O co chodzi z ustawą emerytalną? "Prasa zachodnia pisze, że rząd zapewni spłatę długu nawet za cenę zagłodzenia społeczeństwa"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

W dniu kiedy prezydent Bronisław Komorowski, wbrew własnym stwierdzeniom w czasie kampanii wyborczej, podpisuje wprowadzoną przez rząd PSL-PO ustawę emerytalną, w sposób drakoński podwyższającą wiek emerytalny, przypominamy fragment wywiadu z senatorem i prezesem Krajowej SKOK Grzegorzem Biereckim w tygodniku "Uważam Rze":

 

Jacek Karnowski, Michał Karnowski: Rząd w niesłychanym tempie przepycha tak zwaną reformę emerytalną. Ale wciąż trudno nam zrozumieć skąd ten pośpiech, skąd nagła potrzeba drakońskiego wydłużenia wieku emerytalnego? Przecież finanse publiczne podobno są w doskonałym, zielonym, stanie?

Senator Grzegorz Bierecki: To jest wyłącznie demonstracja wobec pożyczkodawców, tych, którzy ten rząd kredytują. Dla ludzi, którzy patrzą na nas gdzieś z Nowego Jorku jak na dziwny, daleki, trochę nieprzewidywalny kraj. Tak jak patrzą na Kostarykę czy Filipiny.

Istotą tej zmiany jest przekazanie sygnału grupom finansowym, że władza Polski zrobi wszystko, by zdobyć pieniądze na spłatę długów, nie cofnie się przed niczym. I dlatego można jej dalej pożyczać. Bo zrobimy wszystko, by oddać pieniądze i wysokie odsetki.

 

To wyłączny cel tej zmiany? Nie jest to element, jak mówi minister Rostowski, szerokiej naprawy finansów publicznych?

Wyłącznie o to chodzi. Zmiana ta będzie bardzo dotkliwa dla ludzi, ale nie będzie miała poważnych skutków dla stanu finansów publicznych. To jest oczywiste, wystarczy głębiej poszukać. Inna rzecz, że mało komu chce się sprawdzać, o co naprawdę chodzi w działaniach tego rządu.

 

Nie będzie z tego oszczędności?

Minimalne. Państwo oszczędzi nieco w ZUS na emeryturach, ale tyle samo straci przez wywołaną wydłużeniem wieku emerytalnego presję na system rentowy i chorobowy. Ludzie nie będą w stanie pracować do 67 roku życia i będą przechodzili na renty, będą na zwolnieniach chorobowych, w ostateczności będą musieli korzystać z systemu zasiłków społecznych. No, albo, czego nikomu nie życzę, umrą wcześniej.

Więc ta rzekomo wielka reforma to wyłącznie gest wobec rynków finansowych. I tak to zaczyna być postrzegane.

 

Może dobrze?

Nie, bo cena jest ogromna. Prasa zachodnia już pisze, że oznacza to, iż rząd polski zapewni spłatę długu nawet za cenę zagłodzenia własnego społeczeństwa. Tego od nas oczekują – że będziemy mieli pieniądze na spłatę starych i nowych długów, że wciąż będą na nas zarabiali. O to chodzi w tym rzekomym reformowaniu kraju, które jest przykrywką do tego, by zapewnić więcej pieniędzy na obsługę długów. Wystarczy zresztą spojrzeć na budżet naszego państwa. Jedyna pozycja jaka rośnie w budżecie na rok 2012 to środki na obsługę długu zagranicznego. To oznacza, że uzależniamy się całkowicie od ośrodków zagranicznych. Już w tej chwili kurs złotówki jest całkowicie poza władzą polskiego rządu i Narodowego Banku Polskiego. Słyszałem jak bardzo nerwowo było pod koniec grudnia w ministerstwie finansów i w NBP.

 

Czym był ten stres spowodowany?

Grą ze spekulantami i obawą, czy zmieścimy się w ustawowych i konstytucyjnych limitach zadłużenia, co zależy od kursu przeliczania tego długu z walut obcych na złotówki. Przecież cały świat wie, że rząd polski będzie musiał pod koniec roku grać na obniżenie kursu złotówki. I korzystają z tego, grając  z kolei spekulacyjnie złotym. Pewnie nigdy się nie dowiemy ile nas kosztowała ostatecznie obrona tego kursu i ile na nas zarobili.

 

Jaka jest alternatywa? Czy jest w ogóle?

To proste i PiS od dawna stara się o tym mówić, choć jest zakrzykiwany, nawet ostatnio z trybuny sejmowej przez ministra Rostowskiego, który krzyczał, że nie będzie u nas Budapesztu. Co go tak zdenerwowało? Postulat wprowadzenia podatku bankowego. Czyli coś co mają np. w Niemczech i w innych krajach europejskich. Nad paneuropejskim podatkiem od transakcji bankowych pracuje już Komisja Europejska. A u nas się sektor bankowy, wbrew faktom, broni. Ktoś na tym dużo zarabia – co roku mamy rekord zysków w tym sektorze, w ubiegłym 15 miliardów złotych. Podobnie jest z opodatkowaniem sklepów wielkopowierzchniowych, co właśnie zrobili Portugalczycy.

 

Czy to są tak duże pieniądze by wpłynęły na stan finansów państwa?

To są ogromne pieniądze, które dzisiaj są właściwie nieopodatkowane. To są tak duże pieniądze, że spokojnie pozwoliłyby nie grzebać przy emeryturach.

 

gim

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych