Coraz silniej wyrażane pretensje wobec kadry Franciszka Smudy uważam za krzywdzące, niesprawiedliwe i przede wszystkim dowodzące błędnej oceny naszej sytuacji.
Oczywiście boli fakt, że grając u siebie Polska odpadła już po rozgrywkach grupowych, zajmując ostatnie miejsce. Ale nie powinniśmy się dziwić - nasza piłka nożna nie stoi wyżej. Powinniśmy raczej dziękować Smudzie, że wykrzesał z zawodników aż tyle, że sprawił, że całymi kwadransami nasza reprezentacja grała tak, jak dawno nie grała. Jak równy z równym, kreatywnie, inteligentnie, ofensywnie. Nie liczyła na "fuksa", na "kontrę", ale sama chciała zwyciężać, i dwukrotnie była blisko.
Futbol - jak żaden inny sport - w dłuższej perspektywie jest zwierciadłem narodowej kreatywności, dyscypliny, umiejętności samoorganizacji, woli zwyciężania, potęgi materialnej także. A współczesna Polska - ile by zaklęć nie padało - w tych dziedzinach nie jest "zieloną wyspą". Dlatego możemy wygrywać tylko wówczas, gdy raz na 100 lat trafi nam się złote pokolenie (już się trafiło, w latach 70.), albo wówczas gdy mamy trochę szczęścia - co jednak nie pozwala na osiąganie poważnych sukcesów, wymagających całej serii pojedynczych zwycięstw.
Owszem, bywa, że narody mające duże kłopoty odnoszą sukcesy. Teraz z grupy wyszli Grecy, Polacy tuż po wprowadzeniu stanu wojennego zdobyli brąz w Hiszpanii. To jednak raczej przejaw woli życia, rodzaj rzadkiego, choć zrozumiałego paradoksu, a nie droga do systematycznych osiągnięć.
Właśnie zdolność systematycznego osiągania piłkarskich celów - przynajmniej tych minimum - jest miernikiem pozycji narodowej. Niemcy, niezależnie czy mają dobre pokolenie piłkarzy czy bardzo przeciętne, niemal zawsze sięgają po medal. Zawsze liczą się Anglicy, Francuzi, Włosi, Holendrzy. Czyli narody nadające ton nie tylko w piłce, ale niemal w każdej dziedzinie życia.
Polska to dziś przede wszystkim kraj produkujący podzespoły na potrzeby niemieckiej gospodarki, niezdolny do liderowania w jakiejkolwiek dziedzinie gospodarki, przejadający niemądrze unijną pomoc (zamiast budować koła zamachowe innowacyjności), nieumiejący budować sprawnych instytucji, wtórny w dziedzinie kultury.
To także kraj o dużym kryzysie tożsamości, stale tresowany w pedagogice wstydu.
Kraj, którego establishment Polski nie lubi, czasem nienawidzi, i coraz mniej fakt ten ukrywa.
Kraj, z którego w ostatnich latach wyjechało półtora miliona młodych ludzi.
Kraj, który w tabelach dzietności zajmuje 209 miejsce na 222 kraje w tabeli.
Wreszcie to kraj, w którym śmierć urzędującego prezydenta państwa w co najmniej dziwnych okolicznościach nic nie zmienia, i jest traktowana przez władze gorzej niż wypadek awionetki pod Grodziskiem Mazowieckim (tak, będziemy wypominali Smoleńsk zawsze, gdy się da, aż do skutku).
Co ważne - to także kraj o dużej dawce naiwności i zdziecinnienia w traktowaniu świata zewnętrznego - na wszystkich polach (czego najczystszym przykładem jest branie na serio, także przez ludzi poważnych, unijnej retoryki).
Dlaczego w tej sytuacji Polacy mieliby odnosić sukcesy w sporcie, który za sprawą swojej skali, skomplikowania, połączenia myślenia i wysiłku fizycznego stał się miernikiem narodowego prestiżu?
Smuda wycisnął z Polski więcej niż mamy naprawdę. I trzeba mu za to dziękować.
Bo w jego działaniach widać było to, czego dziś Polsce bardzo potrzeba - przemyślane, dojrzałe, ambitne planowanie - i konsekwentną tych planów realizację.
Naprawdę dużo. Ja przynajmniej - dziękuję.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/134550-smuda-wycisnal-z-polski-wiecej-niz-mamy-naprawde-i-trzeba-mu-za-to-dziekowac
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.