Uwaga totalitaryzm naprawdę nadciąga. Demokratyczne prawo zaczyna deptać wolność religijną

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
PAP
PAP

Zawsze przestrzegam przed szafowaniem  takimi słowami jak „dyktatura” czy „totalitaryzm”. W kraju mającym za sobą dziesięciolecia rzeczywistej dyktatury, totalitarnej dyktatury komunistycznej, brzmi to szczególnie fałszywie, i chyba również dlatego nie przynosi to środowiskom, które po taką broń sięgają, sukcesu.

Z faktu, że przyjęto u nas ostatnio złą nowelę ustawy o zgromadzeniach, grożącą zawężeniem naszych wolności, nie wynika, że przenieśliśmy się do Polski Bierutowskiej. Demokracja często bywa ułomna, zniekształcona, niepełna. Taka właśnie panuje w Polsce. Ale to nie znaczy, że można obrażać pamięć więźniów z Wronek i z katowni na Rakowieckiej infantylnymi  analogiami.

Można natomiast dostrzec ostatnio w Polsce groźne zapowiedzi totalitarnego myślenia, które również nieobce są demokracjom. Myślenia, które u nas ciągle są jeszcze wyznacznikiem cudzych intencji. Ale w Europie staje się  rzeczywistością, także i prawną. Europejska demokracja naprawdę zaczyna pokazywać groźne, paratotalitarne oblicze.

Oto przy okazji powtarzanego już kilka razy infantylnego pomysłu Wojciecha Maziarskiego aby posłać księdza Adama Bonieckiego do Strasburga aby tam prawował się ze swoimi zakonnymi władzami o prawo do swobodnej wypowiedzi, publicysta „Wyborczej” przywołał triumfalnie całkiem prawdziwy wyrok. Europejski Trybunał Praw Człowieka rozpatrywał skargę niemieckiego kierownika kościelnego chóru zwolnionego przez pracodawcę za życie niezgodne z zasadami katolickiej moralności. To charakterystyczne,  sądy niemieckie żyjące jeszcze w starej epoce uznały, że Kościół ma prawo stawiać swoim pracownikom wymagania związane z jego nauką. Trybunał reprezentuje nową epokę. Obowiązuje prawo pracy, które powinno się kierować jedynie normami państwowymi.

Z całą odpowiedzialnością za słowo twierdzę, że ta nowa epoka jest epoką totalitarną. Pomysł, że wspólnoty, na przykład wyznaniowe, nie mają prawa w swoich stosunkach wewnętrznych stosować własnych zasad, innych niż państwowe, zakłada wszechobecność i wszechwładzę państwa. Jest w oczywisty sposób sprzeczny z wolnością religijną. Fakt, że z zachwytem odnosi się do tego Maziarski, przedstawiający się często jako konsekwentny wolnorynkowiec i wolnościowiec, pokazuje, jak kruche są założenia współczesnego liberalizmu. Staje się on bardzo skwapliwie osłonką dla ordynarnego przymusu. Uderzającego w ludzkie sumienia.

Zarazem zaś, taka zasada prymatu państwowych zasad nad wspólnotowymi prowadzi do głupot i absurdów. Które gdyby nie były groźne, byłyby bezdennie śmieszne. Słynny problem duńskich biskupów ze zwolnieniem pastora deklarującego brak wiary to przecież czysty absurd. W tym przypadku akurat wynikający ze statusu luterańskiego kościoła, który jest naprawdę państwowy, ale takie wyroki jak przywołany przez Maziarskiego, czyni tak naprawdę z wszystkich kościołów przybudówki demokratycznego państwa, z jego wszechogarniającą, jednolitą ideologią.

Czy doczekamy się czasów, gdy obywatele będą uzyskiwali od państwa sądowe nakazy udzielenia im sakramentów, bo przecież jest to „prawo obywatelskie”? Którego bezduszny „funkcjonariusz kultu” im odmawia. Ponieważ absurd z reguły nie ma granic, ma za to tendencję do mnożenia się, uważam to za wysoce prawdopodobne. Takie pokusy powinno się zabijać samym śmiechem. Ale sprawa jest poważna. Śmiertelnie.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych