Wybuch w rządowym Tu-154M. Jak w rzeczywistości "wykluczono" eksplozję na pokładzie

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. raport KBWLLP
Fot. raport KBWLLP

Od badania placu w Budapeszcie do zdjęć siedzących pasażerów odnalezionych po dwóch latach, tak mniej więcej wygląda droga prokuratury, która pozbawiona dostępu do profesjonalnego badania wraku stwarza wrażenie, że coś jest ustalone lub jest na drodze ustalania. Rosjanie do tej pory nie przekazali żadnych danych rzekomo przeprowadzonych przez nich ekspertyz balistycznych i pirotechnicznych.

Kamizelki kuloodporne i broń oficerów BOR-u wraz z wrakiem samolotu znajdują się wciąż bezprawnie w Rosji a prokuratura w tym czasie "bada"... plac w Budapeszcie za pomocą nieakredytowanego do badania materiałów wybuchowych Wojskowego Instytutu Chemii i Radiometrii. To nie powieść science fiction, ale rzeczywistość kraju w XXI wieku, który należy do NATO i UE. To te struktury międzynarodowe wciąż nie mogą się doczekać na przyjęcie przez rząd Donalda Tuska pomocy, która od samego początku dochodzenia w sprawie tragedii smoleńskiej była oferowana.

Choć komisja J. Millera „wykluczyła” wybuch a prokuratura wojskowa go nie znalazła, to duża część społeczeństwa nie wie, że na podstawie danych zawartych w załączniku numer 4 (załącznik 4.9.1 strony 294-308) do raportu J. Millera

http://mswia.datacenter-poland.pl/protokol/ZalacznikNr4-TechnikaLotniczaIJejEksploatacja.pdf

wynika, że prokuratura oparła się na badaniach zleconych w Wojskowym Instytucie Chemii i Radiometrii:

Z tego fragmentu wynika, że:

- badano tylko próbki ubrań, banknotów przesłane przez Rosjan do Mińska Mazowieckiego kilka tygodni po tragedii.

-  nie badano części samolotu.

- próbki nie zawierają opisu z jakiej części samolotu zostały pobrane oraz czy zostały pobrane z bagażu podręcznego czy z głównego

- badania zostały przeprowadzone tylko na występowania niektórych substancji wchodzących w skład ładunków konwencjonalnych i śladów promieniotwórczych

- nie przeprowadzono pełnych badań na występowanie wszystkich ładunków niekonwencjonalnych i broni termo barycznej.

- wykryto obecność węglowodorów alifatycznych, naftenowych i aromatycznych zawierających w cząsteczce od 8 do 14 węgli.

Jednak bardzo istotne jest kolejne zdanie i jedno użyte słowo: „związki te są pozostałością paliwa lotniczego a ich obecność jest najprawdopodobniej następstwem wypadku lotniczego”

Słowo „najprawdopodobniej” zostało „najprawdopodobniej” użyte gdyż związki te są także składnikiem bomby paliwowo-powietrznej. Badania widocznie nie mogły stwierdzić jednoznacznie, jak „węglowodory” się na próbkach znalazły.

Słowo „najprawdopodobniej” zostało także „najprawdopodobniej” użyte, gdyż Prokuratura i komisja Millera zleciła badanie instytucji, która… nie ma akredytacji do badań na obecność materiałów wybuchowych oraz węglowodorów (składników paliwa lotniczego i broni termobarycznej oraz paliwowo-powietrznej).

Jak słusznie zauważył jeden z blogerów (e2rdo) w oryginalnym dokumencie z badania w

punkcie b) pojawia się nazwa: Oktogon gdzie Instytut stwierdza, że nie znaleziono tej

substancji.

Jednak jednym z materiałów wybuchowych, które należało zbadać był Oktogen z „e”  a nie „o” jako jedna z ostatnich liter bo z dokumentu tego nieakredytowanego do badań Wojskowego Instytutu wynika, że badano... budowle w Budapeszcie lub figury geometryczne (za ulubionym źródłem informacji Bronisława Komorowskiego

(http://pl.wikipedia.org/wiki/Oktogon)

Oktogon – plac znajdujący się w Budapeszcie

Oktogon – stacja pierwszej linii metra w Budapeszcie

oktogon –cylindryczna budowla wzniesiona na planie koła w kształcie walca

 

To, że nie zbadano wszystkich możliwych materiałów wybuchowych oraz pomyłka w tych jednym z kilku, które rzekomo zbadano wymusza pytanie: Jak należy traktować oficjalny raport z badania skoro Wojskowy Instytut popełnia błąd w pisowni w tak ważnym aspekcie? Nie dziwi dlaczego nie mają akredytacji na badania materiałów wybuchowych.

Na sam koniec warto pamiętać, że te rzekome zdjęcia mające obalić teorię wybuchu stworzoną przez dr. Szuladzińskiego są w rękach prokuratury od ponad dwóch lat.

Według "najnowszych" informacji z Newsweeka jedna z fotografii przedstawia Lecha Kaczyńskiego

http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,To-bedzie-przelom-ws-Smolenska-Znaleziono-zdjecia,wid,14542500,wiadomosc.html?ticaid=1e926&_ticrsn=3

To o tym zdjęciu informowała prasa już w listopadzie 2011 roku.

http://www.rmf24.pl/raport-lech-kaczynski-nie-zyje-2/fakty/news-prokuratura-ma-ostatnie-zdjecie-lecha-kaczynskiego,nId,386088

Czy najnowsze działania "Newsweeka" są kontrofensywą próbującą zneutralizować raport z maja 2012 roku dr. Szuladzińskiego wskazujący jednoznacznie na wybuch jako przyczynę śmierci załogi i pasażerów Tu-154m?

Raport Dr. Szuladzińskiego znajduje się pod poniższym linkiem

http://212.7.212.21/2012/05/raport-szuladzinski.pdf

 

CZYTAJ TEŻ: Dr Szuladziński w "Uważam Rze": Jeśli są odłamki, to musiał być wybuch. "Pierwszy ładunek musiał znajdować się na skrzydle"

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych