Na boiskach coraz ciekawiej. Pod względem sportowym jeszcze żaden z meczów Euro nie zawiódł. Jest to, co trzeba – dobry mecz otwarcia, z bramkami, kartkami, radykalnymi zmianami scenariusza. Po nim nastąpiła widowiskowa kanonada rosyjskich napastników (te słowa w czasie Euro zyskują nowe znaczenie).
Jest i pierwsza sensacja – wicemistrzowie świata, typowani przez większość komentatorów co najmniej do półfinału, przegrali z outsiderami z Danii. Holendrzy nagle stanęli pod ścianą. W drugim meczu z Niemcami przegrać nie mogą, co oznacza, że w środowy wieczór czeka nas ich arcyciekawy pojedynek z Niemcami.
Wikingowie pokazali, że można wygrać z najsilniejszymi. I niech polscy piłkarze wezmą to sobie do serc. W ćwierćfinale wyjdziemy na kogoś z tej właśnie grupy, w której wszyscy są potwornie silni. Niemcy pokazali, że słabe wyniki sparingów nie mają znaczenia. Pokonali Portugalię nisko, ale na boisku jako drużyna prezentowali się znakomicie. Mimo, że ładniej grali Ronaldo i koledzy, naszych zachodnich sąsiadów do zwycięstwa poniosła precyzja.
Coraz więcej dzieje się też poza boiskiem. Rosyjscy kibice wyrastają na najbardziej negatywnych bohaterów piłkarskiego święta. Uczestniczyli w kilku skandalicznych zdarzeniach – pobiciu stewarda na stadionie we Wrocławiu, bójkach poza stadionem, wyzywaniu czarnoskórego czeskiego piłkarza. Wiele wskazuje, że za dwa dni na ulicach Warszawy i trybunach Stadionu Narodowego może być jeszcze gorzej. Bo to mecz z Polską, w dniu ich święta narodowego, jest tym, na który Rosjanie czekają najbardziej. My też.
Trwa tradycyjna wojna psychologiczna, wojna na gesty, w której Polacy są w defensywie. Włączył się w nią przyjaciel Putina, minister sportu Witalij Mutko z radością ogłaszając, że Polska nie ma żadnych szans na awans do ćwierćfinału. Z drugiej strony goście ze Wschodu przygotowali też dobrych policjantów – to przedstawiciele rosyjskiej ekipy składający kwiaty pod tablicą smoleńską przed pałacem prezydenckim. I niech ktoś powie, że Rosjanie są do nas wrogo nastawieni…
Z trzeciej, szef rosyjskiej federacji strzepnął z siebie odpowiedzialność za zachowanie rosyjskich kibiców. Zapytany o rzucane przez nich race na boisko we Wrocławiu stwierdził, że odpowiedzialni za to są… gospodarze oraz UEFA. Czy gospodarze będą też odpowiedzialni za ewentualne zadymy we wtorek na ulicach Warszawy?
Potrzebne są dwie rzeczy, dwa zwycięstwa w dwóch wtorkowych wojnach. Pierwsze – taktyczne w postaci mądrej reakcji Polaków (w tym naszych służb) na rosyjski marsz – niepoddanie się żadnym prowokacjom. I sportowe – odmienieni polscy piłkarze pokonujący Rosjan. Trzeba zagrać tak, jak tego chcą kibice – ofensywnie, odważnie i przede wszystkim zwycięsko.
Zbigniew Boniek przypomniał, że mecze z Rosją zawsze miały inne znaczenie i teraz też tak jest. To mecz o coś więcej niż trzy punkty i piłkarze o tym wiedzą. Mecz, który pozostanie w pamięci, bez względu na wynik. Lepiej więc go wygrać.
- To co, będziemy bić Ruskich? – zapytał mnie sprzedawca w osiedlowym sklepie, w nerwach czekający na wtorkowy mecz. O wynik się nie boi, bardziej niepokoi go postawa władz Warszawy i państwowych – wciąż niżej na kolanach przed Moskwą. Zwycięstwo na boisku ma więc być choć małą rekompensatą za to, jak jesteśmy traktowani i jak dajemy się traktować wschodniemu sąsiadowi w kwestiach najważniejszych.
Zanim jednak chłopcy Smudy zmierzą się ze Sborną, będzie czym się zachwycać na stadionach w Gdańsku i Poznaniu.
Wieczorem w stolicy Wielkopolski Chorwaci zagrają z Irlandią. Graczom z Zielonej Wyspy – w ostatnich latach drugiego domu dla wielu Polaków – kibice z Pomorza już na pierwszym treningu pokazali, na jak dużą sympatię mogą liczyć z naszej strony. Chorwaci robią ukłon w stronę gospodarzy zapowiadając oddanie hołdu pomordowanym w Katyniu.
Sympatie w Polsce są więc rozłożone. Na pewno można liczyć na ciekawy i zacięty mecz, bo spotkają się dwie drużyny nieodpuszczające do ostatniego gwizdka. W dodatku obaj trenerzy zapowiadają, że na tych mistrzostwach walkę o jeden cel – puchar!
Chorwaci co prawda muszą sobie radzić bez swojej największej gwiazdy i talizmanu – Ivicy Olicia, który przed tygodniem złapał kontuzję wykluczającą go z turnieju. Ale ich charyzmatyczny trener (prywatnie m.in. muzyk rockowy) na pożegnanie z kadrą (z której odchodzi po turnieju) na pewno wymyśli coś, by być pamiętanym nie tylko z poprzedniego Euro i meczu-horroru z Turcją (w ćwierćfinałowej dogrywce jego drużyna zdobyła bramkę w 119. minucie, by po 120 sekundach stracić gola i przegrać w karnych).
Irlandczycy, ustami włoskiego trenera Giovanniego Trapattoniego, zapowiadający powtórzenie sukcesu Greków z 2004 roku, mają o tyle utrudnione zadanie, że trafili do niezwykle ciężkiej grupy, ale irlandzkie gwiazdy doświadczone w angielskiej lidze mogą sprawić niejedną niespodziankę.
O 18:00 natomiast być może największy (dla nas poza spotkaniem z Rosją) szlagier pierwszej kolejki Euro. Hiszpania-Włochy. Klasyk. Mistrzowie świata i obrońcy tytułu na starym Kontynencie kontra zawsze mierzący w złoto Włosi. Italia w cieniu kolejnej afery z ustawianiem meczów. Z uszczuplonym składem po zatrzymaniach i z podejrzeniami wobec największych gwiazd. Hiszpanie przed możliwością przejścia do historii jako pierwsi obrońcy tytułu w Euro.
O tym meczu nie ma sensu za dużo pisać. Trzeba go po prostu obejrzeć.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/134100-niedziela-na-euro-dunczycy-pokazali-ze-mozna-mega-szlagier-srodziemnomorski-i-dwa-dni-do-wojny-polsko-ruskiej
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.