Po mojej obronie lemingów przed Mazurka „alfabetem leminga” ogłoszonym w „Uważam Rze”, głos zabrał Bronisław Wildstein na portalu „wPolityce.pl”. Wyjaśnił, że nie chodziło tu o „kpiny z ludzi, którzy własnym wysiłkiem zrobili karierę, ale o tych z nich, którzy pozwolili sobie narzucić pewien wzorzec kulturowy, zgubny dla państwa i samobójczy dla nich samych ... Lemingi dały sobie wmówić, że nie ma co troskać się o dobro wspólne, gdyż należy zająć się dobrem indywidualnym, które z tamtym nie ma nic wspólnego”, stwierdza Wildstein.
Gdyby lemingi rzeczywiście uważały, że ich dobro indywidualne nie ma związku z dobrem wspólnym, to nie chodziłyby na wybory. A chodzą i głosują na PO, ze złym skutkiem dla kraju i w przyszłości dla nich samych – także w moim przekonaniu. Zdaniem lemingów, wpojonym przez propagandę rządową, to PiS zagraża interesom lemingów oraz dobru wspólnemu przez swą awanturniczą politykę wewnętrzną oraz zagraniczną. Do tych argumentów jeszcze wrócę.
A jakiż to wzorzec kulturowy dały sobie narzucić lemingi? Z nieszczęsnego alfabetu wynika, że chodzi Mazurkowi o mieszkanie w apartamentowcach, używanie smartfonów, jeżdżenie toyotą, jedzenie suszi, picie espresso, korzystanie z facebooka, praca w zachodniej korporacji, wyjazdy do Egiptu na urlop itd., czyli wzory kulturowe wzrostu konsumpcji i rozwoju cywilizacyjnego. To zwyczajnie niemądre wyśmiewać ludzi z tego powodu.
Redakcja powinna poprzedzić „alfabet leminga” poważnym esejem pokazującym, jak od płytkiego naśladowania stylu życia przechodzi się do rzeczy głębszych. Wykazać, że jest to pewien etap procesu historycznego, który może różnie się rozwinąć. Złożyć jakąś pozytywną propozycję rozwoju osobowości i świadomości obywatelskiej, wyraźnie adresowaną do „lemingów”. (Np. Oświeceniu w Polsce torowały drogę nowinki francuskie: najpierw były „pocieszne wykwintnisie”, potem Komisja Edukacji Narodowej.) Niestety, szyderczy alfabet bez tego rodzaju komentarza - sprawia wrażenie ataku konserwatystów na wymarzony przez pokolenia Polaków postęp cywilizacyjny. I tak został odczytany przez wielu „młodych, wykształconych, z dużych miast”. Z jakim skutkiem wyborczym? Niech Mazurek i Wildstein odpowiedzą sobie sami.
Z tym wykształceniem to oczywiście przesada. Poziom szkolnictwa jest niski od podstawówek aż po uniwersytety. Wyższe szkoły prywatne w wielu wypadkach dają pozory wiedzy. Ale jest to przyczółek, z którego można przeprowadzić ofensywę oświatową i kulturalną. Zaś ofensywa przyniesie skutki dopiero w następnym pokoleniu, ponieważ tak przebiega awans cywilizacyjny, z pokolenia na pokolenie. W tym kierunku ma iść praca wychowawcza z lemingami. Redakcja „Uwarzam Że” robi to, i dobrze, pokazując pozytywne wzorce. Jednak nie powinna zrażać lemingów do swojej linii programowej szyderstwem o nieprzemyślanych skutkach.
A czy PiS zagraża dobru wspólnemu, jak myślą lemingi? Moim zdaniem, Jarosław Kaczyński jest – by tak rzec - „obiektywnym przyjacielem” lemingów. Za rządów Kaczyńskiego był rekordowy wzrost inwestycji zagranicznych, czyli także miejsc pracy w korporacjach międzynarodowych. Nastąpił wzrost konsumpcji; czyli rząd PiS ułatwił dostęp do stylu życia cenionego przez lemingi. Walka z korupcją i układami miała na celu wprowadzenie merytokracji. Czyli ułatwiała awans ambitnym i pracowitym ludziom pochodzącym z małych ośrodków, innymi słowy materiałowi na dzisiejsze lemingi. Wpajanie poczucia dumy narodowej również pomaga walczyć o swoje interesy pracownikowi korporacji międzynarodowej. Już nie mówiąc o Euro 2012 uzyskanym dla Polski przez rząd Kaczyńskiego.
Polityka zagraniczna PiS to teren zaminowany katastrofą smoleńską, więc poruszajmy się tu ostrożniej. Na portalu „wPolityce.pl” ukazał się bardzo ciekawy esej Filipa Staniłko o polityce międzynarodowej Lecha Kaczyńskiego, narażającej prezydenta na wielkie niebezpieczeństwo.
Prezydent Kaczyński sprzeciwiał się głównym posunięciom Moskwy w odbudowie wpływów w naszym regionie. Chciał amerykańskiej tarczy antyrakietowej w Polsce. Stawiał tamę strategii podporządkowania regionu przez monopol Rosji na dostawy energii. Chciał wspólnej polityki energetycznej państw Europy Środkowej i Azji Centralnej, co razem uderzało w rosyjski monopol dostaw.
Był także bardzo niewygodnym partnerem dla Niemiec. Żądał poszanowania interesów krajów tzw. Nowej Europy, budząc irytację starych państw Unii. Utrudniał budowę sojuszu niemiecko-rosyjskiego, który od rozbiorów Polski był tradycyjną polityką Berlina i Moskwy. Niemcy zapragnęły wyjścia USA z Europy, a polski prezydent chciał mocniejszej obecności Ameryki w Europie Środkowej. Co gorsza dla obu byłych zaborców Polski, prezydent Kaczyński zmierzał do politycznego połączenia krajów Europy Środkowej i Wschodniej o bardzo szerokim zasięgu. Widział Polskę jako lidera koalicji Ukrainy, Białorusi, Mołdawii, Azerbajdżanu, Gruzji i Armenii – a nie tylko nowych członków Unii, jak Czechy, Litwa, Łotwa, Estonia, Węgry, Bułgaria, Rumunia. Było to bardzo szkodliwe dla rosyjskich prób odzyskania wpływów w byłym bloku wschodnim.
Po dojściu do władzy ekipy Donalda Tuska ta polityka została natychmiast odrzucona przez rząd. Szef MSZ Radosław Sikorski publicznie wyśmiewał jej założenia. A po katastrofie smoleńskiej państwo polskie mogło całkowicie porzucić politykę „jagiellońską”. Obóz rządzący wolał podporządkować interes Polski interesowi Unii Europejskiej.
Polityka prezydenta Kaczyńskiego nie miała poparcia mediów, a w rezultacie nie była dobrze rozumiana przez polską opinię publiczną: elity intelektualne i ogół obywateli. Jak stwierdza Staniłko, taką politykę trudno w Polsce propagować, ponieważ polega na twardym targowaniu się o polskie interesy i wymaga stworzenia silnych instytucji, które będą przez długi czas realizowały ambitne zamierzenia. A Polska nie ma trwałej strategii geopolitycznej ani elit gotowych do prowadzenia egoistycznej polityki. W kraju też działa silna agentura rosyjska, która zwalcza próby stawiania czoła Moskwie. Zaś dwaj potężni sąsiedzi Polski mają trwałą strategię i propaństwowe elity.
Staniłko nazywa politykę prezydenta Kaczyńskiego „polityką realną”. Jednak nie mówi wprost, czy była realistyczna. Polska musi sobie jasno powiedzieć: czy ma siły na uprawianie ostrej polityki antyrosyjskiej - bez poparcia Zachodu, a wręcz na przekór głównym stolicom europejskim. Odpowiedź na to interesuje wszystkich wyborców.
Katastrofa smoleńska a lemingi to osobny temat, więc krótko. Podziwiam Antoniego Macierewicza za konsekwentne ustalanie jej przyczyn, ale nie liczyłbym na korzyści polityczne. Im więcej odsłoni jego raport końcowy, tym bardziej przestraszą się nie tylko lemingi, lecz i większość Polaków. Chyba czują, że kraj nie ma siły, żeby zmierzyć się z prawdą.
Koledzy, nie ma co się miedzy nami gniewać. Przyznajcie się w duchu do błędu i konsekwentnie pokazujcie lemingom, jak być ambitnym, rozumnym, nowoczesnym Polakiem. "Alfabet mohera" może pomóc.
CZYTAJ TAKŻE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/136558-obrona-lemingow-odpowiedz-wildsteinowi-szyderczy-alfabet-sprawia-wrazenie-ataku-konserwatystow-na-wymarzony-przez-pokolenia-polakow-postep-cywilizacyjny