Wciąż nie ma decyzji dot. ponownego przeszukania terenu MSZ. Prokuratura czeka na opinię policji

Fot. Youtube.pl
Fot. Youtube.pl

Od kilku tygodni rodzina śp. Tomasza Merty oraz jej pełnomocnik czekają na decyzję śledczych ws. ponownego przeszukania terenu MSZ, na którym może znajdować się obrączka wiceministra kultury, który zginął tragicznie w katastrofie smoleńskiej. Jak dowiaduje się portal wPolityce.pl obecnie losy wniosku o ponowne przeszukanie zależą od policji.

Otrzymałem wiadomość, że ostateczna decyzja o ewentualnym przeszukaniu zapadnie po zajęciu stanowiska w tej sprawie przez policję. Obecnie czekamy, ponieważ funkcjonariusz, który dowodził działaniami na terenie MSZ, jest na urlopie

- potwierdza w rozmowie z portalem wPolityce.pl mecenas Bartosz Kownacki.

Pełnomocnik rodziny wiceministra Merty wnosi o ponowne przeszukanie archiwum MSZ, które znajduje się na warszawskim Grabowie. Czynność ta ma pozwolić zweryfikować, czy na terenie resortu znajduje się obrączka i inne rzeczy osobiste śp. Tomasza Merty. Wcześniejsze przeszukanie nie dało odpowiedzi.

Jak informował portal wPolityce.pl, rodzina Merty oraz Kownacki wskazywali, że przy pierwszym przeszukaniu zastosowano zły sprzęt. Policjanci byli wyposażeni w prosty wykrywacz metali, który nie rozróżniał złota od innych kruszców, ani nie pokazywał na jakiej głębokości znajduje się znaleziony przedmiot. To mogło uniemożliwić znalezienie obrączki. Obecnie mecenas wnosi więc o wykorzystanie wykrywacza metali szlachetnych. To ma pozwolić na ewentualne znalezienie obrączki.

Przeszukanie ma związek ze śledztwem dotyczącym kradzieży obrączki wiceministra kultury. Istnieje poważne podejrzenie, że na terenie archiwum MSZ doszło do spalenia rzeczy osobistych Merty. Wśród nich miała być obrączka. Do dziś nie wiadomo, gdzie się ona znajduje. Rodzinie oddano jedynie nadpalony dowód osobisty. Ślad po obrączce ginie w momencie przekazania jej przez stronę rosyjską polskiej ambasadzie w Rosji.

Wiadomo na razie, że worek z rzeczami śp. Tomasza Merty miał przebywać w gabinecie ambasadora Jerzego Bahra. Jednak on w zeznaniach tłumaczył, że nie wie, ani jak rzeczy trafiły do jego gabinetu, ani kiedy stamtąd zostały zabrane. Ustalenia w tym śledztwie pokazuje kolejny raz brak procedur, chaos i bałagan, jaki panował w polskich urzędach po katastrofie smoleńskiej.

Mecenas Kownacki podtrzymuje swoją opinię, że pracownicy, którzy palili rzeczy osobista zmarłego wiceministra mieli świadomość co palą oraz do kogo należą te rzeczy. To z kolei oznacza, że była im znana dokumentacja dotycząca paczki z pocztą dyplomatyczną, którą przyszły do Warszawy rzeczy Merty. Fakt, że obecnie nie ma dokumentacji w tej sprawie, może oznaczać, że doszło do mataczenia i niszczenia dokumentacji w MSZ.

Zdaniem Kownackiego, świadomość o działaniach pracowników MSZ i losie rzeczy osobistych śp. Tomasza Merty mieli najważniejsi urzędnicy resortu dyplomacji. Na ostatnim posiedzeniu sejmowej komisji spraw zagranicznych minister Radosław Sikorski odmawiał udzielenia jakiejkolwiek informacji dotyczącej sprawy rzeczy osobistych wiceministra kultury.

saż

CZYTAJ: Kownacki: W MSZ mogą być złodzieje. Sprawa palenia rzeczy śp. Tomasza Merty obciąża najważniejszych urzędników resortu

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych