Czy Donald Tusk będzie chciał wykorzystać sukces na Euro do własnej propagandy? Pewnie, że tak! I co z tego? Europropagandowe paliwo mu starczy na kilka tygodni. Rozpoczynająca się dziś impreza nie jest dla niego, ani żadnego innego polityka. To jest święto milionów Polaków, które może procentować na lata. Olejmy gadające głowy w garniturach i cieszmy się igrzyskami póki możemy….
Czytałem już teksty, które mówiły, że powinniśmy cieszyć się jak Euro nie wyjdzie, bo wtedy dotknie to rząd Donalda Tuska. Odrzucam taki sposób rozumowania. Nie chcę oczywiście wpadać w jakieś euroszeleństwo ( nie mam nawet słynnej już flagi na samochodzie) i nie zamierzam w patetyczny sposób pisać, że Euro jest dla nas tym samym czym szpinak dla Popeye’a. Rozumiem również zażenowanie tych, którzy nie kochają piłki nożnej i nie chcą się poddać „terroryzmowi Euro”. Ja również wkurzałbym się, gdyby ktoś mnie bombardował radością z tego, że organizujemy zawody tańca towarzyskiego. Jednak futbol to nie taniec towarzyski. Futbol jest czymś, co zawsze łączyło. Piłka nożna, z całą swoją infantylną otoczką, mitologią i kultem idoli powoduje, że Polacy mogą poczuć się jak jeden naród. „Piłka nożna jest najważniejszą wśród rzeczy nieważnych”- mawiał Franz Beckenbauer. Po 50 lat niewoli, zniszczeniu tożsamości narodowej i zrujnowaniu polskości przez bolszewików i ich kolaborantów, Polacy szukają wspólnych wartości i kleju, który choć na chwile nas, przepraszam za lekki patos, połączy. Widać to było przy sukcesach reprezentacji Engela, Janasa i Beenhakkera, viktoriach polskich siatkarek oraz siatkarzy czy sukcesach Małysza i Kubicy. W porównaniu do innych krajów europejskich, sukcesów w sporcie nie mamy zbyt wiele ( na marginesie pragnę zauważyć, że patologie III RP w związkach sportowych mają na to znaczący wpływ). Niech chociaż turniej Euro będzie takim sukcesem.
Światowa prasa zachwyca się nowoczesnymi polskimi stadionami, które naprawdę robią wrażenie ( inna sprawa, co z nimi zrobimy po Euro). Jednak największe wrażenie robią na naszych gościach polskie bazy sportowe i hotele. A te są w rękach prywatnych. Polacy zrobili wiele by pokazać, że potrafimy wspaniale przyjąć gości z zagranicy. Rząd nie ma z tym nic wspólnego. Ba, gdyby nie biurokratyczny i podatkowy ucisk liberałów z PO, możliwe, że jeszcze więcej Polaków zarabiałoby dziś na Euro, powodując zachwyt zachodniej prasy. I to trzeba docenić.
„Niech ci wszyscy nasi goście pięknie się u nas bawią, zakochają się w naszym kraju i nie mają nam za złe, że złotych medali nikt z nich nie wywiezie”-
pisze mój redakcyjny kolega Marek Pyza. Podpisuje się pod tym zdaniem obiema rękoma i obiema nogami. I nie robię tego na fali kibicowskiego entuzjazmu. Chodzi mi o czysty tallerandowski pragmatyzm. W naszym narodowym interesie jest pokazanie obcokrajowcom jaka jest Polska. W naszym interesie jest próbowanie choćby minimalnego związania emocjonalnego naszych gości z Polską. Z autopsji wiem, że dobre wspomnienia z jakiegoś kraju czynią cuda w późniejszej jego percepcji. Pokażmy więc, że nie mamy nic wspólnego z mitami, które funkcjonują w zachodnich mediach. Pokażmy, że nie jesteśmy śnieżną krainą, gdzie po „ulicach chodzą niedźwiedzie”, a nasze metropolię nie różnią się znacząco od miast europejskich. Mimo tego, że katastrofa smoleńska dowiodła, iż Polska jest krajem nie tylko ułomnym, ale również zdezelowanym w wielu dziedzinach, to naprawdę w porównaniu z początkiem lat 90-tych nie mamy się czego wstydzić. Coraz więcej Polaków porzuca postkolonialną mentalność i wyrywa się w łańcuchów, w jakie zakuwają ich politycy. Oczywiście moje słowa zostaną zaraz zaatakowane na forum. Padną stwierdzenia o kondominium, igrzyskach mordercy Tuska i inne stwierdzenia, które pokazują jak jesteśmy podzieleni. Jesteśmy. Włosi są podzieleni jeszcze mocniej i łączą się pod trzema kolorami by wpierać Buffona. Amerykanie również wyzywają się na co dzień od faszystów i komunistów i zasiadają wspólnie przed telewizorami podczas Super Bowl. Naprawdę nie jesteśmy wyjątkowi w naszych sporach.
Cieszę się więc, że czeka nas święto futbolu i przez trzy tygodnie nie będziemy musieli oglądać wojny jego Nieomylności Słońca Peru z medialnym bogeymanem. Każdy potrzebuje odpoczynku od politycznej nawalanki. Szczególnie jak jest żenująca niczym późne filmy z otyłym Seagalem. Nawet jeżeli euro-sukces doda jeszcze trochę paliwa naszym, pożal się Boże, rządzącym to i tak będę trzymał kciuki by świat zachwycał się tą imprezą. Po igrzyskach i tak przyjdzie czas na rozliczenia, przed którymi tarczy nie zbudują nawet najsprytniejsi propagandyści z "telewizorni".
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/133968-pilka-nozna-jest-najwazniejsza-wsrod-rzeczy-niewaznych-z-pragmatycznego-punktu-widzenia-ta-impreza-jest-bardzo-wazna
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.