Natura obecnej władzy jest trudno uchwytna. Rządząc w warunkach niezwykle ograniczonej kontroli medialnej, w świecie o krótkiej pamięci, udaje jej się często uciekać grawitacji. Jest jak uczeń, który nie odrabia lekcji, nie czyta lektur, wagaruje, a jednak ciągle zdaje, choć w głowie pusto. Urok osobisty wciąż działa, bo nauczyciele nie pamiętają, że już wcześniej wielokrotnie obiecywał poprawę, a babcia umierała mu pięć razy. Do tego pedagodzy siedzą samotnie w boksach (brak medialnej kontroli), przez co nie rozmawiają ze sobą i nie wiedzą, że młodszy brat zalewa zeszyt naszego ucznia co tydzień, tyle że za każdym razem z innego przedmiotu. Nie wierzą też w plotki o tym, że uczeń bije młodszych kolegów - bo pan woźny (d. "Wyborcza" dziś TVN) nie potwierdza.
Uchwycenie kombinatorskiej natury tej władzy jest więc trudne, ale nie niemożliwe. Wymaga przede wszystkim precyzyjnego opisu i posługiwania się szczegółami - bo w szczegółach widać najlepiej.
Jak zawsze - dobrze widać także gdzieś z boku, nie na głównym froncie, starannie opakowanym.
Taki fragment rzeczywistości sprawnie pokazują Jarosław Stróżyk i Kamila Baranowska w "Rzeczpospolitej", w artykule "Boniego konsultacje na niby". Widać, jak za uśmiechem ministra cyfryzacji - i ważnego zausznika premiera Tuska - kryje się cyniczne kiwanie partnerów. Także tych, którzy - z ogromną pewnością - na tę władzę głosowali. Tych nawet kiwa się szczególnie brutalnie, bo przecież nie zaprzeczą swoim wyborom tak łatwo, i nie powiedzą, że król jest nagi.
Ale po kolei. Otóż zdaniem dziennikarzy "Rz", minister Michał Boni i premier Donald Tusk co innego obiecują drugiej stronie, a co innego realizują. Mimo pięknych zapowiedzi:
Społeczne konsultacje, spotkania, rozmowy, warsztaty. Zapewnienia o zrozumieniu problemu, chęci kompromisu itd. A na koniec stanowisko, które stoi w sprzeczności z tym, co przez wiele tygodni udało się wspólnie – lepiej lub gorzej – wypracować. Tak według relacji strony społecznej wyglądają negocjacje w wykonaniu ministra administracji i cyfryzacji Michała Boniego.
Naprawdę rzeczywistość wygląda jednak inaczej. Najświeższy przykład to ustawa o zbiórkach publicznych:
Szef resortu administracji i cyfryzacji postanowił kilka tygodni temu doprecyzować istniejące przepisy. Ale je radykalnie zaostrzył. Zaprotestowało ponad 20 organizacji pozarządowych. Ich przedstawiciele podkreślali, że pomysł Boniego idzie wbrew wszystkim ustaleniom, jakie poczynili podczas spotkań z urzędnikami MSW, MAiC oraz Kancelarii Prezydenta, która objęła patronatem prace nad nowymi przepisami. – Odnosiliśmy wrażenie, że jest zgoda co do tego, że przepisy należy zliberalizować. Teraz jesteśmy przerażeni – mówiła „Rz" Aleksandra Kiełczewska z Fundacji Anioły Filantropii.
Boni ostatecznie wycofał fatalną propozycję z ustawy. Organizacje społeczne obawiają się jednak, że to tylko kolejny wybieg.
Przykład drugi - nowy system finansowania Kościoła:
Rozgoryczeni czują się też duchowni. Minister Boni od kilku miesięcy negocjuje z kościołami i związkami wyznaniowymi likwidację Funduszu Kościelnego. Uczestnicy negocjacji słyszeli zapewnienia, że nowe rozwiązanie będzie miało formę dwustronnych umów między rządem a kościołami.
Tymczasem premier Donald Tusk stwierdził w środę, że o sprawie może zdecydować jednostronnie parlament, a jeśli kościołom się to nie podoba, to niech idą do Trybunału Konstytucyjnego. – To po co w takim razie były negocjacje z ministrem Bonim – pytają przedstawiciele Kościoła.
Zdaniem "Rz", wiele pozorowanych debat towarzyszyło również w sprawie ACTA:
Po wielotysięcznych protestach internautów rząd wycofał się z jej popierania. Zarówno jednak premier, jak i resort Boniego zapewniali, że chcą chronić prawa własności intelektualnej i zmienić prawo, aby zabezpieczyć interes twórców. W tym celu zorganizowano w MAiC liczne warsztaty. Wiele wskazuje jednak na to, że zapowiedzi te nie zostaną zrealizowane. Jak nieoficjalnie mówią „Rz" uczestnicy spotkań, w obliczu presji społecznej, jest wola, by przepisów nie zaostrzać. – Warsztaty miały na celu sprawienie wrażenia, że rząd dostrzega problem, że liczy się z naszymi potrzebami. Ale to tylko deklaracje i nic konkretnego z tego dla nas nie wynika – mówi jeden z nich.
Można więc sformułować tezę, że to już nie incydenty, ale metoda. I nie można mieć złudzeń, że będzie inaczej. Bo władza nieograniczona medialną kontrolą - psuje się dość szybko.
Czyż wewnętrznie ta władza nie ma poczucia, że w starciu ze słabszymi wolno jej właściwie wszystko? I czy nie jest to przekonanie słuszne?
Mimo wszystko warto ostrzegać tych, którzy z rządem siadają do stołu. Bo wielu się wydaje, że kogo jak kogo, ale ich uśmiechnięty minister Boni nie wykiwa (chyba nawet niektórym biskupom tak się wydaje).
A im bardziej tak się wydaje, tym łatwiej ministrowi przychodzi kiwanie.
CZYTAJ TAKŻE: Arcybiskup Leszek Sławoj Głódź ujawnia kulisy rozmów Kościoła z rządem. I ocenia: to "dyktat"
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/135954-uchwycenie-kombinatorskiej-natury-tej-wladzy-jest-trudne-ale-nie-niemozliwe-wazne-sa-szczegoly