Z takim napięciem, nadziejami i wiarą w sukces nie czekaliśmy na mecz piłkarskiej reprezentacji od lat. Kto jeszcze parę miesięcy temu pomyślałby, że wieczór chwały polskiego futbolu może nadejść po spotkaniu z Czechami? Historyczne, pierwsze od 26 lat wyjście z grupy na turnieju rangi mistrzowskiej jest na wyciągnięcie sprytnej nogi Roberta Lewandowskiego.
Po tym zwycięstwie (bo nie wierzę w inny scenariusz), apetyty zapewne urosną. I bardzo dobrze. Zdroworozsądkowo należało zakładać, że ćwierćfinał jest minimum, jakie muszą osiągnąć polscy piłkarze. Odpadnięcie w grupie byłoby klęską, niezależnie od okoliczności ostatniego meczu.
Zawodnicy grają najważniejsze spotkanie w życiu, trener w tych 90 minutach musi dowieść, że 2,5 roku pracy z kadrą nie zmarnował. Zwyciężając zamknie usta wszystkim krytykom i stanie się niemal bohaterem narodowym. To pokazuje, w jakim dole znajdował się polski futbol (czas przeszły będzie w pełni na miejscu po meczu) i jak niewiele nam potrzeba do szczęścia. Przecież niemal dla każdej innej drużyny na Euro osiągnięcie tylko ćwierćfinału byłoby porażką. Dla nas znalezienie się w gronie ośmiu najlepszych ekip Starego Kontynentu to nagła nobilitacja po latach obijania się po coraz dalszych dziesiątkach rankingu FIFA.
Presja jest ogromna? Żarty na bok – przed polskimi piłkarzami obowiązek. Wiedza o tym wszyscy – z Czechami na czele, którzy mają nadzieję, że nie przegrają, ale wiedzą, że to nie lada zadanie przy tak zmotywowanych i dobrze grających Polakach.
Ostatnie przecieki wskazują, że trener chce postawić na skład ze spotkania z Rosją. Trzech defensywnych pomocników (Polański, Murawski, Dudka) ma rozbijać zapędy Czechów.
To musi dziwić, bo potencjał reprezentacji Polski leży m.in. w ofensywie – do znudzenia można przypominać, że Smuda ma na ławce Grosickiego, Mierzejewskiego, a także Wolskiego, który już w swojej krótkiej karierze pokazał, że nie pęka przed europejskimi gwiazdami.
Kadra powinna grać dla widzów – atakując, a nie broniąc się. Narzucając takiemu przeciwnikowi jak południowi sąsiedzi nasze warunki. W końcu gramy u siebie.
Nie wolno dawać sobie okazji do popełniania błędów w obronie, ale zmuszać do nich rywali. Zwłaszcza prezentujących się tak słabo.
Skoro mamy amunicję, użyjmy jej, a nie czekajmy, aż przeciwnik sprawi nam kłopoty. W przypadku utraty bramki trzeba będzie walczyć o dwie w nieporównywalnie trudniejszych warunkach i ograniczonym czasie. Wolelibyśmy tego nie przeżywać…
Jak każdy kibic, chciałbym widzieć biało-czerwonych grających widowiskowo, z polotem i zmuszających rywali do obrony. Ale jeśli Smuda i jego 23 wybrańców zdobędą złote medale skupiając się na defensywie i strzelając takie bramki, jak Kuba Błaszczykowski, obrażać się nie będę.
Pozostawienie Przemysława Tytonia jest bez znaczenia. Obaj nasi bramkarze prezentują poziom europejski i obaj będą równie mocnym punktem w bramce.
Szkoda tylko Wojtka Szczęsnego, który zasłużył na tę pozycję nie tylko przed turniejem, ale również w meczu z Grecją. Wszak dzięki niemu nie przegrywaliśmy 1:2. Gdynie nie faulował, padłby gol, a Tytoń dalej siedziałby na ławce i być może przez długie miesiące nie stanąłby w reprezentacyjnej bramce.
Przesądni Czesi nie golą się od początku turnieju. Na niedzielne śniadanie będą już mogli zejść z gładkimi policzkami.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/134460-zamknac-rozdzial-lat-chudych-sprawic-by-czesi-mogli-sie-ogolic-mecz-nad-meczami-juz-dzis
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.