Jeden idzie ze Wschodu na Zachód. Drugi szedł z Zachodu na Wschód, do tego z krzyżem na plecach. Każdy ma swoją misję.
Pastor Corey Brooks (usłyszał głos Boga jako 19-latek, gdy miał 23 objął swój kościół) postanowił walczyć z przemocą na ulicach Chicago maszerując przez Amerykę. Aby zwrócić uwagę na problem (właściwie codziennie giną tu ludzie od ran postrzałowych – głównie ofiary ulicznych gangów), wielebny wyruszył z Nowego Jorku z zamiarem dotarcia do Los Angeles (trasa w linii prostej – 4469 km). Wczoraj pastor dotarł do rodzinnego Chicago, witany m.in. przez burmistrza miasta Rahma Emanuela i gubernatora Pata Quinna. Po miesięcznym marszu i zdarciu trzech par butów Brooks był w świetnym nastroju i dalej pełen chęci walki z przemocą na ulicach amerykańskich miast.
Przemoc To nie problem białych, to nie problem czarnych, ale problem wszystkich Amerykanów. I musimy ten problem rozwiązać razem, jako Amerykanie
– mówił roześmiany. Wielebny ruszył już w dalszą drogę do Los Angeles, gdzie zamierza dojść w... październiku. Pastor jest znany z kontrewersyjnych działań. Niedawno spędził trzy miesiące mieszkając na dachu porzuconego hotelu na południu Chicago, gdzie sprzedawano narkotyki i pleniła się prostytucja. Nie schodząc z dachu zebrał 450 tys. dolarów, wykupił ruderę i zburzył ją. Jeden rozsadnik zła w dzielnicy mniej. Teraz, maszerując przez Amerykę zbiera też środki na stworzenie w tym miejscu ośrodka. Ma nawet zgrabne hasło:
Wpłacone 20 dolarów może uratować życie, w przeciwieństwie do 6000 dolarów, przeciętnie wydane na pogrzeb.
Więcej o pastorze Brooksie można znaleźć tutaj: http://coreybrooks.com/
Kiedy wielebny Brooks dochodził do Chicago, swoją podróż w Waszyngtonie kończył 19-letni Junior Garcia. Wyruszył na początku czerwca tego roku z przedmieść Forth Worth w Teksasie. Przeszedł 1400 mil (jakieś 2250 km) poboczem autostrad i bocznymi drogami. Wszystko zaczęło się w kościele Oasis Church w Saginaw, gdzie miejscowy pastor nauczał o „poważnym mioralnym upadku” Ameryki.
Poczułem, że Bóg wyrył to w moim sercu. Tak mocno poczułem to w sobie, że wziąłem krzyż i poniosłem go
– tak opisuje powód swojej podróży 19-latek. Krzyż był drewniany, długości prawie czterech metrów z dwoma kółeczkami na końcu.
Kiedy dotarł do Waszyngtonu, ludzie z kongregacji – oczywiście dzięki internetowi - byli razem z nim (jedna z relacji tutaj: http://dfw.cbslocal.com/2012/07/13/cross-bearing-texas-teen-arrives-in-d-c-after-monthlong-journey/). Mogli usłyszeć, jak 19-letni Garcia mówił:
Dech mi zapiera, stojąc tutaj przed Białym Domem. Jestem zdumiony, że Bóg dał mi siłę to zrobić to. Bóg jest dobry. Uwaga tego narodu znów zwróci się ku krzyżowi i Jezusowi, znów będziemy jednym narodem pod Bogiem.
Dwaj ludzie, Bóg i długa droga, która w Ameryce była i jest zawsze symbolem także duchowej podróży.
Paweł Burdzy z Chicago
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/136336-dwaj-ludzie-bog-i-droga-ktora-w-ameryce-byla-i-jest-zawsze-symbolem-takze-duchowej-podrozy
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.