W sobotę oprawiłem mszę św. za duszę śp. babci Janiny Aliny ze Sławińskich Isakowicz, w 29 rocznicę jej śmierci. Była ona córką Tadeusza Sławińskiego, rzeźbiarza i ceramika ze Lwowa, i Marii Łysiak, urodzonej pod Sokalem w rodzinie greckokatolickiego księdza. Była więc ona pół-Polką, pół-Ukrainką.
Przedpołudniem pojechałem wraz z Grzegorzem, organizatorem moich spotkań, do London. Po drodze wstąpiliśmy do jego obszernego domu na obrzeżach miasta. W jego biurze zobaczyłem chyba z dwadzieścia podobizn Józefa Piłsudskiego. Grzegorz, rodem z Lubawy, jest bowiem komendantem tutejszego Związku Strzelca. Na mszy św. ubrany był w mundur legionisty, a na co dzień chodzi w maciejówce z orzełkiem.
London leży 120 km. od Guelpf. Liczy ok. 350 tys. mieszkańców. Tutaj zaopiekowali się mną kolejni działacze polonijni: Piotr i Roman. Ten ostatni jest wnukiem Kresowianina, zamordowanego przez UPA w Krwawą Niedzielę 11 lipca 1943 r. na Wołyniu.
O 14.30 odbyło się moje ostatnie spotkanie autorskie. Miało ono miejsce w Centralnej Bibliotece Publicznej, znajdującej się w środku miasta. Po spotkaniu poszliśmy do restauracji "Marienbad", utrzymanej w austro-węgierskim stylu. Na obiad był gulasz węgierski i sznycel po wiedeńsku. Do tego czeskie piwo. W porównaniu do codziennego pożywienie Kanadyjczyków, mającego angielsko-włosko-chińskie cechy, to ten zestaw był zaskakujący.
Po obiedzie przejechaliśmy przez centrum miasta. Szczególne wrażenie robi katedra św. Piotra oraz bardzo duży kampus Uniwersytetu Zachodniego Ontario, wzniesiony w typowym wiktoriańskim stylu.
Nocuję w domu Romana i jego żony Katarzyny. Oboje są rodem z Warszawy. Mają czworo dzieci. Wieczorem były jeszcze "nocne Polaków rozmowy" oraz przegląd rodzinnych albumów z Wołynia, a także fotografii kolekcjonerskich z czasów II wojny światowej. Niektóre z nich , to prawdziwe perełki, ale o nich napiszę osobno.
W niedzielę pojechałem do kościoła polskiego w London. Przejeżdżając przez most zauważyłem, że tutejsza rzeka nazywa się tak samo jak w Londynie - Thames, czyli Tamiza.
Kościół polski zbudowany został przez ks. Franciszka Plutę, który dotarł tutaj przez Syberię. Od 50 lat opiekują się nim księżą michalici, których znam dość dobrze. Koncelebrowałem mszę św. o 10.30, a następnie na zaproszenie Rycerzy Kolumba byłem na obiedzie w pomieszczeniach pod kościołem.
Przyjechała po mnie Irena, rodem ze Szczecina, która zawiozła mnie na lotnisko w Toronto. Jest to odległość ok. 170 km., które przebyliśmy bardzo szybko. Nie lubię jeździć samochodem prowadzonym przez niewiastę, ale akurat w tym wypadku jechało się bardzo dobrze. Poza tym autostrada, jak i wszystkie inne drogi kanadyjskie, była wyśmienicie utrzymana.
Dojechaliśmy na lotnisko w Toronto, skąd poleciałem do Ottawy. Pożegnałem się z Gosią i Adamem, którzy pomimo niedzieli specjalnie przyjechali na lotnisko. Z lotniska w Ottawie odebrał mnie Edward, z którym pojechałem do podmiejskiego domu Wacława i Elżbiety, pochodzących z Krakowa, którzy kierują Klubem Gazety Polskiej w stolicy Kanady. Były jeszcze trzy inne małżeństwa. Bardzo miły wieczór pożegnalny przy grillu i irlandzkim czerwonym piwie.
Muszę jeszcze dodać, że w London spotkałem się jeszcze z Tomaszem, militarystą-hobbystą, który pokazał mi przepiekną przez siebie wykonaną rzecz. Była to replika szabli hetmańskiej, zdobionej przez lwowskich Ormian. Na rękojeści była wykonana głowa kozaka, a cała pochwa była pokryta "jaszczurem", czyli skórą rekina. Przepiękna rzecz. Szablę sfotografowałem, aby przygotować artykuł na jej temat.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/135077-dalszy-ciag-relacji-z-pobytu-w-kanadzie-nocne-polakow-rozmowy-oraz-przeglad-rodzinnych-albumow-z-wolynia
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.