Oglądam po raz kolejny obrazki z warszawskiej Parady Równości, która szczerza mówiąc przestaje mnie oburzać i szokować. Uważam, że środowiska gejowskie mają prawo organizować sobie podobne manifestacje, o ile nie sprowadzają gejowskich skinów ( jak było to w przypadku spotkań z prof. Paulem Cameronem) i nie powodują zagrożenia. Zakazywanie takich parad odnosi przeciwny skutek. Prawdziwa wolność polega zresztą na mówieniu ludziom czego nie chcą usłyszeć, więc musimy pogodzić się manifestowaniem odstępstwa od normy seksualnej. Zgadzam się oczywiście, że dziś środowiska gejowskie są „świętymi krowami”.
„Wytworzyła się bardzo rygorystyczna ortodoksja na całym świecie. Wszyscy, którzy się w niej nie mieszczą, są tępieni za pomocą środków prawnych, a także poprzez wszelkiego rodzaju ostracyzmy. Nawet ludzie boją się myśleć w inny sposób, bo jest to zbrodniomyśl […] Ja obserwuję w Parlamencie Europejskim moich kolegów, którzy są tak zaprogramowani, że w każdej sytuacji muszą coś wtrącić o prawach homoseksualistów, tak jak kiedyś za komuny ludzie byli tak zaprogramowani, że zawsze coś musieli powiedzieć dobrego o ZSRR. To nowa forma umysłu zniewolonego”-
mówił najwybitniejszy obecnie polski filozof prof. Ryszard Legutko. Trudno nie zgodzić się, że dziś geje zamienili słowo tolerancja w tęczową pałkę, którą okładają inaczej myślących. Przykład pozwania prof. Aleksandra Nalaskowskiego czy wcześniejsze nękanie pozwami Tomasza Terlikowskiego i wielu innych przeciwników nachalnej homopropagandy jest tego najlepszym dowodem. Przy okazji należy zaznaczyć, że nie wszyscy geje są tak nieznośnie hałaśliwi i nietolerancyjni jak krzykacze z parad równości. Ja również znam homoseksualistów, którzy nie bawią się w narzucanie swoich poglądów chrześcijanom, potępiając ich przekonania. Ba, współpraca z otwartymi homoseksualistami nie jest dla mnie żadnym problemem, o ile występuje między nami nic porozumienia i szacunek. Bez wątpienia wiele dzisiejszych ruchów gejowskich ma twarz autorytarną i postulaty tych środowisk są częścią wielkiego marszu przez instytucje realnie zapoczątkowanego przez rewolucjonistów z pokolenia 68. Wojna światów każdego dnia toczy się na naszych oczach i dotyczy samej istoty naszej egzystencji. Nie można więc lekceważyć jej najmniejszych bitew. Coraz częściej można się jednak przekonać, że bitwy te nie przypominają nawet kieszonkowego Austerlitz. Mamy raczej do czynienia z tęczową piaskownicą, gdzie naprzeciw siebie stają ponurzy panowie od bardzo „chrześcijańskiego” hasła „zakaz pedałowania” i przebierańcy, którzy za wszelką siłę chcą dokuczyć wyznawcom Jezusa. Wszyscy są produktami „McŚwiata”.
"Posłowie i posłanki wyjdźcie z szafy", "Żądamy związków partnerskich dla naszych dzieci", "Równość seksualna, równość ekonomiczna", "Lepiej być gejem niż dyktatorem", "Nienawiść nie jest wartością rodzinną"- oto tylko niektóre makabrycznie płytkie hasła, które królowały na wczorajszej manifestacji. Nie było tym razem zbyt wielu haseł jawnie antyklerykalnych czy podłych i pełnych nienawiści postulatów prześladowania chrześcijan (patrz: wrzuć granat na tacę). Była za to królowa obciachu Doda Elektroda na motorze i ambasador Wielkiej Brytanii Ric Todd. Nie będę się rozwodził nad postulatami środowisk gejowskich bowiem wszyscy je znają. Chodzi mi o zupełnie innym problem. Wczorajsza manifestacja przypominała ostatnie pochody Palikota i jego ziomków od legalizacji trawki. Janusz Palikot dowiódł, że we współczesnej Polsce można odnieść sukces gospodarując hedonistyczny, ukształtowany przez MTV elektorat, który w koszulkach Prady i z wyprodukowanym w chińskich obozach pracy I-Podem w ręku walczą z niesprawiedliwością tego świata. Protesty związane z ACTA, które były chyba ostatnim promykiem nadziei dla heglistów marzących o ciągłej rewolucji dowiodły z jakim człowiekiem mamy dziś do czynienia. Rozpuszczony coraz większym dobrobytem ( a raczej jego namiastką) młody Polak buntuje się przeciwko władzy dopiero wtedy, gdy ta bezpośrednio zagrozi jego hedonistycznym zachciankom. Wiele współczesnych rządów systematycznie ogranicza wolność swoich obywateli poprzez rozbudowywanie do granic możliwości biurokracji i uchwalając nowe bzdurne przepisy uprzykrzające życie przedsiębiorcom. Jednak młodzi Polacy wychodzą na ulice nie wtedy, gdy zatrudni się zniewalających ją armię 100 tysięcy nowych urzędników, ale dopiero, gdy zabroni im się ściągać muzykę i filmy z sieci. Po rezygnacji rządu Tuska z ratyfikacji ACTA, wielki sprzeciw znikł z polskich ulic szybciej niż Kowalski w „Znikającym punkcie”. Podobnie jest z postulatami legalizacji trawki. Na marszach „wolnych konopi” widzimy rozpuszczone kulawym kapitalizmem zamożne dzieciaki pragnące legalnie jarać jointy i dlatego udzielają poparcia cynikowi, który przy okazji wchodząc do Sejmu staje się niebezpiecznym wojownikiem „cywilizacji śmierci”. Trudno nie odnieść wrażenia, że wśród masy krzyczącej „sadzić, palić, zalegalizować” nie ma zbyt wielu libertarian, którzy domagają się anarchicznej wolności w każdej dziedzinie życia. Podobnie jest na marszach gejowskich. Liderują im homoideolodzy, którzy chcą przewalcować nasze społeczeństwo i zmienić całą jego istotę. Natomiast reszta maszerujących z balonikami młodzieńców robi to z uwagi na modę wytworzoną w popkulturze. Niestety jest to problem współczesnego świata, który spowoduje jego kolonizację przez tych, którym jeszcze „zależy”. Trudno nie zgodzić się z Benjaminem Barberem, który infantylizację współczesnego społeczeństwa określił mianem procesu banalizowania towarów rynkowych i ogłupiania klientów w postmodernistycznej gospodarce rynkowej.
To McDonaldowe ogłupienie widać właśnie na gejowskich marszach. W momencie, gdy czeka nas widmo potężnego kryzysu finansowego, strefa Euro się wali, kolejne kraje europejskie są dowodem na miałkość unijnej utopii, polscy młodzieńcy wychodzą na ulice i kolorowych ciuszkach i domagają się przywilejów dla lubiących uprawiać seks z osobami tej samej płci. Barber w swojej pamiętnej książce „Dżihad kontra McŚwiat” postawił tezę, że obywatele przetworzeni w konsumentów, są do tego stopnia uszczęśliwieni gospodarczą niezależnością, że „dla pieniędzy robią interesy z diabłem”. Na dodatek zinfantylizowani obywatele przestają interesować się polityką, dobro publiczne schodzi na margines prywatnych ambicji i pragnień. Wczoraj widać to było na ulicach Warszawy aż nadto wyraźnie. Jednak to „Las Vegas Parano” w pewnym momencie się kończy bowiem jak zauważył Milton Friedman „nie ma czegoś takiego jak darmowy lunch”. Infantylizm gejowskich parad zderzył się już z brutalną rzeczywistością w Grecji. Polskich „oburzonych” realny świat również uderzy obuchem po głowie. Już niebawem.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/133660-las-vegas-parano-niedlugo-sie-skonczy-mcdonaldowi-polacy-z-marszow-rownosci-zderza-sie-z-realnymi-problemami
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.