Nie jestem wielkim zwolennikiem protestów przeciwko koncertom amerykańskich gwiazd show biznesu. Z pijarowego punktu widzenia jest to wątpliwy zabieg, który nie przyciągnie pogubionych młodych ludzi do Jezusa Chrystusa, a infantylnym celebrytom pozwoli na kreowanie się na męczenników. Starzejąca się i coraz bardziej żenująca Madonna nie mogła wymarzyć sobie lepszej reklamy niż protesty polskich konserwatystów, którym przeszkadza, że gra ona w święto narodowe. Ostatni koncert Madonny zakończył się kompromitującym opuszczaniem go przedwcześnie przez fanów i Madonna potrzebuje jak nigdy darmowej reklamy. Piosenkarka i tak przegrała swoją walkę z wartościami naszej cywilizacji. Nie można zapominać, że Madonna jest idealnym przekładem tego co czeka puste gwiazdeczki, które cały swój „geniusz” sceniczny budują na skandalu i nienawiści do chrześcijaństwa. Dzisiejszą Madonnę powinna bacznie obserwować Lady GaGa, której prowokacje będą zapomniane za 50 lat, gdy cieśla z Nazaretu będzie (jak zawsze) rozpalał do czerwoności emocje ludzkie. Jednak sama idea sprzeciwu wobec koncertów takich gwiazd jak Madonna pokazuje, że wyznawcy Chrystusa stają się coraz bardziej świadomi swoich praw, które od lat depcze się w zachodniej Europie. Przykład tych krajów pokazuje do czego doprowadziło naśladowanie średniowiecznych „marranos”.
Średniowieczni „marranos” zamykali okiennice nie dlatego, że byli prześladowani, ale dlatego, że czuli zawstydzenie. Ten przykład jako opis dla dzisiejszego poddawania się wyznawców Chrystusa chrystofobom podał wybitny żydowski prawnik Joseph H.H. Weiler, który od lat głosi tezę o potrzebie podkreślania chrześcijańskiego charakteru Europy. Smutną „kropką nad i” okazuję się fakt, że to głęboko wierzący Żyd musi nam przypominać, iż powinniśmy stanowczo bronić naszej wiary w Chrystusa. Powojenna „wewnętrzna emigracja” chrześcijan spowodowała, że dziś następuje prawne prześladowanie wyznawców Jezusa, którym zamyka się nawet ośrodki adopcyjne za to, że nie chcą one oddawać dzieci parom gejowskim. Zapomnieliśmy nawet, że kwestia zdejmowania krzyża z przestrzeni publicznej nie jest żadnym demokratycznym wymogiem, a jawną dyskryminacją i opowiedzeniem się państwa ( które rzeczywiście powinno być neutralne światopoglądowo) po stronie jednego ze światopoglądów. Weiler błyskotliwie zauważył ,że zwolennicy usuwania krzyża z przestrzeni publicznej argumentują, że państwo musi być „neutralne”. Problem w tym, że spór toczy się między chrześcijanami (którzy chcą zachowania krzyża) oraz ateistami (którzy chcą jego usunięcia). Władze, które ogałacają ściany z krucyfiksów, nie zajmują więc żadnej „neutralne pozycji”, tylko w jasny sposób opowiadają się po stronie jednej ze stron konfliktu. Okazuje się, że zamykanie się chrześcijan w getcie by „nie przeszkadzać” swoją obecnością innym i oddanie przestrzeni publicznej dla skrajnych laicystów tylko pogłębiło niechęć do wyznawców Jezusa. Niestety dzisiejsza demokracja na tyle się spaczyła, że autorytetami stali się ludzie, którzy w imię „demokracji” nawołują do jawnej dyskryminacji ludzi wierzących. Znakomicie to podkreśla w ostatnich „Rzeczach Wspólnych” Maciej Brachowicz, który zauważa, że w dzisiejszej koncepcji europejskiej ( w przeciwieństwie do tolerancyjnej koncepcji republikańskiej) mamy do czynienia z „demokratycznymi wartościami”, które mają charakter ekskluzywny, oferując możliwość partycypacji jedynie dla wybranych. W takiej koncepcji chrześcijanie są zmuszeni do przyjęcia z góry narzuconych standardów. Bez wątpienia jest to ucieleśnienie współczesnego liberalizmu, w którym smakowicie pisał prof. Ryszard Legutko. Dla każdego świadomego obserwatora życia publicznego w krajach zachodnich porównanie chrystofobii do antysemityzmu nie jest przesadą. Wyznawcy Chrystusa czy nawet duchowni przez neojakobińskie elity są traktowani tak jak Żydzi, których nienawidzi się od wieków tylko z tego powodu, że są Żydami. Niestety instytucje publiczne coraz mocniej wykluczają z przestrzeni publicznej chrześcijan, tylko dlatego, że ci są chrześcijanami. Paradowanie z krzyżykiem na szyi wystarczy do bycia stygmatyzowanym. „Zabrania się palić a pozwala się na soft porno w telewizji publicznej” – zauważyła wybitna neokonserwatystka prof. Gertrudę Himmelfarb, która również pisała o wewnętrznej emigracji amerykańskich konserwatystów, choć ci są w nieporównanie lepszej sytuacji niż europejscy wyznawcy Jezusa.
„Niestety ( chrześcijanie- przyp. Ł.A) dali sobie wmówić, że wiara to coś, co powinno się głęboko skrywać jako sprawę prywatną. Że na wiarę nie ma miejsca w przestrzeni publicznej. Dziś obowiązuje przekonanie, że niedziela jest dla wiary, a pozostałe dni tygodnie dla życia świeckiego. Tymczasem religijność powinna być normalną i w pełni legitymizowaną częścią naszego codziennego życia. Nie ma powodu, żeby chrześcijanie nie mogli korzystać z systemu demokratycznego, aby wywierać wpływ na sprawy publiczne zgodnie z nauczaniem swej religii. Są przecież takimi samymi prawnymi członkami społeczeństwa jak wszyscy inni”-
mówił w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” Joseph H.H. Weiler. Koncert Madonny, której obecności obraża uczucia religijne ( tak było w przypadku ostatniego koncertu przebrzmiałej gwiazdy w Polsce) pokazuje, że coraz większa liczba chrześcijan w Polsce rozumie potrzebę głośnego manifestowania swoich praw. Nawet jeżeli protest przeciwko takim imprezom nie jest najszczęśliwszym pomysłem, to dowodzi on, że budzimy się powoli z letargu, w jaki wpędzili nas demokratyczni poganie, którzy ostatnio eksplodowali z powodu bardzo rozsądnych słów polskiego hierarchy na temat demokracji bez wartości, która zamienia się, jak pisał JPII, w zakamuflowany totalitaryzm.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/136521-nie-badzmy-marranos-musimy-glosno-protestowac-przeciwko-chrystofobii-ktora-wpycha-nas-do-getta
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.