Anna T. Pietraszak o tym jak świadomie niszczy się TVP. I w czyim interesie. "Czekają na to zamożni potentaci producenccy"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

W poniedziałkowym "Naszym Dzienniku" bardzo ciekawy tekst Anny T. Pietraszak, która była filmowcem zatrudnionym w TVP od 1977 do 2011 roku.

Autorka opisuje jak publiczne dobro jakim jest telewizja publiczna jest rozrywane przez lobbies producentów telewizyjnych powiązanych z politykami. Proces trwa od dawna, ale właśnie teraz,wskazuje autorka, zbliża się finał - ostateczne zniszczenie TVP. Dorobieni na niej producenci są już bowiem gotowi by spróbować przejąć całość:

 

W mroku korytarzy Woronicza od około 1995 roku szeptało się o planowanym upadku telewizji publicznej, prywatyzacji anteny 2, oddaniu pod władzę samorządów oddziałów regionalnych. Pierwszy raz w tym roku prezes Juliusz Braun, który był w latach 90. szefem KRRiT, ma więc znakomite rozeznanie w strukturach i prawach mediów wizualnych, publicznie przyznał się do katastrofalnej sytuacji finansowej TVP! Nie ma planu naprawczego, nie ma rwetesu w prasie, nic się nie dzieje.

Kilka lat wcześniej to Donald Tusk nawoływał do popełnienia masowego przestępstwa, tj. do niepłacenia abonamentu, nazywając wprost tę daninę zbędnym reliktem przeszłości. Natychmiast wpływy abonamentowe drastycznie zmalały. Dziś scenariusz się dopełnia, jeszcze tylko, jak kiedyś w Stoczni Gdańskiej, należy ogłosić upadłość TVP i już można będzie antenę 1 oddać całkowicie "misjom" politycznym, a wszystkie pozostałe - skomercjalizować. Czekają na to nowocześni, zamożni potentaci producenccy.

Ciekawie brzmi wspomnienie spotkania autorki z obecnym prezydentem Bronisławem Komorowskim piętnaście lat temu:

 

Na mrocznych korytarzach TVP zrobiłam kiedyś "lewy interes". Wynajęłam za gotówkę, płatną z kieszeni do kieszeni, całą ekipę filmową. Nie wolno było nam, pracownikom telewizji, pracować przy kampaniach wyborczych. Ale wszyscy najlepsi przy tym pracowali, a gaże bywały ogromne. Jak dziś pamiętam, wtedy, w 1996 roku, w kampanii AWS, startowali dość słabi kandydaci, jednak nam zależało przede wszystkim na tym, "aby Polska była Polską".

Ulitowaliśmy się nad tym miłym, takim ojcowskim, skromnym, ba, nieśmiałym kandydatem AWS, jaki po znajomości zgłosił się do mnie, polecony przez przyjaciela aktora (internowanego w stanie wojennym, a któremu od tamtych strasznych czasów ufaliśmy absolutnie), byłym wiceministrem obrony Bronisławem Komorowskim. Dysponował tak mizerną kwotą, że pracowałam społecznie, tylko ekipa miała zapłacone. Zrobiliśmy mu wyborczy klip. Pokonał konkurencję.

Tak bardzo liczyliśmy, że to będzie ten "nasz człowiek" w AWS, ten, który uchroni może np. telewizję publiczną od upadku. Jakże się pomyliliśmy! Jak szkoda było tak ryzykować! Dzisiaj stoi na straży interesów grupy swego przyjaciela Jana Dworaka, ani się zająknie w sprawie obrony nie tylko resztek telewizji publicznej, zagrożonej już ewidentnym upadkiem i sprywatyzowaniem, ale także w obronie katolickiej Telewizji Trwam, choć powinna mu być bliska w deklarowanej wierze

- gorzko puentuje Anna T. Pietraszak.

gim, źródło: Nasz Dziennik

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych