Ryszard Surmacz - Śląsk (Część II). "Nie sposób obronić polskiej drogi na Śląsku bez czynnego włączenia się w tą obronę polskich, ale też i… śląskich Ślązaków"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
PAP
PAP

Ryszard Surmacz

Śląsk

(Część II)

CZYTAJ TAKŻE: Ryszard Surmacz: Śląsk. "Gdy nie ma państwa, w takiej sytuacji, zaczynają się rodzić agresywne regionalizmy"

Dnia 27.11.2011 r. portal polityce opublikował pierwszą część Śląska, dziś druga. Wówczas opisywałem Śląsk z pewnej perspektywy, dziś postaram się opisać go od strony „kuchennej”. Na początek jedna uwaga: wszelka dyskusja na tematy Śląska (i ziem zachodnich i północnych) zatrzymała się gdzieś na poziomie lat 50-60-ych. Wróciła na krótko z początkiem lat 90-ych. Ogólnie jednak dyskusja została zacementowana w okresie wczesnego Gierka, kiedy w 1970 r. nastąpiło porozumienie RFN-ZSRR, a potem prawdopodobnie w oparciu o nie, porozumienie Gierek-Brandt. Polski przemysł ciężki i wydobywczy rozbudowany został ponad potrzeby ówczesnego państwa. Huta „Katowice” z szerokimi torami była tego symbolem. Wszystkim mieszkającym w Polsce wydawało się, że wstąpiliśmy na drogę wielkiego dobrobytu, a architektom gierkowego rozdania, że realizują swój plan. Każdy dostał swoją perspektywę: Rosjanie, Niemcy Polacy i Ślązacy. I właśnie ten fakt na Górnym Śląsku (Katowickie i Opolskie) wyciszył kulturowo-polityczne animozje i antagonizmy miedzy ludnością miejscową i przyjezdną.

Wielką politykę pozostawmy na boku, zwróćmy uwagę na Górny Śląsk. Antagonizmy kulturowe na Opolszczyźnie były dużo bardziej żywe, niż w województwie katowickim. Stosownie do tego późniejszy okres „Solidarności” pokazał, że między Polakami a Ślązakami obu części Śląska, istnieje płaszczyzna porozumienia ponad Kościołem. W okresie „Solidarności” zaczęła ożywiać się też śląskość. I tu małe wyjaśnienie: jak polskość – ogólnie pobudzana jest ideałami wolności, tak śląskość na Śląsku Opolskim została intensywnie pobudzana przez kontakt z Niemcami (paczki wartości ranty dziadka w Wehrmachcie, 100 marek na granicy, niemieckie sklepy „nie do opisania”, paragraf 116 konstytucji niemieckiej). Tę samą śląskość w Katowickim nie pobudzał w takim stopniu kontakt z Niemcami, lecz świadomość własnego bogactwa kopalnego i stary żal do Polski z okresu międzywojennego – choć wówczas był jeszcze mało dostrzegalny. Mieszkańcom obu części Górnego Śląska nie można odmówić jednak lokalnego patriotyzmu. W Polsce patriotyzm jest jeden i dotyczy całości terytorium państwa, ale w tym względzie Polacy z pozostałych części Polski powinni brać przykład z tego napięcie, jaki towarzyszy Ślązakom, gdy mówią o Śląsku.

Opolszczyzna więc ze względów historycznych (1945 r.) i strukturalnych (wieś i rolnictwo) jest inna niż Katowickie. Po podpisaniu traktatu granicznego z Niemcami w 1990 r., w którym zapisano powstanie mniejszości niemieckiej, polskie władze nie chciały lub nie potrafiły tam przejąć inicjatywy. Przejęła je zatem wielopoziomowo finansowana przez niemieckie struktury mniejszość niemiecka na Śląsku Opolskim. Polskie władze zamiast zwrócić się o pomoc do polskich Ślązaków, zaczęły ich unikać, a nawet dyskryminować. Był to objaw braku samodzielnego myślenia. Mimo to, z około ponad 300 tys. rodzimych mieszkańców Opolszczyzny, do mniejszości niemieckiej zapisało się ok. 180-200 tys. Reszta dobrowolnie zrezygnowała z przywilejów płynących z paragrafu 116 konstytucji niemieckiej. Ale o tym cisza. Mniejszość niemiecka w województwie katowickim, której przewodził Brehmer, nie zdołała wprowadzić swojego posła do polskiego Sejmu i poniosła klęskę.

Jak wspomniałem wyżej, początek lat 90-ych był okresem ożywienia na Opolszczyźnie. Mieszkający tam Ślązacy, którzy czuli się nieco przytłumieni i niedowartościowani, swojej rekompensaty szukali w mniejszości niemieckiej. Wstępowano do niej głównie z trzech powodów: 1. korzyści materialnych, 2. braku identyfikacji z kulturą polską, 2. korzyści materialnych i braku identyfikacji z polską kulturą. Ale ogólnie, tamten okres był okresem dość dużej otwartości z obu stron. Głównie kresowianie i członkowie mniejszości niemieckiej próbowali wyjaśnić swoje stanowiska. Wrogości nie było, ale obie strony robiły to w sposób który nie mógł przynieść sukcesów: okopały się po obu stronach barykady. Mniejszość niemiecka miała umocowanie prawne w 116 paragrafie konstytucji RFN, a zapis w traktacie granicznym był tylko formalnością. Zresztą, wszystko to opisałem w książce reportażowej pt. „Znów tracimy Śląsk”. I jak dotąd jest to jedyna książka pokazująca przemiany na Śląsku Opolskim w latach 1990-1998, od strony polskiej.

Ówczesne postawy społeczne ludności rodzimej na Śląsku Opolskim, oscylowały między głębokim patriotyzmem i realną oceną sytuacji na Śląsku a skrajną niechęcią do wszystkiego co polskie. Przykładem pierwszej postawy był np. Franciszek Adamiec, którego dobrze znałem. Jako były członek przedwojennego Związku Polaków w Niemczech, zajmował jednoznaczna postawę, że wszyscy Ślązacy są Polakami a kto się nim nie czuje, jest niedouczony. Dyskusji nie było. Najbardziej skrajną postawą natomiast zaprezentował pracownik naukowy Instytutu Śląskiego w Opolu, który wyrzucając rękę w kierunku zachodnim wykrzyknął: Jeżeli mamy zginąć, to tam!

 

Przy piwie w Katowicach

Gwarą śląską nie potrafię posługiwać się płynnie, ale jest przyjemna dla ucha. Przebija z niej starożytność, dziarskość, ale też prostota. Ślązacy instynktownie nie lubili polityki, bo w przeszłości nie rozumieli jej i byli jej ofiarami. Nie lubili też sobiepaństwa, bo z tej strony doznawali pogardy (chłopi i mieszczenie z natury tego nie lubią). Sobiepaństwo odnosiło się w pierwszej kolejności do niemieckości, ale polskie wydawało się im podwójnie wredne, bo pochodziło ze Wschodu, do którego wstręt wyrobiła im jeszcze szkoła pruska. Nie lubili też słabego państwa, bo ono sprowadzało na nich kłopoty. Lubili natomiast dobrze pracować, lubili sport, wesołość, dbali o rodzinę i pełny garnek.

Podczas kilku pierwszych piw rozmowa toczyła się o robocie, sporcie, rodzinie. W cenie byli ludzie bez swojego zdania ale z ikrą, bezideowcy i ogólnie – obojętni. Kolejne piwa fraternizowały pijących i zaczynały się wtręty kulturowe i polityczne, najczęściej z ciekawości. Przy piątym zwykle dochodziło się do przekonania, że musimy wypić szóste. Dopiero przy szóstym, siódmym zaczynała się normalna rozmowa, w której najczęściej okazywało się, że większość tego, co zostało wcześniej powiedziane, wynikało z najnormalniejszej przekory, i że mój rozmówca wcale tak nie myślał, jak mówił. Po ósmym piwie trzeźwieliśmy – ze śmiechu. Nazajutrz był ciężki piwny kac, a za tydzień ten sam scenariusz. I tak można było do końca świata. Lubiliśmy się, ale byliśmy nieprzemakalni. Na Opolszczyźnie piwo piło się raczej z mniejszą fantazją, tam punktem odniesienia były Niemcy i już. Ale byli też Ślązacy, w obu częściach Górnego Śląska, z którymi pijało się kawę, i to dobrą. W tym przypadku podziały zaborowe nie miały znaczenia.

 

Kolejne szczegóły

  1. Trzynastego grudnia 1981 r. rano obudził mnie nasilający się jednostajny warkot czołgów. Czołgi nadjeżdżały od strony Sosnowca. Nie wiedziałem co się stało, ale zerwałem się i pobiegłem do miasta. Było już po akcji. MKZ-ty rozbite, a przy nich kręcili się ZOMO-wcy. Obszedłem centrum, nikt mnie nie zaczepił. W taki sposób dotarłem do ówczesnej ulicy Wieczorka. Na samym początku był czynny bar samoobsługowy, który istnieje do dziś. Tam spotkałem znajomego. Był z ojcem i jakimś nieznajomym mi kolegą. Krótka wymiana informacji: aresztowali tego i tego, będą następne. Atmosfera, jak z czasów II wojny. Wkrótce znajomy  odszedł z ojcem, a ja zostałem z owym przygodnym nieznajomym. Cofnęliśmy się na Rynek i zaczęliśmy dywagować, co dalej będzie, nie z nami, lecz z Polską. Ta rozmowa przeczyła wszystkiemu temu, co działo się wokół nas. On, polski Ślązak miał skojarzenia z powstaniami śląskimi, ja z podziemiem. Nie znaliśmy się, ale gdyby było to możliwe, dziś chętnie spotkałbym go raz jeszcze.
  2. Pewnego razu zadzwoniła do mnie córka polskiego oficera wysokiej rangi i powstańca śląskiego z pretensjami, że na odwrocie swojej książki, Śląsk Opolski podałem jako miejsce swego urodzenia. Darzymy się wzajemną sympatią, a mimo to krzyczała do słuchawki, że nie powinienem tak napisać. Na pytanie dlaczego, odpowiedzi nie uzyskałem, ale ogólnie chodziło o to, że określenie „Śląsk Opolski” musi być zarezerwowany dla rodowitych Ślązaków. Polacy powinni się zadowolić „Opolszczyzną”. Rozmowa zakończyła się warunkowo, powiedziałem, że jak pani przestanie krzyczeć, to się z panią zgodzę. W późniejszych kontaktach do tematu już nie wracaliśmy, ale w odniesieniu do innych, problem wciąż żyje swoim życiem.
  3. Element powtarzający się w rodzinach mieszanych, ale wychowanych w atmosferze śląskiej: a) odpowiedź w sytuacji konfliktowej: uważajcie, bo może być mi bliżej gdzie indziej,

b) na Opolszczyźnie, gdy powstawała mniejszość niemiecka: - Joł je pierunie Nimiec…, w kilka lat później, gdy powstała narodowość śląska: - Ni, joł ni je Nimiec, joł je Ślązok.

4. Wicekonsulat w Opolu, początek lat 90-ych, akcja zmiany nazwisk na niemieckie. Urzędnik pyta: - jak się pa nazywa?

- Gwóźdź.

- To co, Nagel? – odpowiada urzędnik.

- Ni, joł chca Gozdz.

- Ale żaden Niemiec tego nie wymówi – oponował urzędnik.

- Ni, joł nie chca Nagel. Jał chca Gozdz!

Urzędnik spojrzał na petenta i pożegnał go… Ten człowiek nie chciał być ani Niemcem, ani Polakiem, chciał zgubić polskie akcenty w swoim nazwisku i być po prostu Ślązakiem. W polskim urzędzie oczywiście zrobić tego nie mógł, ale mimo to prawdopodobnie intencją jego było, aby tej zmiany dokonał urząd niemiecki. Z tego faktu nie należy wyciągać zbyt daleko idących wniosków. Ogólnie, zmiana nazwisk z polskobrzmiących na niemieckobrzmiące lub niemieckie, często wiązała się ze zmianą poczucia tożsamości i zmianą wrażliwości – nawet z dnia na dzień. Na pograniczach kulturowych jest to rzecz ogólnie znana.

  1. Wśród wielu Ślązaków, także polskich, tytuł mojej książki (Znów tracimy Śląsk) budził opór. Wprawdzie tytuł pochodził od wydawcy, ale dopiero po czasie zrozumiałem, że w odczuciu śląskim tytuł nosił w sobie zakamuflowaną informację, że jakoby Śląsk był własnością Polski. U Ślązaków polskich i śląskich fakt ten można traktować, jako pewną specyfikę, poczucie własnej tożsamości. Natomiast zupełnie inaczej akcenty rozkładają się w przypadku opcji niemieckiej.
  2. Dość typowy życiorys pana X. W swoim czasie opublikował bardzo dobry artykuł w „Krytyce”, potem dostał się do tygodnika mniejszości niemieckiej na Śląsku Opolskim. Tam swoją pracę potraktował bardzo poważnie, uwierzył, że jest stuprocentowym Niemcem i zaczął to udowadniać swoimi artykułami. Kiedy wyjechał do Niemiec – nie wiem, ale tam od Niemców dowiedział się kim jest. I wrócił do Polski. Obecnie mieszka gdzieś na terenie województwa śląskiego… Z psychologicznego punktu widzenia człowiek przeżył osobistą tragedię na własne życzenie. Dziś już zapewne wie, że żaden rodowity Niemiec nie uzna go za przedstawiciela swojej kultury. Przyjechał tu, gdzie jest jego miejsce, ale mosty zostały już spalone.

Podobne przykłady można mnożyć. Nie chodzi tu broń Boże o złośliwość, czy jakąkolwiek niechęć, lecz o dotarcie do pewnych oczywistości o przełamanie zupełnie sztucznych barier, które traktowane „w zaparte”, obu stronom czynią ogromne krzywdy. Zwykle dostrzega się je po czasie. Zabory to przeszłość i nie mogą nas wciąż dzielić.

 

***

Śląsk jest nadal pograniczem kulturowym, dziś ze względu na oddalenie od granicy, jest pograniczem socjologicznym – wciąż czynnym. Każde pogranicze w Europie ma swoją specyfikę. Wprowadzenie jakichkolwiek standardów jest niemożliwe. Ogólnie, na każdym pograniczu z reguły jego mieszkańcy źle się czują w sytuacjach jednoznacznych, wymagających np. określenia przynależności narodowościowej. Ten świat wie, że jednoznaczna deklaracja wiąże się z kłopotami, i unika ich jak może. Ale jednocześnie każdy wie kim jest. Dawniej można było być, Francuzem lub Niemcem (opcja obojętna – Alzatczyk), Polakiem, lub Niemcem (opcja obojętna – Ślązak), Duńczykiem, albo Niemcem (tu sytuacja jest bardziej skomplikowana, z względu na Fryzów; Fryz był bardziej obojętny niż Duńczyk). Dziś już tak się porobiło, że w równym stopniu ta sama degrengolada moralna dotyka Niemca, Alzatczyka, Fryza, Ślązaka i Polaka. Rozpada się fundament naszej cywilizacji – rodzina. Wszystko daje się jednak zamknąć w jednym pojęciu – przesadny liberalizm.

 

Rodzina

Stan obecnych rodzin jest chyba najlepszym przykładem na upadek naszej cywilizacji. Jeżeli któreś z rodziców, ojciec lub matka (na Śląsku matka) trzyma rodzinę w określonych ramach, to druga strona może pozwolić sobie na pewien liberalizm. Ale jeżeli ta sama osoba przekroczy pewną granicę bezpieczeństwa i zechce być pięknym na pokaz, to rodzina zacznie trzeszczeć w szwach. Gdy pójdzie dalej – następuje rozpad, a wówczas wszystkie scenariusze stają się mozliwe. Gdy rozpadniętych rodzin przybywa, zachwiane zostają proporcje najpierw społeczne, a potem kulturowe. Gdy owa otwartość na ten sam element, który rozłożył rodziny utrzymuje się nadal, zaczyna szwankować kulturowy system immunologiczny i następuje ogólna ruina moralna, w której każdemu trudno wytrzymać. Rodzina w stanie rozkładu nie może niczego zmienić, jest zbyt wątłą instytucją, do tego potrzebne jest zdrowe państwo. Liberalizm dostarcza więc tlenu, ale tylko do pewnego stopnia. Nadmierny liberalizm zaczyna destabilizować w takim samym stopniu gniazdo rodzinne, jak i państwowe. Destabilizuje również wiedzę, poczucie tożsamości oraz samą postawę obywatelską, bez których to przymiotów państwo nie jest w stanie się obejść. W taki sposób otwieramy szeroko bramy barbarzyństwu.

 

Śląskie drogi i czas przekory

Ślązacy mają dwie drogi, do których mogą się odwołać: polską i pruską. Droga polska oznacza kultywowanie tradycji powstań i Korfantego. Jest tu wiele do wyjaśnienia i zrobienia, ale jest to wciąż droga rozwojowa. Druga, pruska oznacza przyjęcie opcji niemieckiej, wbrew interesom polskim, a w dalszej perspektywie także interesom samego Śląska. Ta droga prowadzi do kolejnej opcji polskiej, albo donikąd.

Niemcy, jak pisze Michalkiewicz, są państwem poważnym i nie mają zamiaru włączyć Śląska do swojego terytorium. Przyczyn jest wiele, ale trzy wydają się najważniejsze. Pierwszą są emerytury, które obciążają znacząco budżet, drugą zwarto zamieszkały teren przez Polaków (tak określani są Ślązacy w Niemczech), który zmusiłby państwo niemieckie do nadania im praw mniejszości narodowych. Trzecią przyczyną jest organizacja mniejszości polskiej, która powstałaby na terytorium Niemiec i natychmiast poprosiła o pomoc Warszawę. Mniejszość ta powstałaby nie z inicjatywy polskich służb specjalnych, lecz oddolnie (co w Niemczech jest rzadkością), za sprawą samych Ślązaków różnej opcji, niewykluczone, że tych samych, którzy tworzyli mniejszość niemiecką w Polsce (przykładem są polskie przefarbowane lisy PRL-owskie). Dlatego, że mimo wszystko, śląskie tradycje powstańcze w Niemczech wzięłyby górę i okazały się silniejsze, niż dawne więzy pruskie. O tym wszystkim Niemcy doskonale wiedzą.

Z tych właśnie powodów Śląsk pozostanie przy Polsce w takim stanie, jakim jest. Gdyby stało się inaczej Śląsk, jako autonomiczna kolonia będzie miała duże szanse samą siebie pozbawić ochrony państwa polskiego (jakie by ono nie  było). Bezbronność tego regionu będzie wówczas można porównać do czasów austriackich i pruskich. Niemcy, oczywiście, jako europejskie państwo środka, mające dyktować warunki walącej się Europie, muszą zapewnić u siebie, a więc w samym jądrze, kompletny i syty spokój oraz przelewający się garnek. Z tego względu Niemcy będą atakowane przez wszystkich, w różnych formach. Na Śląsku nie ma więc co liczyć ani na dobre zarobki, ani na lepsze od Polaków traktowanie, chyba, że będzie się w organizacji antypolskiej. W przeszłości Polaków i Ślązaków dzieliły nadzieje (czasami łączyły), ale Niemcy godzili nas skutecznie. Warto zawczasu dostrzec i zrozumieć tę zależność. Warto też zauważyć inną zależność, że siła społeczeństw Europy spada, wraca więc nagi kapitalizm (np. umowy śmieciowe).

Nie można więc twierdzić, że chce się zostać przy Polsce kpiąc z powstańców śląskich i samego Korfantego („stary pierdoła”). Jest to sprzeczność, którą można utrzymywać  tylko w sposób polityczny i tylko w obszarze niewiedzy lub wyraźniej niechęci. Wychodzi na to, że ruch ślązakowców nie bardzo wie dokąd brnie i w jakim stopniu jest manipulowany. Tłumaczenie, że nie ma on przełożenia politycznego na Górnym Śląsku, lub że jest organizacją niewiele znaczącą, przypomina kamuflowanie znaczenia organizacji ziomkowskich w Niemczech. Ostatni spis powszechny ujawnił ponad 100 procentowy wzrost deklaratywny zwolenników narodowości śląskiej (320 tys. osób zadeklarowało śląską tożsamość, a 415 tys. wskazało ją jako druga po polskiej). Jeżeli drugą powinno uważać się za naturalną, to pierwsza oznacza klęskę nie tylko miejscowego uniwersytetu, ale taką samą klęskę polskich Ślązaków, bo deklaracja tożsamościowa będzie tą właśnie, która zadecyduje o przyszłych losach Śląska. (Na krzywe drzewo każda koza wejdzie). Na ponad milion ludności rdzennej w woj. śląskim wypowiedziało się zaledwie ok. 75 procent. Pozostałych 25 procent stanowi zagadkę, ale o tym niewielu pamięta.

Nie sposób obronić polskiej drogi na Śląsku bez czynnego włączenia się w tą obronę polskich, ale też i… śląskich Ślązaków. (Podobne zastrzeżenie dotyczy również Polaków z pozostałych województw Polski – bez odwołania się do tradycji oporu i jej znajomości, nie sposób niczego zorganizować). Rzecz jednak w tym, że problemy zaczynają się właśnie na Śląsku. I on daje początek albo rozpadowi, albo ściślejszemu zespoleniu państwa. Podzielono już Jugosławię, Czechosłowację, kolej na Polskę? Polska droga na Górnym Śląsku wyłoniła bohaterski nurt, wielu utalentowanych i wybitnych ludzi. W Polskiej historii jest on okresem znaczącym. Trudno uwierzyć, aby Ślązacy na pewno chcieli przyłożyć rękę do wspólnej klęski.  Nie ma innej możliwości, jak umacniać siłę własnego państwa.

Ostatni spis powszechny, owszem potraktowany został przez ślązakowców jako swoisty plebiscyt, ale jego wyników nie można klajstrować stwierdzeniem, że Ślązacy na Śląsku zademonstrowali polskość. Trzysta sześćdziesiąt tysięcy to dobry punkt wyjściowy do dalszych działań dla każdego, kto zechce siłę tę wykorzystać dla swoich potrzeb. W dzisiejszej rozchwianej sytuacji polityczno-kulturowej, liczba ta oznacza realne niebezpieczeństwo dla całego Śląska, w zakresie dziś trudnym do przewidzenia. I jedno jest pewne, że ten „plebiscyt” nie był ostatnim plebiscytem, tym bardziej, że wspomniane 25 procent nie wyraziło swojego zdania.

Polacy ze swoim dziedzictwem pojemności kulturowej i zrozumieniem jej wieloaspektowości, nie mogą pozostać w roli przysłowiowego Niemca, który z całą życzliwością radził Polakom, aby zostali Niemcami, to będą mieć lepiej. Powinni wysłuchać co mają do powiedzenia zwolennicy narodowości śląskiej. Ale problem RAŚ jest w pierwszej kolejności problemem wewnętrznym samych Ślązaków. Problem z tą organizacją jest przede wszystkim problemem polskich Ślązaków. Powinni oni problem ten rozwiązać jakby w swoim gronie. Wszystko, co tworzy śląskość, a pojęcie to istnieje tylko w Polsce, zostało zagrożone. Ślązacy muszą się zdecydować, czy chcą jej bronić, czy też nie? Czy chcą bronić polskiej drogi, czy też chcą ją zarzucić. Stanowisko to powinno być jasne, tym bardziej, że reakcja Polaków często odczytywana jest jako kolejna „śląska krzywda”, bo takimi niestety kategoriami zaczyna się postrzegać stosunki katowicko-warszawskie. Jeżeli kogoś uraziłem to przepraszam, ale taka jest sytuacja, i taka logika historii. Ktoś musiał to spokojnie, szczerze i otwarcie powiedzieć.

Sprawa druga: nie ma się co czarować, dzieci tych którzy wyjechali do Niemiec – wszystkich, w następnym pokoleniu nie będą już ani Polakami, ani Ślązakami. (Chyba żeby się coś zmieniło). Jak na razie nie broni ich nic ani więź rodzinna która przestaje działać, ani patriotyzm i patriotyzm lokalny, które są w zaniku, ani wiara katolicka, która słabnie. W średniowieczu Ślązaków trzymała przynależność piastowska, potem dyskryminacja i katolicyzm. Dziś bóg-pieniądz rozbija wszystko, co w przyszłości – w okresie chaosu i destabilizacji może być elementem jednoczącym. Przed obliczem zagłady stanął cały ostatni ponadwiekowy wysiłek Górnego Śląska. Opanowanie Śląska przez kapitał niemiecki to nie tylko geopolityczne wzmocnienie Niemiec, ale przede wszystkim zgodnie z tym co mówił Adenauer o przeniesieniu stolicy Niemiec do Berlina, to wzmocnienie idei pruskiej.

 

Apel do wszystkich Polaków

Czas przekory już minął! Teraz ona zaczyna wystawiać nam wszystkim słone rachunki, płacą je zawsze najsłabsi. Nikt obcy rodzin nam nie poskleja. Musimy zrobić to sami – poprzez wzmocnienie państwa. To do wszystkich Polaków! Na Śląsku po około 600 latach historia dała nam ponowną szansę ułożenia stosunków na nowo. Tą szansą jest granica na Odrze i Nysie Łużyckiej oraz Śląsk w Polsce. I jeżeli mi wolno: Ślązacy nie powtarzajcie błędów Piastów śląskich. To nie Polska się od Was odwróciła, lecz Wasi przodkowie sami wówczas ciążyli w kierunku Czech (szerzej pisałem już o tym wcześniej). Powinniście zauważyć, jakimi od Polski odeszliście i jakimi do Polski wróciliście. Z tego płynie spokojna wielka nauka. W okresie dzielnicowym kolejni Piastowicze myśleli o zjednoczeniu Polski. W tamtym czasie na drodze stanęło im wiele przeszkód. Jedną z nich była niewiara w ich dobre intencje. I to nie były „odwrócone plecy”, lecz pewne doświadczenie. Za Jagiellonów broniliśmy się przed Niemcem widząc takiego w Habsburgach. Decyzja należy więc do Was… Pamiętam, jak w okresie Solidarności przyjechała ubrana na ludowo delegacja Serbołużyczan do Zielonej Góry, ze łzami w oczach i prosili o ratowanie ich ginącego języka. To, że dziś należą oni do nielicznej grupy, która ma prawa mniejszości, nie znaczy nic. Język zanika nadal.

Za przekorę i nieznajomość historii płaci się najcięższą monetą. Monetą, którą wybiją obcy. Wszystkim nam potrzebna jest szeroka wiedza i wyraźna perspektywa. Polska dziś posiada piastowskie położenie, a więc inne niż II RP. Geopolityka, Śląsk jednoznacznie skazuje na przynależność do Polski (patrz „Co Polska dała Śląskowi?). I nie mają z tym nic wspólnego ani Polacy, ani Niemcy. Taka jest geografia i logika dziejów. Może właśnie dziś warto podjąć dawną ideę piastowską i zacząć jednoczyć Polskę najpierw moralnie, a potem politycznie. Wielkopolanie, którzy jako pierwsi przeszli proces przeorientowania chłopsko-szlacheckiego, są może dziś najbardziej predysponowani do współpracy z Wami. Nie można też zapominać o kresowianach, którzy dziś mają jeszcze płytkie korzenie, ale swoją postjagiellońskością wnoszą ważne elementy do wspólnej skarbnicy. W obecnym kryzysie wszyscy się jednoczą, my nie możemy pozwolić sobie na podziały.

Od lat w całej Polsce, jak echo słyszy się powtarzającą frazę: „zasr… Polska”… Będzie Ona taka, jakimi będziemy my sami!!! Rzeczywista Polska nie jest bytem wirtualnym. My ją tworzymy własnym życiem, a ci, którzy tak mówią, nawet nie zauważają tej zbieżności. Polska będzie taka, jakimi będziemy my sami.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych