Czy możliwe jest rozwiązanie PZPN? To by przerwało scenariusz gnicia. Analiza Piotra Zaremby

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
PAP
PAP

Wszystkie dyskusje toczą się w Polsce w cieniu Euro niemrawo i na pół gwizdka. Nawet dyskusja  o czymś, co powinno ekscytować: o kondycji naszej piłki  ledwie się przebija. Dlaczego?

Trochę dlatego, że mamy kanikułę. Polacy jakby się zmęczyli życiem publicznym. Ale po części i dlatego, że ta akurat debata prowadzi wszystkich w ślepy zaułek.

Oto PiS zaproponował ustawowe uderzenie z Polski Związek Piłki Nożnej. Ale ponieważ w kręgach przywódczych tej partii zauważono, że tego nie da się tak naprawdę zrobić bez przyzwolenia wielkich i niekontrolowanych przez nikogo międzynarodowych molochów: FIFA i UEFA, dodano do tego warunek: aby Zbigniew Boniek i Michał Listkiewicz zajęli się negocjowaniem  – z działaczami tamtych struktur. Dlaczego ludzie międzynarodowego piłkarskiego establishmentu (w szczególności Listkiewicz) mieliby to zrobić? Zwłaszcza z inicjatywy PiS, którego nie cierpią (Listkiewicza rząd tej partii próbował, zasadnie skądinąd, pozbawić stanowiska) Tego Jarosław Kaczyński i jego elokwentny rzecznik Adam Hofman już nie wyjaśnili.

Ale odpowiedzi są jeszcze bardziej niespójne i zasmucające. Oto Stefan Szczepłek, dziennikarz sportowy, którego trudno nie cenić za piłkarską wiedzę, wyśmiał PiS-owskie propozycje na łamach „Rzeczpospolitej”. Co jednak w zamian? Status quo? Zgoda na Grzegorza Latę i jego ferajnę? I znowu, odpowiedzi brak.

Niektórzy autorzy ograniczają się do wykazywania, że Lato się nie nadaje. Ależ naturalnie - już afera z usuwaniem orła z koszulek polskiej reprezentacji powinna wystarczyć aby go nie było. Albo korupcyjne rozhowory nagrane przez jednego z jego dawnych sojuszników, a teraz wroga. Kłopot w tym, że PZPN naprawdę zyskał status świętej krowy.

Jest stowarzyszeniem, ale przecież obdarzonym funkcjami publicznymi – czymże innym jest prawo organizowania rozgrywek. Z tego punktu widzenia jakakolwiek ingerencja władz, łącznie z rozwiązaniem PZPN znakomicie się broni. Nie jest żadnym naruszeniem autonomii społecznych inicjatyw, bo dotyczy struktury quasi państwowej, stworzonej jeszcze przez władze PRL. Zarazem PZPN jest wielką firmą. Zarabiającą na transmisjach z meczów, biletach na stadiony, wpłatach sponsorów i datkach klubów. Tyle że jest to firma monopolistyczna, więc zdemoralizowana swoim monopolem.

Ten monopol jest utwierdzany nie tylko brakiem konkurencji. Także poczuciem, że jakikolwiek towar nie zaserwuje Polakom , zostanie on kupiony. Normalne firmy, nawet monopolistyczne, odpowiadają za pogarszające się wyniki, choćby przed akcjonariuszami. Tu mamy ferajnę, która nie kieruje się zasadami rynku i wybiera sama siebie. Tu można działać na szkodę swojego gospodarstwa – Michał Listkiewicz zarabiał 14 tysięcy złotych, pensja Laty to 1 procent budżetu całego związku – 600 tysięcy złotych rocznie. W tej sytuacji Lato może z jednej strony przekonywać, że nikt nie ma prawa się wtrącać w jego działalność. Ale z drugiej, pytany o wyniki Euro rozkładać bezradnie ręce. – My zrobiliśmy wszystko, to piłkarze nie chcą grać.

Powtórzmy: państwo mogłoby to zmienić, ale sensem istnienia PZPN jest udział w międzynarodowych rozgrywkach. Dopóki UEFA i FIFA tego rodzinnego gospodarstwa bronią, koło się zamyka. To swoiste perpetuum mobile.

Naturalnie widać dwa rozwiązania, oba piekielnie trudne, prawie nie do osiągnięcia. Pierwsze: popularny i umiejący wytłumaczyć ludziom swoje decyzje rząd decyduje się jednak na starcie z FIFA i UEFA. Ryzykuje kolejne rozgrywki (w tym przypadku eliminacje do Mundialu), rozwiązuje PZPN, próbuje zbudować nową uczciwą strukturę. Można by to poprzedzić tajnymi negocjacjami z UEFA i FIFA, choć ich wyniki można raczej przewidzieć. Ludzie typu Platiniego nie poświęcą polskich kolegów.

Czy ktoś się na to zdecyduje? Kłopot polega na tym, że ten rząd nie jest już bardzo popularny, a decyzja odebrania ludziom sportowych emocji na kilka lat mogłaby być samobójcza. To wymagałoby zresztą kontraktu, także na scenie politycznej. Żeby nikt nie wykorzystywał takich perturbacji przeciw rządzącym. Na obecnej skłóconej scenie politycznej miejsca na takie kontrakty jest bardzo mało. Zresztą wynik byłby i tak wątpliwy. A może indywidualistyczni do bólu Polacy umieją dobrze zagrać u obcych, ale nie potrafią już stworzyć narodowej zgranej drużyny?

Inna droga, nie wykluczająca zresztą tamtej, to próba bojkotu meczów „przeciw PZPN” przez samych ludzi. Zwykłych kibiców. Takie myśli pojawiały się za każdym razem, kiedy działacze popadali w kłopoty z kolejnymi ekipami rządzącymi. Ale nic z nich nie zostawało, nawet gdy tabuny działaczy dostawały prokuratorskie zarzuty. To mogłoby być skuteczne. To perpetuum mobile zatrzymałoby się być może, gdyby je uderzyć po kieszeni. To by wymagało jednak obywatelskiego odruchu od tysięcy ludzi. Kto miałby kibiców zorganizować? Pod jakimi hasłami?

Jeśli do któregoś z tych dwóch rozwiązań nie dojdzie, bądźmy przygotowani na scenariusz powolnego gnicia. Oni będą udawać, że coś organizują. A my będziemy po raz nie wiadomo który pokładać nadzieje w kolejnych rozgrywkach. I jakoś się to będzie samonapędzać. Jak każde perpetuum mobile.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych