Wczoraj Kuba Błaszczykowski po strzeleniu pięknej bramki wzniósł do góry ręce. Podziękował w ten sposób tragicznie zmarłej mamie. Zarówno nasz kapitan jak i najlepszy napastnik nie wstydzą się swojej wiary i Jezusa. Piękny gest Tytonia już oburzył, niektóre środowiska.
„Boisko to nie kaplica, a bramka to nie ołtarz, przed którym należy się modlić na klęczkach przed obroną karnego. Lepiej wykonać parę przysiadów na rozgrzewkę dla rozluźnienia mięśni” –
napisał na portalu Newsweek.pl mało znany bloger, którego nazwiska nie chce nawet utrwalać. Zdaniem „tęczowego inkwizytora” Przemysław Tytoń skompromitował nasza kadrę i, uwaga, nie powinien utrzymywać, że to jego Bóg mu pomógł na boisku (sic!). Trudno ocenić czy kuriozalny tekst blogera „Newsweeka” wynika z tego, że chce on zaistnieć w Internecie czy naprawdę ma jakobińską mentalność, która nakazuje eliminację Jezusa Chrystusa z przestrzeni publicznej. Zapewni chodzi o jedno i drugie. Bloger, niczym podziemne zespoły hip-hopowe, atakuje tylko po to by być zaatakowanym publicznie i zapisać swoje nazwisko w Google. Nie dam mu tej przyjemności. Natomiast nie można zaprzeczyć, że jego wpis odzwierciedla myślenia sporej grupy wrogów chrześcijaństwa.
Polscy piłkarze, podobnie jak ich koledzy z najlepszych reprezentacji świata, nie przesiąkli lewicowymi dogmatami i publicznie manifestują swoją wiarę. Jakiś czas temu kapitan naszej kadry Kuba Błaszczykowski dołączył do akcji "Nie wstydzę się Jezusa" i niejednokrotnie podkreślał, że został wychowany przez babcię ( jego mama została na jego oczach zamordowana przez ojca) na religijnego człowieka. Breloczek z tym samym hasłem promował również Robert Lewandowski. Obaj zawodnicy należą do europejskiej czołówki piłkarskiej i mogą być naszymi największymi zawodnikami od czasów Bońka i Laty. Nie można zapominać, że zarówno Lewandowski jak i Błaszczykowski są już bardzo zamożnymi ludźmi i egzystują w środowisku, które promuje hedonizm i kult bogactwa.
„Jestem katolikiem. (...) We współczesnym świecie wszystko idzie bardzo szybko, nieraz zapominamy o naszych wartościach i o tym, co tak naprawdę jest dla nas najważniejsze. Dlatego też ta wiara pomaga mi na boisku, ale też i poza nim, aby być po prostu dobrym człowiekiem i popełniać jak najmniej błędów. –
powiedział jednak Lewandowski. Piękne świadectwo. I musi być ono frustrujące dla dzisiejszych „kapłanów postępu”, którzy pragną wyrwać Polaków z sideł katolickiego "zacofania". Na dodatek nasi zawodnicy nie są moherowymi beretami czy "nudnymi" katolickimi publicystami, którzy „smucą” o zasadach i chrześcijańskich wartościach. Obaj zachwycają managerów największych światowych potęg piłkarskich i powoli stają się bohaterami narodowymi. Do tego są obiektem westchnień tysięcy kobiet. Nie pasuje to do propagandowego wizerunku wierzącej osoby. Nieprawdaż? To samo dotyczy Przemysława Tytonia (notabene mam nadzieję, że Smuda postawi jednak na niego w meczu z Czechami), który oburzył wielu swoim religijnym gestem przed rzutem karnym w meczu z Grekami. Jego gest był bardzo potrzebny w czasach, gdy w polskim Sejmie szaleją wrogowie krzyża i cieśli z Nazaretu. Papież Benedykt XVI w wydanej w 1985 roku książce „Szukajcie tego, co w górze" pisał:
"Jeśli spojrzymy na to głębiej, fenomen światowego zainteresowania piłką nożną może być źródłem nie tylko naszej rozrywki, ale znacznie większych korzyści".
Dobrze o tym wiedzą tacy giganci piłki jak Wesley Sneider czy Kaka. Oni również nie wstydzą się Jezusa i szerzą swoją wiarę wśród młodych piłkarzy. Dziś, w czasach kryzysu autorytetów, trudno wymarzyć sobie większy prezent niż żarliwie wierzący celebryta czy odnoszący sukcesy piłkarz. I „oni” o tym dobrze wiedzą.
Na razie żaden poważny publicysta czy komentator z lewej strony nie próbuje wprost atakować wierzących zawodników naszej kadry. Wrogowie Jezusa pamiętają jak skompromitowała się czołowa feministka, która swoimi wypowiedziami o „samczej imprezie” zrobiła z siebie Grincha psującego święto. Jednak tekst blogera „Newsweeka” pokazuje o czym zapewne myśli dziś wielu „postępowców”, którzy na razie nie mają odwagi podzielić się swoimi przesądami. Jestem jednak przekonany, że to tylko tymczasowy brak reakcji. „Oni” nawet z Lewego będą w stanie zrobić oszołoma. Muszą tylko znaleźć jakiegoś swojego Niesioła albo Kutza.
PS. Odszczekuję swoje pesymistyczne obawy związane z meczem z Rosją. Wczorajszy mecz pokazał mi, że optymizm nie jest domeną naiwniaków i trzeba wierzyć w polską drużynę:)
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/134264-trudno-z-blaszczykowskiego-czy-tytonia-zrobic-moherowy-beret-jednak-beda-probowali-na-razie-im-nie-wypada