Warto zapytać tych polityków, dziennikarzy, celebrytów itd., którzy sieją tylko kłamstwo, zamęt, nienawiść: wydaje się Wam, że macie wszystko - sławę, władzę, kasę - ale czy na pewno jeszcze żyjecie? Czy po spotkaniu z Wami ludziom chce się żyć?
Przez kilka dni nie korzystałem z internetu. Dziś właśnie bowiem wróciłem z „polskiego La Salette”, czyli z Dębowca k. Jasła, gdzie od poniedziałku ponad 2,5 tys. młodych ludzi ze wszystkich stron Polski, a także z Czech i Słowacji, uwielbiało Jezusa podczas 25. Międzynarodowego Saletyńskiego Spotkania Młodych, zwanego „dniami modlitwy, muzyki, refleksji i radości”. Znakomici konferencjoniści, m.in. John Pridmore (były gangster z Anglii), siostra Anna Bałchan, Jacek Pulikowski, Darek „Maleo” Malejonek, ks. Piotr Pawlukiewicz i Jan Budziaszek, dzielili się z młodymi swoim doświadczeniem życia z Jezusem i przemyśleniami na temat, co znaczy być szczęśliwym, czym jest prawdziwa miłość, jak nie gonić w życiu za podróbkami. „Więcej czadu dla Jezusa” zapewnili: Beata Bednarz oraz zespoły Anti-Babilon System, Love Story, Maleo Reggae Rockers i En Gedi. Gościem specjalnym spotkania był nuncjusz Stolicy Apostolskiej w Polsce, abp Celestino Migliore.
Wróciłem do domu, otwarłem internet. Niespodzianki nie było, czyli było to samo co zwykle. Przeczytałem na portalu wPolityce.pl o tym, jak Stefan Niesiołowski ochoczo chce sprzeniewierzyć się – dla politycznego interesu – nauczaniu Kościoła, i zrobiło mi się smutno. Przyszła mi na myśl ewangeliczna historia, którą przypomniał w Dębowcu Darek Malejonek – o tym, jak Pan Jezus wyrzucił stado złych duchów w trzy tysiące świń, które spadły ze zbocza i się potopiły. Czy tamtejsi mieszkańcy, choć złe duchy rujnowały ich życie, zachwycili się tym, co Jezus zrobił, podziękowali Mu? Ależ skąd!!!, jeszcze prosili Jezusa, by poszedł sobie stamtąd. Bo stado świń to był wtedy symbol bogactwa. I oto tyle bogactwa Jezus „zmarnował”. Dla tamtych ludzi ich małe interesy okazały się ważniejsze niż sprawy Boże.
Zawsze po takim wyjeździe ciężko wrócić do szarej rzeczywistości. Ale chrześcijanin nie może „zakopać się” na bezludnej wyspie. Chrześcijanin ma tu i teraz świadczyć o Chrystusie w takich warunkach, w jakich przyszło mu żyć. Rzeczywistość nie jest i nigdy nie będzie wyśniona, ale – jakakolwiek jest - my mamy być solą ziemi. Tacy jacy jesteśmy – słabi i grzeszni.
Najbardziej poruszyło mnie to, co mówił ks. Piotr Pawlukiewicz o ludziach, którzy nawet nie zauważyli, że już „nie żyją”. Może ich być wszędzie pełno, mogą oddawać się różnorakim pasjom, ale mogą już być „żywymi trupami”. „Żywy człowiek przekazuje życie – mówił ks. Pawlukiewicz. – Duchowo wielu ludzi nie żyje, bo nic nie przekazuje”.
Może warto zapytać tych polityków, dziennikarzy, celebrytów itd., którzy sieją tylko kłamstwo, zamęt, nienawiść: wydaje się Wam, że macie wszystko - sławę, władzę, kasę, ale czy na pewno jeszcze żyjecie? Czy po spotkaniu z Wami (Waszymi działaniami w Sejmie, artykułami itd.) ludziom chce się żyć?
Czy ja jeszcze żyję? Warto, by zapytali siebie samego o to ci, którzy popadają w gnuśność, frustrację w swoim miejscu pracy, ale nie mają odwagi tego zmienić (wiem, bo sam jeszcze niedawno mogłem tak skończyć w poprzedniej redakcji).
Czy ja jeszcze żyję? Warto, by zapytali siebie samego o to ci, którzy snują się przez całą niedzielę po galeriach handlowych, bo wtedy im się wydaje, że żyją.
Sytuacje można mnożyć.
Biblia, jak podkreślił ks. Pawlukiewicz, od trzeciego rozdziału Księgi Rodzaju do końca Apokalipsy jest „księgą wojenną”. Jeżeli widzisz, że grzech Cię niszczy, wywołaj wojnę z demonem. Czy nam się jeszcze chce walczyć na takiej duchowej wojnie?
Wojna duchowa to wojna z demonem, ale nie z człowiekiem. To walka o to, bym ja, by inny człowiek stawał się lepszy. Pan Jezus na Sądzie Ostatecznym nie będzie nas sądził ze zdobytych tytułów, liczby napisanych książek czy odwiedzonych krajów, lecz z miłości. Cholernie trudna sprawa.
A jednak tak bardzo smucą mnie pełne jadu i nienawiści komentarze internautów na różnych portalach (wPolityce.pl nie wyłączając, bo nad „rozsiewaczami jadu” ciężko zapanować, plenią się jak zielsko). Lecz pomyślcie: czy poseł N. przemyśli cokolwiek, gdy wylejecie na niego kubły pomyj? Czy może raczej jeszcze bardziej się zacietrzewi (choć po tym, jak zachował się wobec Ewy Stankiewicz, aż strach wyobrażać sobie to „jeszcze bardziej”)?
Pan Jezus powiedział, że niektóre rodzaje złych duchów można wyrzucić tylko modlitwą i postem. Kto z nas się modli i pości za tych, którzy niszczą nasze życie publiczne? Może warto zacząć rachunek sumienia od siebie? Ja już go zrobiłem. Najlepiej nie wypadł.
„Każdy człowiek, którego spotykam, jest w czymś lepszy ode mnie, jedyny i niepowtarzalny na kuli ziemskiej” – powtarza Jan Budziaszek (powtórzył to zdanie w Dębowcu). Jeżeli każdy, to znaczy, że i poseł N. też. Kto z nas pomyślał kiedyś o nim w ten sposób?
Nie jestem ekspertem życia duchowego, ale myślę, że taka zmiana postawy, jaką u posła N. obserwujemy w ostatnich latach, nie jest przypadkiem. Pan poseł ma problem, i to powazny. Módlmy się za niego. Ale módlmy się też za siebie nawzajem. Nie zgrywajmy herosów ducha, „ludzi bez skazy”, bo nimi nie jesteśmy. Św. Paweł nie na darmo przestrzega w Pierwszym Liście do Koryntian: „Niech przeto ten, komu się zdaje, że stoi, baczy, aby nie upadł”. (1 Kor 10,12). A upadającemu trzeba pomóc, a nie go kopać.
Jaromir Kwiatkowski
dziennikarz podkarpackiego dwumiesięcznika VIP Biznes&Styl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/136238-moze-ich-byc-wszedzie-pelno-moga-oddawac-sie-roznorakim-pasjom-ale-moga-juz-byc-zywymi-trupami