Na tydzień przed kolejnym szczytem Unii Europejskiej, który odbędzie się 28 i 29 czerwca w Brukseli, w Rzymie spotkali się przywódcy Niemiec, Francji, Włoch i Hiszpanii a w Pradze szefowie rządów państw wchodzących w skład Grupy Wyszehradzkiej (Polska, Czechy, Słowacja i Węgry).
Główni rozgrywający w UE wypracowywali w Rzymie spójną strategię przed oficjalnym szczytem UE.
Utarło się jakiś czas temu, że Niemcy i Francja zawsze przed oficjalnymi szczytami UE ustalają swoją agendę i taktykę, którą potem starają się forsować podczas oficjalnych spotkań wszystkich przedstawicieli państw członkowskich w ramach Rady Europejskiej.
Instytucja, której zadaniem jest m.in nadawanie impulsów i kierunków polityce UE jest de facto miejscem, w którym ogłaszane są kluczowe i ostateczne decyzje podjęte na wcześniejszych nieformalnych spotkaniach wybranych państw pod przywództwem Niemiec, a te realizowane są potem przez Komisję Europejską i Parlament.
Nie inaczej jest i tym razem. Według oficjalnych informacji na spotkaniu przywódców Niemiec, Francji, Włoch i Hiszpanii opracowano mapę drogową, prowadzącą do zacieśnienia integracji politycznej i finansowej państw strefy euro celem przeciwdziałania narastającemu kryzysowi UE.
Chodzi oczywiście o "unię polityczną" z odnowioną architekturą instytucjonalną (nowe funkcje tradycyjnych instytucji, np. Komisja Europejska jak europejski rząd) i nowymi mechanizmami decyzyjnymi oraz o "unię bankową", która ma być w zamierzeniu jej pomysłodawców ważnym elementem przyszłej "unii fiskalnej".
Na razie są to tylko hasła i luźne pomysły, ale ich ostateczny kształt będzie się decydował w bardzo wąskim gronie, do którego Polska pod rządami Donalda Tuska aspiruje, ale w którym nie ma najmniejszych szans się znaleźć.
Dlaczego? Zasadniczo z powodu braku pomysłu na prowadzenie podmiotowej polityki zagranicznej w ramach UE i zdolności do budowania szerokich i trwałych koalicji z państwami, z którymi łączą nas wspólne interesy.
Dotychczasowa strategia realizowania wszystkich pomysłów Niemiec i deklaracja bezwarunkowej współpracy z Niemcami nie przyniosła rządowi Donalda Tuska literalnie nic, oprócz pustych pochwał i kontrowersyjnych nagród za wierne stanie przy boku głównego rozgrywające w UE.
Nie zasiadamy przy unijnym stole najważniejszych decydentów, ale nie jesteśmy jeszcze w karcie dań, jak Grecja. Na razie siedzimy pod stołem i walczymy o okruchy z pańskiego stołu. Raz chcemy się załapać na niemiecką Wurst, innym razem oblizujemy się na widok żabich udek.
Oficjalny komunikat, jaki wystosowali w piątek szefowie państw Grupy Wyszehradzkiej, można by pośrednio odczytać jako wsparcie stanowiska francuskiego prezydenta Françoisa Hollande'a w walce z kryzysem, który różni się od coraz bardziej krytykowanego pomysłu kanclerz Angeli Merkel, polegającym na walce z nadmiernym zadłużeniem i zrównoważeniu budżetów państw członkowskich na drodze ostrych cięć wydatków i oszczędności.
Francuski prezydent domaga się uzupełnienia paktu fiskalnego o pakt na rzecz wzrostu, który jego zdaniem ma przynieść UE szansę na wyjście z kryzysu. Przedstawiciele Grupy Wyszehradzkiej dostrzegają jego źródło w polityce spójności, której są największymi beneficjentami. Ale już Francuzi niekoniecznie, wskazując raczej na innowacje, badania naukowe i nowe technologie.
Problem polega też na tym, że to, co na poziomie haseł brzmi nawet ładnie, w rzeczywistości jest przeciwskuteczne, a w praktyce niewykonalne.
Wiedzą to już Amerykanie, którzy od niedawna otwarcie wieszczą upadek strefy euro. A kolejne krytyczne wobec niemocy UE teksty w "The Economist" tylko potwierdzają starą prawdę, że UE dzielnie walczy z problemami, które sama sobie stwarza. W tym celu wymyśla kolejne przełomowe pakty i szczyty ostatniej szansy, na których próbuje się łączyć ogień z wodą w imię ratowania strefy euro. Na problemy związane z integracją proponuje się recepty sprowadzające się do jeszcze większej integracji. I tak koło się zamyka.
Tę fikcję podtrzymują Niemcy w swoim wąsko pojętym interesie głównego udziałowca firmy pt. UE, bowiem ich potęga gospodarcza opiera się głównie na wysokim eksporcie do krajów UE. Niemcy widzą, co się dzieje w strefie euro, dlatego starają się ją wyeksploatować do końca, odzyskać jak najwięcej dla swoich banków, a w międzyczasie już przygotują się do ekspansji w Chinach i Rosji.
Agonia strefy euro będzie trwała pewnie jeszcze jakiś czas, dlatego będziemy zapewne jeszcze świadkami wielu odsłon tego europejskiego spektaklu, który na razie przybiera kształt tragikomedii, aby w końcu zamienić się w dramat.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/134879-unia-europejska-jest-jak-socjalizm-ktory-bohatersko-walczy-z-problemami-ktore-sam-stworzyl
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.