Z notesem wśród Aborygenów, czyli redaktor "Gazety Wyborczej" rusza w Polskę, "Słowiańskość" jako obelga...

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
PAP
PAP

Komentarz "Smoleńsk z betonu, czyli katolickie pogaństwo", opublikowany przez redaktora "Gazety Wyborczej" Krzysztofa Vargę na łamach "Dużego Formatu" - czyli dodatku do "GW" - wart jest odnotowania. Mówi bowiem więcej o zoologicznym podejściu establishmentu do Polaków niż sto esejów. Co więcej, to artykuł, w którym nie brakuje wątków de facto rasistowskich - przymiotnik "słowiański" zastępuje bowiem obelgę.

CZYTAJ TAKŻE: GALERIA. Pomnik-samolot TU-154M w Kałkowie

Varga opisuje swoją wyprawę do Kałkowa, gdzie z potrzeby serca ludzi postawili pomnik śp. prezydenta i innych ofiar katastrofy smoleńskiej. W formie może estetycznie niedoskonałej, ale postawili. A państwo polskie nie postawiło, o co "Wyborcza" dba od dawna.

CZYTAJ TAKŻE: Magdalena Merta o pomniku w Kałkowie: "jest to dar płynący z serca, płynący z prawdziwego oddania swojemu prezydentowi i jego delegacji"

Więc Varga pojechał, bo uznał, że musi "osobiście, naocznie przekonać się o jego [pomnika-red.] demonstrowanym na zdjęciach szkaradzieństwie", ponieważ "są rzeczy, o których pisać należy jedynie po bezpośredniej konfrontacji". Więc pojechał. Ale dotrzeć nie było prosto:

W moim atlasie samochodowym znalazłem Kałków leżący nieopodal Radomia, ściślej rzecz biorąc, koło miejscowości Ciepielów, i tam skierowałem swój pojazd. W skrócie tylko powiem, iż miotałem się po okolicach Ciepielowa jakiś czas, póki, zebrawszy się na odwagę, nie zagaiłem do lokalnego obywatela kontemplującego czas utracony w cieniu drzewa, pod płotem, i od niego dowiedziałem się, że owszem, jest sanktuarium, ale nie w tym Kałkowie, jeno w Kałkowie pod Wąchockiem, kawał dalej. Nie muszę chyba precyzować, że tego Kałkowa pod Wąchockiem w moim atlasie nie było, nabywszy jednak na stacji benzynowej mapę województwa świętokrzyskiego i znalazłszy prawdziwy cel mojej podróży, ruszyłem tedy z Ciepielowa na Wąchock i po jakimś czasie dotarłem do rzeczonego Kałkowa, a precyzując, do Kałkowa-Godowa, bo tam znajduje się Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej.

Te kłopoty - wynikające wyraźnie z braków w warsztacie reportera - wyraźnie Vargę zirytowały:

Wszyscy mniej więcej wiemy, jak wygląda ów biedny tupolew, wszyscyśmy już go obejrzeli w sieci, że jest z betonu, że skrzydła nie wiedzieć zupełnie czemu znajdują się tuż za kabiną pilotów, do której z kolei wstawiono dwa fotele samochodowe, bodajże z wersji rajdowej fiata 126p, że koła ma od poloneza, że generalnie rzecz biorąc, jest to uosobienie polskości wybitne, albowiem wszelkie nasze uniesienia są po prawdzie z betonu i odpadków surowcowych. Zanim się zdążymy solidnie unieść, to już spadamy na ziemię, żadnym betonowym uniesieniem niczego wielkiego się nie zwojuje, ale my próbujemy od stuleci, jest to w jakiś dziwny sposób rozczulające. Tak jak rozczulający jest ten koślawy pomnik, monument ku chwale polskiego nieudacznictwa wszelkiego rodzaju.

Jak wiadomo, porządnego establuszmena polskość co najwyżej "rozczula", a nasze dzieje, owe "kilka stuleci", to jedynie dzieje nieudacznictwa. Co tam, że chyba nie tak wielkiego, skoro Polska jest, a miało jej nie nie być, tak jak miało nie być Polaków. Gdyby Varga żył wcześniej, on by wskazał naszym przodkom drogę ku ojczyźnie i wolności - zapewne idąc tropem Rzewuskiego, bo przecież wszystko lepsze niż "betonowe uniesienia". Ale dalej:

Pokraczność owego monumentu i okoliczności, w jakich się znajduje, obudziła we mnie zatem dwa nieco sprzeczne uczucia, wzruszenie mianowicie i zażenowanie zarazem. Jest to słowiańszczyzna w najczystszej postaci, żeby to przynajmniej była "niesamowita słowiańszczyzna", niestety, to jest zwykła tandetna słowiańszczyzna, prawdziwa polska pogańska słowiańszczyzna, niechaj nikogo nie zwiedzie, iż znajduje się w katolickim sanktuarium, to jest ośrodek pogańskich kultów, prawdziwe chrześcijaństwo - mam pewne podejrzenia - nie jest bynajmniej w naturze Polaków. Być może jacyś germańscy czy skandynawscy protestanci mogą być prawdziwymi chrześcijanami, my z pewnością do chrześcijaństwa nie jesteśmy predestynowani, my do chrześcijaństwa mamy słabą predylekcję, dla nas chrześcijaństwo to jest zasadniczo odpust, cyrk oraz wesołe miasteczko. Owszem, jakżeby inaczej, za murami sanktuarium znajduje się niewielki bazarek z pamiątkami, kilka raptem stoisk, jako się rzekło, to jest kieszonkowy Licheń, a więc i biznes jest relatywnie niewielki, pośród całych tych odpustowych okropieństw znajdowały się, nie mogło być inaczej, trójwymiarowe obrazy Matki Boskiej i Jezusa. (...)

Czyż nie piękna pogarda? O tak, Germanie, zwłaszcza ci zza Odry, doprowadzili swoje "chrześcijaństwo" do prawdziwie mocnego finału, do komór gazowych, ale Varga pewnie wierzy, tak jak niedouczeni amerykańscy studenci, że to nie byli Niemcy, tylko "naziści", więc jakoś jest usprawiedliwiony.

Co jednak istotniejsze - zwróćmy uwagę z jaką pogardą Varga pisze o Słowianach i Polakach: " tandetna słowiańszczyzna, prawdziwa polska pogańska słowiańszczyzna", "prawdziwe chrześcijaństwo - mam pewne podejrzenia - nie jest bynajmniej w naturze Polaków", "dla nas chrześcijaństwo to jest zasadniczo odpust, cyrk oraz wesołe miasteczko".

To ostatnie raczej smuci, bo przecież do Niepokalanowa znów nie tak daleko. Przed wojną Varga pisałby zapewne w taki sam sposób o św. Maksymilianie Kolbe, który - inaczej niż tak cenieni przez niego Germanie - wiarę doprowadził do chrześcijańskiego, nie krematoryjnego końca. Dziś z pogardą opisuje ludowy katolicyzm - dzięki któremu ani nazizm, ani komunizm Polaków nie pokonały, i który w najbardziej nawet prostej postaci jest o niebo lepszy niż brak wiary w Boga - do czego zdaje się prowadzić katolicyzm "Tygodnika Powszechnego" i "Wyborczej".

I puenta:

Udało nam się - za pomocą kilkuset pomników polskiego papieża rozsianych po kraju - zrobić z Jana Pawła II coś w rodzaju krasnala ogrodowego, udało nam się z katastrofy lotniczej zrobić pogański kult, betonowy tupolew jest czymś na kształt totemu, trzeba go wpisać do jakiegoś rejestru i chronić, bo to jest prawdziwa emanacja polskości, niestety.

Tak, tak widzą polskość - jako tandetę, sprowadzoną do ludycznych objawów szczerej miłości do polskiego prezydenta. Oni, którzy nie stanęli nawet w obronie zniczy i wieńców, pouczają tych, którzy nie zawsze udanie, ale zawsze szczerze, Polskę kochają.

Co tu jest prawdziwą tandetą?

Co tu jest kopią tego, co już było - i zawsze źle się skończyło?

Czy to jest przewodzenie, czy to jest poniżanie?

Czy to jest miłość do ojczyzny wreszcie?

Czy tak widząc Polskę, jej dzieje, jej naturę, jej istotę, można realnie o Polskę dbać?

Co powiedziała by "Wyborcza" gdyby ktokolwiek w Polsce tak pisał i jakimkolwiek innym narodzie?

Pat

* - "Aborygeni" - według naszej wiedzy przedstawiciele niektórych środowisk, wiele w Polsce znaczących, tak mówią o zwykłych mieszkańcach Polski w poufnych rozmowach między sobą.

Pat

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych