Huczne - na miarę III RP - obchody 90. lecia połączenia Polski i Śląska - cieszą. Jest nadzieja, widać promyk przebudzenia

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Uroczystości w 90. rocznicę przyłączenia części Górnego Śląska do odradzającego się Państwa Polskiego, 22 bm. w Katowicach. PAP/Andrzej Grygiel
Uroczystości w 90. rocznicę przyłączenia części Górnego Śląska do odradzającego się Państwa Polskiego, 22 bm. w Katowicach. PAP/Andrzej Grygiel

Huczne - na miarę III RP - obchody 90. lecia połączenia Polski i Śląska - cieszą. Oznaczają dostrzeżenie problemu rosnących w siłę separatystów śląskich, są próbą przypomnienia tym niechętnym Polsce ludziom, że Śląsk to pełnoprawna część Polski, a jego zjednoczenie z Polską było wyrazem woli tak Ślązaków, jak i Polaków z innych regionów.

Te obchody są także ośmielającym sygnałem wobec tych mieszkańców Śląska, którzy nie nabierają się na wrogą Polsce propagandę. A ośmielenie jest potrzebne, bo ostatnie lata mogły onieśmielić.

Co ważne - te obchody dość jednoznacznie wpisują się w polską rację stanu, bez pojawiających się wcześniej - także ze strony polskich władz - tez o "bratobójczym konflikcie", w którym ci co za Polską i co co przeciw Polsce jednakowo mieli rację.

Przeciwko separatystom wyraźnie opowiedział się prezydent Komorowski. Mówił o "pomysłach trochę z lamusa historii wyciąganych", postulował, by "nie szukać "jakichś egzotycznych rozwiązań", tylko wykorzystywać "ten wielki potencjał, który tkwi w samorządności".

To pozytywna zmiana. W maju zeszłego roku, przy okazji obchodów rocznicy III Powstania Śląskiego, prezydent mówił w innym tonie. Wzywał wówczas, by "nie zapominać, że dramat tamtego czasu podzielił nie tylko śląskie wioski i miasta, ale także familoki, a często i poszczególne śląskie rodziny", a także by... "szanować wybory tych, którzy stanęli po drugiej stronie zmagań" - choć przecież po drugiej stronie walczyli nie Ślązacy, ale głównie niemieccy ochotnicy z Rzeszy.

Być może prezydent zmienia optykę, ponieważ trwale próbuje zająć większy kawałek prawej strony sceny politycznej. Być może szuka różnicy z premierem. Ale to sprawa drugorzędna. Ważne, że z Warszawy płynie na Śląsk sygnał dystansu wobec RAS-iowców. W obecnych warunkach to bezcenne.

Niestety, premier Tusk nadal pozostaje wierny optyce udawania, że problemu nie ma (być może z jego perspektywy rzeczywiście nie ma). Owszem, złożył kwiaty pod Pomnikiem Powstańców Śląskich, ale nie ustrzegł się dziwnie ironicznej miny. A mina w takich chwilach - rzecz bardzo ważna.

CZYTAJ TAKŻE: Co myśli premier Tusk gdy składa kwiaty pod Pomnikiem Powstańców Śląskich?

Z kolei w przemówieniu, w obliczu kwestionowania praw Polski do Śląska nie zdobył się na nic więcej niż sugerowanie, że separatystom - z którymi PO jest na Śląsku w koalicji i którym oddała kulturę - trzeba dać więcej:

"Trzeba uczciwie zrównoważyć to, co Śląsk daje i to, do czego ma prawo (...) za to, co dawał przez dziesięciolecia. Ta debata musi się toczyć nieustannie i każda władza centralna powinna być wrażliwa, może nie na każdy głos, bo nie każdy jest mądry, ale na wszystkie te głosy Ślązaków, którzy mają prawo do tego, żeby żyć w ojczyźnie, która daje poczucie sprawiedliwości".

Sprawa separatyzmu śląskiego jest dziś dla Polski niezwykle ważna. Celem całej operacji jest przecież trwałe osłabienie i okaleczenie Polski - sprawienie, by Rzeczpospolita, dziś narodowościowo niezwykle jednorodna, miała swój "Kraj Basków". By to był problem pochłaniający uwagę i energię Polaków. Tak pochłaniający, że na zabiegi o pozycję w Europie nie będzie już ani sił, ani ochoty.

Wreszcie, to sposób na zmniejszenie potencjału Polski, która wielu wydaje się państwem zbyt dużym i zbyt ludnym jak na tę część kontynentu, w której leży. Tu mają być tylko kraje małe, które nie będą stawiały warunków, nawet potencjalnie.

Tegoroczne obchody śląskiej rocznicy, nie zamykają sprawy. RAŚ wciąż jest groźny - współrządzi województwem, buduje wpływy na uczelniach, w placówkach kultury, stale spycha do defensywy obrońców polskości i śląskości autentycznej (czyli związanej z Polską). I wciąż nie widać, by zajmowały się nim te organy państwa, które zajmować się powinny.

A jednak jest nadzieja, widać promyk przebudzenia. Gdyby tak jeszcze pojawiło się kilku lokalnych liderów - rzeczników sprawy polskiej... Wierzę, że się pojawią.

Sprawa RAŚ - podobnie jak spraw obrony nauczania polskiej historii w polskiej szkole - pokazuje jasno, jak należy działać. Należy mówić prawdę, otwarcie nazywać niebezpieczeństwa, nie żałować czasu i wysiłku. Metoda przeczekania, udawania, że sprawy nie ma - to droga donikąd. Tylko rozzuchwala.

Autor

Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych