Europejski blitzkrieg Niemców nabiera rozpędu dzięki politykom takim jak Donald Tusk i luksemburska Viviane Reding. Czy ktoś to zatrzyma?

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
PAP / EPA
PAP / EPA

Luksemburg też ma swojego Donalda Tuska. Ten luksemburski „Tusk” także sugeruje, że jego kraj to nienormalność i jako przeżytek powinien rozpuścić się w jakiejś bliżej nieokreślonej politycznej substancji zwanej Europa federalna. No i skąd my to znamy – luksemburski „Tusk” nie może nachwalić się Niemiec jako kraju niosącego sztandar wszelakiego postępu.

Polskojęzyczna redakcja „Deutsche Welle” na potrzeby proeuropejskiej (a każdy i tak wie, że proniemieckiej) propagandy zamieściła wywiad z Viviane Reding, wiceszefową Komisji Europejskiej.

Jakże trzeba nie lubić swojego kraju? Jak trzeba brzydzić się swoją narodową tożsamością, aby coś takiego zaproponować, co proponuje ta pani dla Luksemburga.

Komisarz Reding zadeklarowała, że do 2015 r. rozstrzygną się losy Unii Europejskiej i ona ma nadzieję, że powstaną Stany Zjednoczone Europy. Na wzór kogo? Oczywiście, że Republiki Federalnej Niemiec. A więc z silnym rządem centralnym i krajami związkowymi.

Reding litościwie proponuje pozostawić różnorodność kulturową i językową. Pewnie coś na kształt skansenów ludowych kończących swój żywot Serbów Łużyckich we wschodnich Niemczech.

Ale i to są wierutne bzdury dla naiwnych! Przecież już dziś, gdy nie ma jeszcze tego kosmopolitycznego potworka federalnego, czynione są próby narzucenia jednego światopoglądu, np. dotyczącego związków osób tej samej płci. A co będzie się działo, gdy Polska będzie już tylko „krajem związkowym”?

Wracając do wywiadu z Reding. Na pytanie: „A ile władzy powinien mieć taki szef rządu (federalnej Europy – przy. red.)”? Odpowiada: „tyle samo, co szef rządu w Niemczech.”

Już samo to wystarczy, aby Polacy zaczęli natychmiastowe starania o wydostanie się z matni, w jaką wpędzili się głosując na „tak” w referendum unijnym. Głosowanie dotyczyło przecież wejścia do grupy państw suwerennych, samodzielnie decydujących o sobie, a dziś luksemburski „Tusk” proponuje nam scedowanie podstawowych państwowych prerogatyw, np. polityki obronnej, zagranicznej na jakieś ciało zewnętrzne, w którym niemal na pewno najwięcej do powiedzenia będzie miał Berlin.

O tym, że Niemcy będą miały „wiodącą rolę” w tym europejskim „Sojuzie” komisarz Reding mówi bardzo otwarcie i brzmi to jak słynny hołd lenny autorstwa Radosława Sikorskiego:

Niemcy są dużym państwem i bardzo odpowiedzialnie podchodzą do swej wiodącej roli w Europie. Angela Merkel czyni to ze spokojem i dalekowzrocznością. Angela jest nam potrzebna.

O tym jak Niemcy „odpowiedzialnie” i „ze spokojem” oraz „dalekowzrocznością” podchodzą do swej nowej roli nadanej im przez polityków typu „Tusk” przekonali się właśnie Brytyjczycy zbesztani przez ambasadora RFN w Londynie.

Georg Boomgaarden nakrzyczał na swoich gospodarzy, że nie są jak Viviene Reding czy Donald Tusk. Miał pretensje do brytyjskich polityków, że zwlekają z decyzjami, zamiast natychmiast i bezwarunkowo „zaufać” Brukseli, czyli Berlinowi.

Widać już bardzo wyraźnie, że Niemcom nie chodzi o swobodny przepływ ludzi, towarów i usług, a więc o to, czym była Unia Europejska u swego zarania. To coraz bezczelniej prezentowana wizja federalnej Europy. Niemieckiej Europy.

 

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych