Polacy bronią nadbałtyckiego nieba. Dla Kremla to „narośl, obca enklawa w swojej strefie wpływów”

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. Wikipedia.pl
Fot. Wikipedia.pl

Z punktu widzenia wojskowego litewska Żmudź to teren strategiczny. Postsowieckie republiki w 1990 r. obrały zdecydowany kurs na Zachód, nie oglądały się na Moskwę i więzi dawnego układu, nie weszły w skład WNP, od 2004 roku należą do NATO. Ale na lądzie otacza je wciąż granica z Rosją i Białorusią. Jedynie niewielki fragment łączy Bałtów poprzez Polskę z resztą Sojuszu i z Unią Europejską

– czytamy w „Naszym Dzienniku”. Gazeta zamieszcza ciekawą analizę sytuacji militarnej w tym regionie.

Jak wskazuje Piotr Falkowski, sytuacja państw bałtyckich skazuje je na niebezpieczeństwo:

Kreml musi więc patrzeć na te trzy plamki na mapie jak na jakąś narośl, obcą enklawę w swojej strefie wpływów. A dla Paktu Północnoatlantyckiego ta najdalej wysunięta placówka jest prawdziwym szańcem, miejscem, gdzie w powietrzu trwa mała wojna - o zaznaczenie obecności, pokazanie siły, przypomnienie, że na zapleczu politycznej gry jest zawsze ostateczny argument militarnej potęgi.

Silne wpływy Rosji w Europie Środkowej powodowały, że NATO zwlekało z opracowaniem planów ewentualnościowych Sojuszu.

Powstały dopiero w 2010 roku. Wcześniej w NATO zabrakło jakoś zdecydowania, żeby je stworzyć, bo musiałyby jednoznacznie wskazywać przeciwnika - przecież Bałtowie nie obawiają się Finlandii ani Szwecji. Stworzono je podobno niemal przez przypadek. Prezydent USA Barack Obama zobaczył po objęciu urzędu odpowiednią mapę i zaniepokoiła go biała plama w tym miejscu Europy. Kazał przygotować sztabowcom odpowiednie dokumenty. To stało się, zanim zdecydowanie podjął politykę "resetu" w relacjach z Rosją. Polecenie oczywiście wykonano

– czytamy w „ND”.

Jak zaznacza dziennikarz, plany opracowano na wypadek wojny, w czasie pokoju aktywność NATO zaznacza się w Państwach Bałtyckich rotacyjnym patrolowaniem nieba nad Litwą, Łotwą i Estonią. Wszystko dlatego, że kraje te nie dysponują własnym lotnictwem:

Teraz nieba nad trzema państewkami bronią Polacy. Ich kontyngent nazywa się Orlik. Obecny jest już czwartym. Misję wykonują żołnierze 22. Bazy Lotnictwa Taktycznego z Malborka. Ich siedzibą jest stare miasto na Żmudzi - Szawle. Przyjechała ich setka, mają ze sobą cztery myśliwce MiG-29.

Jak wskazuje „Nasz Dziennik” załogi NATOwskich patroli na ogół „pomagają samolotom, które straciły orientację, mają uszkodzoną łączność czy inne awarie”.

Jeśli zdarzają się naruszenia przestrzeni powietrznej, to w wyniku błędu, nieuwagi, usterek samolotu. Nad państwami bałtyckimi dochodzi jeszcze jeden czynnik. Aktywne jest tu wojskowe lotnictwo rosyjskie

– czytamy w gazecie.

Ppłk. pil. Leszek Błach, który dowodzi polskim patrolem nad krajami Bałtyckimi wyjaśnia w „ND” z jakimi samolotami mają kontakt jego podopieczni:

Jeśli chodzi o maszyny wojskowe, to my, podobnie jak piloci z innych krajów, spotykamy najczęściej statki powietrzne rosyjskie. Są to samoloty różnego typu. Od transportowych po bojowe. Spotykamy też wojskowe samoloty sojuszników z NATO, które przylatują na różne ćwiczenia nad terytorium państw bałtyckich. Niekiedy samoloty rosyjskie nie zachowują się tak, jak to wynika z zasad ruchu powietrznego. Nie zawsze statki powietrzne wykonujące przeloty z lub do obwodu kaliningradzkiego są wyposażone w urządzenia wymagane przez międzynarodowe przepisy. W związku z tym na ekranach radarów są inaczej oznakowane. Takie samoloty są przez nas eskortowane. Dzieje się to nad wodami międzynarodowymi i wtedy nie dochodzi do naruszenia przestrzeni powietrznej państw bałtyckich. Nam bezpośrednie naruszenia się nie zdarzyły. Ale jesteśmy gotowi także na taki przypadek.

„Nasz Dziennik” wskazuje, że Rosja prowadzi szczególnie intensywne loty w regionie obwodu kaliningradzkiego:

Pomiędzy bazami w obwodzie kaliningradzkim a resztą terytorium Rosji odbywają się ciągle różne loty, poza tym Rosjanie w obwodzie prowadzą regularnie ćwiczenia w powietrzu. Siły NATO wszystkie te ruchy bacznie obserwują. Latają oczywiście samoloty transportowe z zaopatrzeniem wojsk rosyjskich w enklawie. Ale też wspomniane myśliwce Su-27 i bombowce Su-24. Największy niepokój budzą oczywiście samoloty rozpoznawczo-zwiadowcze, czyli po prostu szpiegowskie.

Najczęściej Rosjanie używają Ił-20, którego „kabina to naszpikowana elektroniką laboratorium”.

Więcej o zmaganiach na nadbałtyckim niebie w „Naszym Dzienniku”.

KL

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych