Nastąpiło wzmożenie. Ministerstwo Finansów zapowiedziało, że płacenie abonamentu RTV będzie bezwzględnie egzekwowane. Bardzo się ucieszył Juliusz Braun, prezes TVP – ten, co zatrudnił kieszonkowego satanistę Darskiego, a potem go wywalił, bo się przestraszył. Braun w ogóle taki bardziej strachliwy jest. Cały czas wygląda, jakby się strasznie bał.
Teraz jednak się prezes TVP ucieszył. Nic dziwnego – telewizja publiczna jest w katastrofalnej sytuacji finansowej, a wpływy z abonamentu są żałosne. Sytuacja jest tak dramatyczna, że TVP grozi po prostu bankructwo. A wtedy ci, którzy mogą na takim bankructwie zrobić interes – od firm producenckich po prywatne koncerny medialne – będą przeszczęśliwi. No, ale niekoniecznie musi się z tego cieszyć obecny prezes TVP, który zapewne nie chce być zapamiętany jako grabarz tej instytucji. Możliwe też, że nie jest to do końca w smak siłom politycznym, które się na TVP uwłaszczyły: PSL, SLD oraz panu prezydentowi. Firmy producenckie mają w większości kumple polityków innej partii.
Tak czy owak, resort finansów zapowiedział, że abonament będzie bezwzględnie ściągany. Bardzo to zabawna zapowiedź. I nie o tym nawet mowa, że kilka lat temu sam Donald Tusk gromił abonament jako „archaiczny haracz”, z którym Platforma błyskawicznie skończy. Finał tej obietnicy jest taki, jak innych obietnic PO – zero zdziwień. Zabawna jest ta zapowiedź głównie dlatego, że jedynym organem uprawnionym do kontrolowania, czy telewizor i radio są prawidłowo opłacane, jest Poczta Polska. Zaś skuteczność tej instytucji w tej sferze jest jak dotąd porażająca. W ubiegłym roku za sprawą przeprowadzonych przez PP kontroli urzędy skarbowe wyegzekwowały zaległości od – uwaga, uwaga! – całych 459 gospodarstw domowych. Słownie: czterystu pięćdziesięciu dziewięciu. Dziś abonament płaci regularnie w Polsce niecały milion gospodarstw. Żeby płaciły, dajmy na to, chociaż dwa miliony, poczta musiałaby zwiększyć swoją skuteczność (wraz z urzędami skarbowymi) o ponad 217000 proc. (tak: dwieście siedemnaście tysięcy procent). Byłby to chyba największy wzrost efektywności w historii ludzkości.
Lecz to nie koniec zabawy, bo przecież kontroli musi ktoś dokonywać. A mogą jedynie pracownicy Poczty Polskiej – listonosze, względnie inni pracownicy PP. I teraz proszę sobie wyobrazić, że przychodzi taki biedny listonosz i – zgodnie z przepisami – informuje, że chciałby wejść do nas do domu, żeby sprawdzić, czy mamy odbiorniki telewizyjne lub radiowe. Może przy tym okazać zezwolenie od kierownika placówki, legitymację, dowód osobisty, a nawet odpis aktu ślubu. W 999 przypadkach na 1000 dostanie siarczystego kopniaka i już siedząc na chodniku przed domem delikwenta będzie mógł spokojnie sporządzić sobie protokół, w którym wyjaśni, jak doszło do tego, że kontroli nie przeprowadził. Już widzę, jak dziesiątki – ba, setki! – pracowników Poczty Polskiej garną się do realizacji tego wdzięcznego i przyjemnego zadania.
No i wreszcie jest pytanie najpoważniejsze: dlaczego w ogóle mielibyśmy płacić za to, co pokazuje nam TVP? Dlaczego miałbym się składać na niebotyczną pensję pani Lisowej, której nie jestem w stanie zdzierżyć przez choćby dwie minuty, albo na wynagrodzenie jej małżonka, albo wreszcie na żałosne teleturnieje, mające podobno realizować tak zwaną misję? Dlaczego miałbym łożyć na partyjną stację Peezelu, zwaną dla niepoznaki „TVP Info”? Naprawdę, nie widzę powodu. Publiczne media, owszem, są potrzebne, ale pod warunkiem, że mają więcej wspólnego z dobrem publicznym niż z domem publicznym. Nawet wiedząc, że upadek TVP będzie oznaczał łatwe zwycięstwo rozmaitych amatorów rozdrapywania publicznej własności, nie jestem w stanie przekonać sam siebie, że warto te parę groszy na Brauna i jego ferajnę rzucić.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/135439-resort-finansow-zapowiedzial-ze-abonament-bedzie-bezwzglednie-sciagany-bardzo-to-zabawna-zapowiedz