Minister od spraw cyklistów. Tylko żadnych aluzji! Rozwija nam się ten minister, rozwija. Prawie tak, jak zadłużenie państwa

Zanosi się na kolejny, niebywały sukces Radosława Sikorskiego i polskiej dyplomacji w ogóle. Oto coraz głośniej, głównie radiowi dziennikarze, zapowiadają zbliżającą się wielką imprezę sportową, którą ponoć osobiście wymyślił minister spraw zagranicznych.

Ma to być kolarski wyścig biegnący trasą z Polski, poprzez Czechy i Słowację na Węgry. Coś w rodzaju Wyścigu Pokoju na miarę najnowszej politycznej myśli absolwenta Oxfordu, kształtowanej teraz pośród dokonań umysłowych kolegów: Niesiołowskiego, Palikota, Kamińskiego, Halickiego i paru innych jeszcze światowców.

Radiowcy rzucili się na podrzucony im temat z taką zaciętością, jakby ów wyścig cyklistów miał być zgromadzeniem najtęższych głów naszych czasów, a pomysłodawca miał pośród nich pełnić najprzedniejszą rolę. Jak doniesiono, w najbliższym czasie Sikorski porozmawiać ma o szczegółach tej nadzwyczajnej imprezy z panią minister Muchą, szczególnie o 100 tysiącach euro, które przypadną zwycięzcy tej gonitwy na rowerach. Należy się spodziewać wielce fachowej rozmowy pana ministra z panią minister, czy też jak sama powiada – ministrą, ale po dotychczasowych sygnałach sądząc, będzie to raczej rozmowa dziada z obrazem. Z tą różnicą, że każdy z rozmówców może wejść w dowolną rolę, bo w tym przypadku kto jest kim, nie ma większego znaczenia.

Życzmy inicjatorowi przedsięwzięcia powodzenia. Byłby to bowiem już drugi, widoczny sukces jego dyplomatycznej przebiegłości i zdolności. Notowany zaraz po skutecznej interwencji w recepcji jednego z berlińskich hoteli w sprawie wpuszczenia w hotelową przestrzeń któregoś z polskich telewizyjnych kanałów. Teraz to już wszystko jedno którego.

No i co? Dość malkontenctwa. Rozwija nam się ten minister, rozwija. Prawie tak, jak zadłużenie państwa. Bo szybciej, to chyba jednak nie.