To nieprawda, że media nie zajmują się rodziną! Z pełnym zaangażowaniem poświęcają jej całe godziny swojego cennego czasu antenowego. Tyle tylko, że interesuje je zaledwie jeden obszar: patologia. Co za tym stoi? Czy to tylko szczera troska o dobro pojedynczych dzieci, najczęściej już nieżyjących? A może próba przemodelowania myślenia społecznego?
By przekonać się z jaką ochotą i determinacją media przedstawiają patologię rodziny wystarczy prześledzić kilka przykładów nagłaśnianych w ciągu ostatnich kilku miesięcy. O sprawie odnalezienia rodziców niezidentyfikowanego chłopca z Cieszyna informowały bez ustanku przez wiele długich dni. Było dla nich jasne, że cała Polska zainteresowana jest śledzeniem losów rodziny Szymona z Będzina. Kamery obecne były przy zatrzymaniu rodziców i towarzyszyły sąsiadom w zmaganiu się z tragedią. Dziś media alarmują o znalezionym w Morągu ciele 5 letniego chłopca w stanie rozkładu. Matka przetrzymywała je przez dwa tygodnie w wersalce. Sprawą półrocznej Madzi media żyły przez kilka miesięcy, a sensacyjne opowiadanie losów jej rodziców pozwalało wielu redakcjom utrzymać widownię.
Tak wygląda obraz polskiej rodziny w mainstreamowych mediach. Patologia, katowanie dzieci i ukrywanie ich w beczkach. To skądinąd najczęstszy argument zwolenników aborcji, którzy przy byle okazji strzelają beczkami w dyskusji, próbując dowieść, że aborcja jest bardziej humanitarna.
Jeśli przyjrzeć się przekazowi medialnemu bliżej, widać doskonale, że wyciągane co rusz jednostkowe przypadki skrajnej patologii, służą do budowania obrazu całości społeczeństwa. Te próby bezprawnego uogólnienia i fragmentarycznego ukazywania rodziny stają się coraz bardziej irytujące.
Na próżno zadawać pytania, dlaczego z takim samym pietyzmem nie mówi się w mediach np. o setkach tysięcy osób biorących udział w kilkudziesięciu Marszach dla Życia i Rodziny w całej Polsce. Dlaczego nie przedstawia się wzorowego przykładu wielu milionów rodzin, które mimo trudności i braku przychylności państwa, są wspaniałym miejscem rozwoju najmłodszych obywateli kraju?
Widać jednocześnie, że konsekwentne nagłaśnianie skrajnie patologicznych przypadków staje się narzędziem do rozpoczęcia dyskusji społecznej o konieczności przejęcia kontroli nad rodziną. Coraz więcej mówi się o wprowadzeniu przez państwo monitoringu dzieci i ich rodzin. Wygląda na to, że wszystko zmierza ku temu, by urzędnicy - wzorem państw skandynawskich - zostali wyposażeni w narzędzia kontrolujące rodziców i rozliczające ich z wychowania.
Dzisiejsza "Rzeczpospolita" donosi, że minister Kosiniak-Kamysz rozpoczął już pracę nad systemem, mającym śledzić losy dzieci, które mogą być ofiarami przemocy domowej. Wykrycie przemocy wobec najmłodszych ma ułatwić nowa baza danych. Miałyby do niej trafiać informacje o dzieciach z wielu źródeł: szkoły, przedszkola, lekarzy rodzinnych, opieki społecznej, kuratora, policji itp. Znalazłyby się tam także dane o szczepieniach i chorobach. Dostęp do bazy miałyby sądy rodzinne, a gdyby pojawiło się w niej zbyt wiele niepokojących sygnałów, sąd musiałby się im przyjrzeć. Jak twierdzi Mirosława Kątna, przewodnicząca Komitetu Praw Dziecka
Stworzenie takiego systemu jest konieczne, bo przypadków znęcania się nad dziećmi jest bardzo dużo. Często wychodzą na jaw, dopiero gdy stanie się nieszczęście.
Sprawa budzi sporo kontrowersji i sprzeciw wielu ekspertów. Prześwietlanie obywateli nigdy nie kojarzyło się dobrze, a tak daleka ingerencja w ich życie budzi ogromny niepokój. Zdaniem prof. Janusza Czapińskiego, który sceptycznie podchodzi do pomysłu, państwo powinno miarkować inwigilację obywateli.
Gdyby urzędnicy, np. kuratorzy, wykonywali swoją pracę rzetelnie, a sąsiedzi informowali o przemocy wobec dzieci, nie bojąc się posądzeń o wtykanie nosa w cudze sprawy, byłoby mniej tragedii
– mówi w "Rzeczpospolitej", podkreślając że działania polityków wyglądają li tylko na bieżącą reakcję na oczekiwania medialne.
Pomysł krytykuje też Paweł Woliński, prezes Fundacji Mamy i Taty.
Powstanie każdego systemu, który śledzi losy obywateli bardziej niż to konieczne, rodzi niepokój. To jest niebezpieczne. Mamy w historii Polski doświadczenia, które o tym świadczą. Każda przemoc: w rodzinie, poza rodziną, wobec kobiet, dzieci, mężczyzn, jest złym zjawiskiem. Nie ma miejsca na inną opinię. Jednak pytanie, czy prowadzenie rejestru, zbieranie informacji może być skutecznym pomysłem na zapobieganie temu zjawisku. Niestety sądzę, że to niewiele da
- mówi w rozmowie z portalem Stefczyk.info.
Zgubne skutki nadmiernej kontroli państwa nad rodziną widać najlepiej na przykładzie państw skandynawskich. Szwecja boryka się z katastrofalnymi skutkami wprowadzenia ustawy o zakazie bicia dzieci w 1979 roku. Powstały w 1996 roku Skandynawski Komitet Praw Człowieka walczy z licznymi przypadkami łamania praw rodziców oraz ich dzieci przez instancje państwa, uzurpujące sobie prawo do decydowania o losie obywateli.
Ustawa, która miała chronić dzieci przed przemocą, skazała je na dramatyczne przeżycia, odbijając się negatywnie na całych rodzinach: dziadkach, wujach czy kuzynostwie. Jak twierdzi szwedzka prawniczka Ruby Harrold-Claesso, przewodnicząca Komitetu, rząd w Sztokholmie wielokrotnie pozywany był do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka przez swych obywateli, bezskutecznie domagających się zwrotu dzieci odebranych bezzasadnie i skazywany na wysokie grzywny.
Harrold-Claesson wydobywa na światło dzienne liczne przypadki nadużyć. Wskazuje przy tym, że w Szwecji, gdzie dodatki rodzinne są bardzo wysokie, sprawy odbierania rodzicom dzieci mają podtekst finansowy. W sytuacji, gdy sąd administracyjny orzeknie o odebraniu im dzieci, dodatki przechodzą na ośrodki opiekuńcze. Sumy jakimi w ten sposób dysponują te placówki są gigantyczne i dochodzą do 365 tys. euro rocznie na jedno dziecko. Nie idzie za tym jednak bezpieczeństwo podopiecznych, którzy często padają tam ofiarami molestowania psychicznego, fizycznego a niekiedy także seksualnego. Sprawa ta ma jeszcze drugą stronę. Rodzice pozbawieni dzieci i dodatków rodzinnych nie mają często pieniędzy na opłacenie mieszkań, stają się bezdomnymi i bezpowrotnie tracą szansę na odzyskanie swoich dzieci.
Jeden z tych dramatycznych przypadków opisany został przez polską emigrantkę Ewę Nowacką w książce "Złota Klatka”. Władze odebrały jej i jej mężowi dziecko, ponieważ bawiąc się spadło ze stołu i konieczna była pomoc lekarska. Zgodnie ze szwedzkim prawem jako rodzice stali się pierwszymi podejrzanymi o przemoc.
Prawo ma chronić krzywdzone dzieci. Tymczasem często jest dziś wykorzystywane do tego, by terroryzować dzieci i rodziców. Dzieci są odbierane rodzicom z banalnych powodów. Na przykład mama nie miała pieniędzy na opłacenie czynszu i rachunków za prąd. Zwróciła się do biura pomocy społecznej. Zamiast wsparcia, odebrano jej dziecko
- mówi Harrold-Claesson w rozmowie z "Rzeczpospolitą" z maja 2010 r.
Skutki szwedzkiej ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie są katastrofalne. Warto pamiętać, że jej wprowadzeniu ponad 30 lat temu towarzyszyły dobre intencje rządu i pełne społeczne przyzwolenie. Aplauz Szwedów za zaostrzeniem prawa wobec rodziców krzywdzących swoje dzieci z pewnością był powszechny dzięki mediom, które budowały przekaz o dziecięcej bezradności wobec bestialskich rodziców. Któż mógłby się oprzeć takiemu postawieniu sprawy? Chodzi przecież o dobro dzieci.
Gołym okiem widać, że zmierzamy w podobnym kierunku. O przyczynach patologii mówi się niewiele. Rząd od lat nie podejmuje właściwych działań prewencyjnych, by skutecznie zapobiegać alkoholizmowi czy narkomanii. Rodziny, które borykają się z tymi problemami także nie są prowadzone w odpowiedni sposób. Wychowywanie do odpowiedzialności, wstrzemięźliwości i wierności podstawowym zasadom Cywilizacji Łacińskiej są przez media wyśmiewane i deprecjonowane. W zamian promuje się konsumpcjonizm oraz używanie świata i ludzi do zaspokajania własnych potrzeb, które w wyniku ich regularnej stymulacji medialnej są coraz większe. Kanon braku zasad podtrzymywany jest także przez wielu polityków, którzy zgodnie ze swoim brakiem konsekwencji, staną za chwilę po stronie krzywdzonych kobiet czy dzieci, próbując wprowadzić nowe rozwiązania prawne. Zaskakujące, że nie ma w tym nawet cienia refleksji i próby znalezienia związku przyczynowo-skutkowego pomiędzy rozbudzeniem potrzeb, zanegowaniem wartości, nihilizmem, bezkrytycznym hołdowaniem absolutnej wolności, nieuporządkowaniem życia wewnętrznego, rozchwianiem emocjonalnym, zniewoleniem, uzależnieniem, a patologicznym działaniem, prowadzącym do rodzinnego dramatu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/135782-media-nie-poswiecaja-uwagi-rodzinie-skadze-mowia-o-niej-godzinami-najchetniej-o-patologii-podzielimy-los-szwecji
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.