Felieton ukazał się na portalu SPD.PL - POLECAMY!
Patrzę na wielkie zdjęcie prezesa Lato, które zajmuje prawie całą pierwszą stronę „Gazety Wyborczej” i reklamuje artykuł dociekliwego reportera. Oto głębokie spojrzenie – w „w nas”, wprost w obiektyw – choć jednym okiem, bo drugie przymrużone - patrzy na nas wróg publiczny numer jeden pięknego, wielkiego naszego kraju, w którym ostatnio nie możemy się doliczyć, bo tylu wyjechało!
Pan Lato zdaje się mówić: O Wy! Wy, po tej drugiej stronie. Oż Wy! No co, no co ja Wam zrobiłem? Załatwiłem Euro? Odbyło się? Nie pieją teraz wszyscy z zachwytu? Czego się czepiacie?
Czytam więc artykuł wewnątrz numeru „Wyborczej”. Jest o permanentnym chlaniu w Polskim Związku Piłki Nożnej. Chlali, chleją i będą chlać. Są też zdjęcia czołówki tej drużyny. To znane postacie. Były nieustannie utrwalane przez media. Z szacunkiem wielkim odnosili się do nich tzw. dziennikarze sportowi. Przez lata. Czy wygrywali (rzadko!), czy przegrywali (raczej!) oglądaliśmy tych panów i słuchaliśmy okrągłych wypowiedzi.
Gdzieś tam w podtekście, zapisanym grubymi literami w podświadomości było: ruskie chleją więcej. No, ale my też! I nikomu (no, prawie) nie przeszkadzało. Raz, kiedyś, za Gomułki pewien niewysoki dziennikarz obśmiał w piśmie „Kulisy” Pana – piszę z podstarzałej pamięci – chyba o nazwisku Marcinkiewicz albo Marcinkowski. Tan Pan mieszkał w Krakowie i poprzez organizację walczącą z pijaństwem bił w ostry sposób w chlanie. Oczywiście wskórał niewiele, ale gdy przeczytał o sobie wyśmiewający go zręcznie tekst wpadł w szał i zatelefonował do I sekretarza rządzącej wówczas niepodzielnie partii. Tak, właśnie do Władysława Gomułki, którego znał bardzo dobrze jeszcze z okresu bohaterskiej walki (i to jest napisane absolutnie bez ironii) w okresie okupacji. Gomułka nie często, ale jak już się wściekał to zdrowo przesadzał – kazał natychmiast wywalić na zbity pysk dziennikarza kpiącego z jego przyjaciela. I tak oczywiście się stało. Zakaz pisania otrzymał wówczas…Jerzy Urban.
Tak więc były próby walki (chyba dowiodłem tego przytoczonym przykładem) – takie i śmakie – walki z pijaństwem. Ale w ostatnich latach, gdy PZPN rósł w siłę, a jego członkom żyło się dostatnio. Ba, bardzo nawet. Dziennikarze sportowi przymilali się wdzięcznie do Pana Lato i jego kompanii.
No były wprawdzie nadzieje, że jakoś się uda, że dopisze szczęście i okrakiem „wyjdziemy z grupy”. Niestety nie wyszliśmy. Może trzeba było Pana Lato wpuścić na boisko. W końcu strzelać bramki to on potrafił.
Lato to kumpel Platniniego. I Francuz, Europejczyk – jest jednak wierny starym, przyjaźniom.
U nas chlano pospołu, do dna i nie licząc się zupełnie z nikim – opinią publiczną, kosztami, przykładem dla młodzieży. Ochlaje, awantury publiczne, tłumione i nagłaśniane – wszystko było spoko.
Teraz robimy odkrycie: eureka po Euro – przegraliśmy, bo chleli!
Świetnie! Pulitzer! Bystre reporterskie oko i refleks (chyba jednak szachisty) zadziałały. Ten wredny prezes musi odejść. No,… chyba że znów zadzwonią z Paryża?!
08.07.2012 r.
Stefan Truszczyński
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/136050-skopane-lato-lato-to-kumpel-platiniego-i-francuz-europejczyk-jest-jednak-wierny-starym-przyjazniom