można oczywiście twierdzić, że dziennikarze jak Kuźniar, Olejnik czy Lis krzewią nazistowskie poglądy. Chodzi o to, że jeśli przetrwa i utrwali się w mediach SPOSÓB traktowania ludzi przez takie „brandy”, to nie dziwmy się potem, że Ryszard Cyba - morderca działacza PiS – nawet stojąc przed obliczem sprawiedliwości będzie kipiał z nienawiści do swych politycznych ofiar i będzie powtarzał na sali sądowej tezy dziwnie znajome.
Na zdjęciu: Sposób przedstawiania Żydów i wrogów przez niemiecką propagandę nazistowską a sposób przedstawiania wrogów politycznych przez gazetę Tomasza Lisa. Znajdź różnicę. Trudne, prawda? To samo odczłowieczanie, to samo "wybijanie" cech fizycznych, odbieranie godności.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/136778-lis-olejnik-czy-kuzniar-tak-znane-marki-dziennikarskie-ale-jest-cos-jeszcze-slowo-do-artykulu-eryka-mistewicza