Nieczęsto się zdarza by tą samą książkę patronatem medialnym obejmowało antypornogranifczne stowarzyszenie, katolicy i lewicowo- liberalne radio. Tym razem jednak mamy do czynienia z taką sytuacją. Niedawno na naszym rynku wydawniczym pojawiła się szokująca książka Gail Dines „Pornoland”, w której znana amerykańska feministka dowodzi jak pornografia ukształtowała dzisiejszego mężczyzną, ukradła nam seksualność i sprowadziła kobietę do poziomu dmuchanej lalki. Książka Dines dzięki akcji "Stowarzyszenia Twoja Sprawa" ma trafić do premiera, ministrów, urzędników, członków komisji parlamentarnych, liderów partii politycznych, posłów, prokuratorów, prezydentów oraz komendantów straży miejskiej wybranych miast. Książka trafiła również do Komisji Rady Etyki Mediów i ludzi związanych z promocją miękkiej pornografii. Czy da to jakiś efekt? Pewnie nie. Przemysł porno jest wart niewiele mniej niż przemysł narkotykowy. Trudno uwierzyć by bez jakiegoś radykalnego zdarzenia przestał on istnieć. Bez wątpienia jednak dobrze by się stało, gdyby choćby niewielka część decydentów książkę Dines przeczytało. Jest to przeżycie, mówiąc kolokwialnie, hardcorowe.
Autorka od 20 lat bada przemysł porno i zwraca uwagę, że od czasu powstania internetu wkroczył on na zupełnie na nowe tory. Dines dowodzi jak pornografia małymi kroczkami, zdobywając kolejne przyczółki, spenetrowała totalnie nasze dusze. Wszystko zaczęło się od z pozoru "niewinnego" „Playboya”. Skończyło (?) się zaś na barbarzyńskim poniżaniu kobiet w co drugim filmie w sieci. Nie wiem ilu czytelników wPolityce.pl miało okazję doświadczyć dzisiejszej pornografii w mainstereamie internetowym. Jeżeli ktoś zatrzymał się na podkradanych z szafy rodziców VHS-ach z pornografią, to będzie zszokowany jak szybko twarde, brutalne porno zajęło miejsce pornografii z lat 90-tych. To co do niedawna było uznane za najwyższą formę zboczenia, dziś staje się instruktażem dla młodych mężczyzn, którzy uczą się seksu przed ekranem komputera, a następnie realizują lekcje ze swoimi partnerkami seksualnymi. Wszystko przy błogosławieństwie producentów pornografii, którzy dzięki „uszkodzonej mechanicznie pochwie” zarabiają krocie.
„Przyznają, że ich pornografia staje się coraz bardziej ekstremalna, zaś ich sukces zależy od tego, czy uda im się wymyślić jakiś nowy, kontrowersyjny numer, który przyciągnie użytkowników wciąż poszukujących dodatkowego seksualnego napięcia. Żaden z mężczyzn, z którymi rozmawiałam, nie wydaje się szczególnie zainteresowany, jak te ekstremalne wyczyny miałyby być zrealizowane na prawdziwych, kobiecych ciałach, które i tak są już wykorzystywane do granic fizycznych możliwości. Nie, oczywistym jest, że ci mężczyźni skupieni są tylko na jednym – by dopchać się do koryta i dobrze na tym zarobić” –
pisze Dines i przytacza opisy, które widnieją pod szeroko dostępnymi i darmowymi, hardcorowymi filmami w sieci.
„Żądza pieniądza leży u podstaw wygenerowania setek stron porno z opisami, takimi jak ten cytowany przez Dines: „Czy wiesz, co mówimy, gdy słyszymy o romantyzmie, grze wstępnej i innych takich? Mówimy, p*****l się! To nie jest kolejna strona, gdzie małe, ledwo podniesione k****y próbują zrobić wrażenie na zuchwałych d******h. Bierzemy sobie śliczne suczki i robimy z nimi to, co każdy prawdziwy mężczyzna NAPRAWDĘ chciałby zrobić. Dławimy je penisem, aż spłynie im makijaż – a potem zabieramy się za szlifowanie innych dziurek. Dopochwowa, analna, podwójna penetracja – wszystko, co brutalne z k*****m i dziurką. A potem serwujemy im lepką kąpiel!”.
Autorka opisuje również świat porno poza ekranem. Zwraca uwagę na okaleczone odbyty kobiet, które po kilku latach muszą nosić pieluchy do końca życia. Feministka pisze również o chorobach wenerycznych czy nawet HiV, który nie został wyeliminowany z porno świata. Dines zwraca uwagę z jak głęboką formą dehumanizacji mamy do czynienia w branży porno, gdzie nikt nie określa płci pięknej słowem- „kobiety”. Zamiast tego używa się określeń: „suka” czy „p**da” bądź mówi się wprost: „brudne dziwki”, „suki do rżnięcia”, „zafajdane wory na spermę”, „gorące szpary”, „rury do dymania”, „mokre szmaty”, „spermozjady”, „wyuzdane zdziry” etc. Pisałem kiedyś tekst o jednym z czołowych operatorów w amerykańskim przemyśle porno, który porzucił dobrze płatną pracę i zaangażował się w walkę z pornografią. Powiedział on, że nie ma nic podniecające w widoku płaczącej i ssącej kciuk w rogu pokoju dziewczyny, która kończy odgrywać scenę porno. My niestety nie widzimy co się dzieje z kobietami po reżyserskiej komendzie „stop”.
„Brak ludzkich cech u kobiet w pornografii często kończy się tym, że mężczyźni nie potrafią dostrzec brutalności pokazywanej praktyki seksualnej.(…) Odnosi się wrażenie, że mężczyźni myśląc o kobietach w pornografii mają w głowie obraz kobiety, która pewnego dnia przypadkiem wpadła na plan zdjęciowy filmu pornograficznego i zdała sobie sprawę, że to tego szukała całe swoje życie (…) Jeśli okazuje się, że kobiety w pornografii tak naprawdę nie lubią tego, co się z nimi robi, to fantazja, którą stworzyli użytkownicy, dotycząca kobiet i pornografii zaczyna się rozpadać, konfrontując ich z brutalną rzeczywistością, w której nie są one „lalkami do pie…”, ale istotami ludzkimi z prawdziwymi emocjami i odczuciami. Jeśli tak jest w rzeczywistości, użytkownicy musieliby przyznać przed samymi sobą, że podnieca ich oglądanie seksualne maltretowanych kobiet. (…) Mężczyznom może się wydawać, że obrazy porno są zamknięte na klucz w szufladce w mózgu pod nazwą „fantazja” i nigdy nie przedostają się do prawdziwego świata. Jednak wiele studentek mówi mi, że ich chłopacy coraz częściej domagają się seksu porno” –
pisze feministka. Autorka pokazuje na przykładzie swoich rozmówczyń jak mężczyźni przefiltrowani przez pornograficzną wizję seksu, wymagają od swoich kochanek, żon i dziewczyn by w łóżku były takimi samymi „dziwkami” jak aktorki na ekranie. Wiele kobiet przyznaje, że coraz trudniej im znaleźć faceta, który pragnie normalnego seksu. Jest to o tyle trudne, że główny nurt pornografii zaczął wprowadzać do swojej ofertę quasi pedofilię, która polega na przebieraniu młodych aktorek w dziecięce stroje i upadlanie ich.
„Musimy zaoferować alternatywny sposób bycia, sposób, który przewiduje seksualność opartą na równości, godności i szacunku (…). Kobiety i mężczyźni muszą wyrzucić przemysłowo stworzone obrazy ze swoich sypialni i głów, by mogli znaleźć sposób na bycie seksualnym, który nie dyktuje dostosowywania się plastikowego, pospolitego i schematycznego seksu, oferowanego przez kulturę porno” –
pisze w zakończeniu Dines. Jej książka jest idealnym antidotum na brednie naszych rodzimych feministek, które niedawno przekonywały, że trzeba zalegalizować prostytucję. Nie zapominajmy, że prostytucja jest o wiele bardziej niszczącą kobiety gałęzią seks biznesu niż porno. Czytając wstrząsającą książkę Dines, która z pietyzmem analizuje historię wchodzenia porno do naszego życia, przypomniałem sobie swój występ telewizyjny z Manuelą Gretkowską. Debatowaliśmy o pornografii. Gdy porównałem jej książkę „Trans” do dziełek Markiza De Sade'a ( autora, który pisał m.in, że kobiecie usta służą jedynie do oddawanie do nich moczu i spermy), znana feministka i autorka pornograficznej „Szamanki” prawie mi podziękowała, sugerując , że De Sade jest klasykiem czytanym przez młodzież we Francji. Wydane przez katolickie wydawnictwo i promowane przez lewicowe radio (sic!) „Pornoland” powinno być pierwszym etapem do zmiecenia z powierzchni ziemi feministycznego odłamu, który wspiera dehumanizującą kobiety pornografię. Przemysł porno niszczy również mężczyzn, którzy mają zdezelowaną psychikę przez sztuczny seks pokazywany na ekranie. Jednak to kobiety, które zostały sprowadzone do roli materacy z trzema dziurami, są głównymi ofiarami czegoś, co duża część polskich feministek nazywa- wyzwoleniem seksualnym. Nie można wykluczyć, że spora część polskich feministek chciałaby być „wypełniania jak formularz” przez napalonych samców. Mają prawo do takich marzeń. Jednak nie mogą one tego pragnienia narzucać zmanipulowanym dziewczynom, które zostają wprowadzone w mroczny świat pornografii. Niestety nienawiść do chrześcijaństwa powoduje, że duża część feministek jest w stanie położyć na „ołtarzu” swojej ideologii ciała kobiet, tylko po to by nie być w jednym obozie z „klechami”. Nawet jeżeli kobiety te zostaną sprowadzone do roli poniewieranego przedmiotu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/136030-gretkowska-i-reszta-libertynskiego-towarzystwado-lektury-ta-ksiazka-pokazuje-czym-jest-porno-wyzwolenie-seksualne