Nasz Wywiad. Konrad Szymański o przyszłości Unii Europejskiej. Czy Donald Tusk ma szansę na szefostwo Komisji Europejskiej?

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

wPolityce.pl, Stefczyk.info: Słyszymy kolejne wezwania do tworzenia unii politycznej. Mówi o tym premier mającej ogromne kłopoty Hiszpanii Mariano Rajoy, mówi kanclerz Niemiec, według której "krok po kroku" państwa narodowe muszą oddawać kolejne kompetencje Unii Europejskiej. Spełnia się scenariusz przedstawiony przez pana już kilka miesięcy temu. To znaczy kryzys nie jako okazja do refleksji, do cofnięcia się, tylko jako pretekst do zabierania narodom tego, czego w normalnych, niekryzysowych warunkach nigdy by nie oddały.

Konrad Szymański, eurodeputowany Prawa i Sprawiedliwości: Bez wątpienia tak. Receptą mainstreamu europejskiego na kryzys jest hasło "więcej integracji". A więc gaszenie pożaru za pomocą benzyny. Natomiast to hasło "więcej integracji" w coraz większym stopniu jest forsowaniem zawoalowanego dyrektoriatu, ponieważ w tej pogłębionej Unii dyktat państw zdrowych finansowo, tak się składa, że państw północy, będzie coraz bardziej widoczny. W kolejnych reakcji na kryzys widzimy przesuwanie kompetencji w zakresie polityki fiskalnej i budżetowej rzekomo na Komisję Europejską. De facto Komisja będzie jednak instrumentem w rękach silnych państw północy, które będą przy pomocy swoich bilansów budżetowych, faktycznie zdrowszych niż na południu, dawały sobie prawo co do tego jak prowadzić politykę fiskalną i budżetową we wszystkich państwa Unii. To jest propozycja albo przyłączenia się do takiego systemu dyrektoriatu, wprowadzanego bardzo twardą ręką, albo pozostania na peryferiach. W przypadku krajów pogrążonych w kryzysie, jest to nóż na gardle, ponieważ te kraje mają do wyboru albo oddać się dyrektoriatowi, albo wziąć dawno nieużywaną kierownicę w swoje ręce i prowadzić reformy w nieprzyjaznym otoczeniu.

 

Czyli coś, co z na razie umiarkowanym skutkiem próbuje robić Orban. Z kolei premier Hiszpanii wybiera owo rzucenie się w objęcia, proponując unię polityczną.

Jeszcze nie wiemy do końca, w którym kierunku pójdzie Rajoy. Ale kraje z dużym długiem publicznym mają rzeczywiście do wyboru: albo oddać się krajom północy w dużym stopniu, oddać prawie wszystkie kompetencje budżetowe i fiskalne, albo - jak powiedziałem - wziąć kierownicę we własne ręce, co będzie bardzo trudne, ponieważ one są naprawdę w poważnych tarapatach finansowych, są na skraju bankructwa. Odpowiedzialność w takiej sytuacji przed własnymi wyborcami jest rzeczą piekielnie trudną, ponieważ w normalnych warunkach te państwa zadłużone powinny po prostu upaść. Ale z kolei żaden premier nie ma ochoty by stać się twarzą upadku własnego państwa, więc presja na oddawanie się dyrektoriatowi będzie bardzo silna. Co w dłuższej perspektywie też nie jest chwalebne, z punktu widzenia odpowiedzialności za własny naród, za własne państwo.

 

Gdy się czyta europejską prasę finansową, "Wall Street Journal", "The Economist" czy "Financial Times" to mamy poczucie wręcz histerii przed grożącym Europie upadkiem gospodarczym wywołanym kryzysem Euro. Czytamy, że stawką jest cała dekada, która może okazać się stracona. Czy w strukturach unijnych jest poczucie, że ten projekt wspólnej waluty może okazać się niezwykle kosztowny dla całego kontynentu?

Instytucje unijne są ostatnim miejscem autorefleksji na temat projektu europejskiego. To jest miejsce, które przypomina raczej kaplicę dość napastliwej sekty, która bardzo źle znosi jakąkolwiek krytykę i jakiekolwiek podważanie autorytetu dotychczasowych kapłanów. Jeżeli jest gdzieś miejsce na krytyczną ocenę projektu, to tym miejscem są stolice państw członkowskich, i ten proces się tam odbywa. Natomiast Bruksela i instytucje europejskie nie mają na refleksję ochoty, chcą wykorzystać kryzys do dalszego kumulowania swojej władzy.

 

Co dalej będzie się działo z euro? Czy możliwa jest rekonfiguracja euro wyłącznie w rodzaj waluty północy. Bo wydaje się bezdyskusyjne, że kraje południa bez możliwości dewaluacji własnej waluty z kryzysu nie wyjdą nigdy, nie odzyskają konkurencyjności, którą zabrały im Niemcy, zyskujące na całej operacji bardzo wyraźnie.

Nie widzę możliwości, aby ta sama waluta funkcjonowała w Grecji i w Niemczech. Więc albo będziemy mieli do czynienia z wyrzucaniem ze strefy euro i ratowaniem euro takiego jakie dzisiaj mamy, z Europejskim Bankiem Centralnym i tymi banknotami które znamy, albo w drugim scenariuszu może nastąpić ucieczka państw relatywnie lepiej stojących i powołanie alternatywnej waluty. Waluty, która byłaby emitowana przez banki centralne takich państw jak Niemcy, Holandia, Irlandia, Austria. Takie pomysły ostatnio pojawiły się już oficjalnie w Niemczech. Mówi się więc o powołaniu "gulden-marki", która byłaby takim Piemontem dla nowej integracji monetarnej tylko dla państw, które spełniają surowe warunki. De facto warunki niemieckiej polityki monetarnej. Jeżeli komuś niemiecka polityka monetarna się nie spodobała, to zostałby ze starym euro, które radykalnie zaczęłoby tracić wartość, ponieważ powołanie "gulden-marki" spowodowałoby odejście od euro jako waluty rozliczeniowej. Euro zostałoby zepsutą zabawką w rękach państw południa. Dla wielu przedstawicieli elit gospodarczych i politycznych państw północy to byłby wymarzony scenariusz.

 

Co jest racją stanu Polski w tej sytuacji? Bo możemy odnieść wrażenie, że dziś nie ma już alternatywy: albo silna Europa, instytucje unijne, albo dominacja Niemiec. Mamy jedno i drugie. Jak pilnować polskiej racji stanu?

Po pierwsza zachować własną walutę. Dziś nikt nie chce tego głośno mówić, zwłaszcza w szeregach tej strony, która jeszcze niedawno chciała euro od roku 2012. Rządzący nie mówią o tym głośno, ale wszyscy to czują: posiadanie własnej waluty jest dziś dla Polski jest ważnym instrumentem. Nie rozwiązuje to wszystkich problemów, ale zostawia nasz los w naszych własnych rękach. Drugą sprawą jest pilnowanie konkurencji na wspólnym rynku i - tym samym - zachowanie wspólnego rynku, ponieważ widzimy próby rozmontowania tak wspólnego rynku, jak i Strefy Schengen. To jest miara kryzysu Unii Europejskiej. Jeżeli trzy warunki zostaną spełnione: wspólny rynek będzie funkcjonował, my zachowamy konkurencyjność własnej gospodarki dzięki niskim podatkom i dobremu systemowi regulacyjnemu i będziemy mieli własną walutę to mamy szansę by przetrać kryzys jako kraj który będzie peryferyjnym tygrysem w dalszej perspektywie. To jednak zależy od bardzo wielu decyzji podejmowanych także w Warszawie.

 

Czy po porażce Sarkozy'ego Donald Tusk nadal ma szansę na stanowisko szefa Komisji Europejskiej?

Bardzo wiele zależy od wyborów w Niemczech, które na dziś też nie układają się po myśli Angeli Merkel. Więc wydaje się, że jeżeli te szanse były opisywane jako bardzo wysokie w czasach rządów Sarkozy'ego i Merkel, które wydawały się niewzruszone, czyli rok temu, to dzisiaj są o połowę mniejsze.

 

Po upadku tandemu "Merkozy" pojawiło się pojęcie "Merkotusk". Pojęcie śmieszne?

Jest prawdą, że Donald Tusk na pewno w dalszym ciągu inwestuje w niemiecki pomysł na Unię Europejską. Natomiast czy to jest ekwiwalentne do tandemu Sarkozy-Merkel? Śmiem wątpić. Niestety, Niemcy nie są w stanie powstrzymać się przed wyznaczaniem nam roli dużo bardziej podrzędnej. To jest prawda, że Niemcy chciałyby mieć w Polsce partnera w Europie Środkowej, tylko kłopotem Niemiec, historycznym kłopotem, jest to, że zawsze wyznaczają Polsce rolę, która jest nie do zniesienia, jeśli chodzi o skalę, nawet dla najbardziej ugodowych polityków. I tu szykuje się podobny scenariusz. Jesteśmy przygłaskiwani bardzo miłymi słowami, symbolicznymi gestami, sympatią osobistą może nawet, natomiast w realnych scenariuszach okazuje się, że dla Polski przewidziana jest rola instrumentu implementacji polityki niemieckiej w regionie, a więc zdecydowanie za mało jak na kraj tej skali.

Sil

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych