Tusk nie jest tylko Makbetem widzącym pisowski las pod oknem. To Montana, który zginął pod ciężarem własnej pychy

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
screenshot z filmu "Człowiek z Blizną"
screenshot z filmu "Człowiek z Blizną"

Pozwalam sobie jeszcze raz porównać Tuska do bohatera "Człowieka z blizną", bowiem mój poprzedni tekst oparty na tym motywie traktował o możliwej reakcji Tuska na haniebne zachowanie Niesiołowskiego. Okazuje się, że premier okazał się być wcieleniem Pacino z filmu De Palmy.

Wczorajsza reakcja Donalda Tuska na czyn Niesiołowskiego pokazuje, że premier traci kontakt z rzeczywistością niczym Tony Montana. Po raz kolejny pozwalam sobie porównać premiera do postaci stworzonej przez Olivera Stone’a, bowiem wybitny filmowiec idealnie nakreślił stan mentalny upadającego z wysokiego piętra „króla świata”. Tuska oczywiście można porównywać do szekspirowskiej postaci Makbeta, który pogrąża się w szaleńczej obawie przed idącym na niego pisowskim lasem, przepowiedzianym przez czarownice z zaprzyjaźnionych mediów. Ciągła aktualność przepowiedni „Tusku musisz!” okazała się być przekleństwem dla premiera, który zdobycie władzy musi odkupić wizją birnamskiego posmoleńskiego lasu. Również coraz bardziej nerwowe rozprawianie się z wewnętrznymi wrogami przez Tuska można zestawić z czynami szekspirowskiego bohatera. Ja jednak wolę inne porównanie, które jest bliższe Tuskowi. Premier nie jest w końcu żadnym arystokratą, który w wyrachowany sposób potrafi działać jak rycerz z dzieła angielskiego pisarza. Tusk wyrósł z ludu i z samych nizin trafił niespodziewanie na szczyt, eliminując po drodze swoich wszystkich ( no może prawie) protektorów.

Filmowy Montana jest ubogim imigrantem z komunistycznej Kuby, który zaczyna piąć się po szczeblach kariery mafijnej z Miami. Po kolei wykańcza swoich promotorów i wchodzi na sam szczyt gangsterskiego drzewa. Przy okazji jednak pogrąża się on w samouwielbieniu i paranoicznej podejrzliwości. Przekracza również rubikon i rzuca wyzwanie baronowi narkotykowemu z Kolumbii. W końcu wykańcza go jego własna buta i zatracenie instynktu samozachowawczego, który ginie między kolejnymi kreskami kokainy. Donald Tusk również niespodziewanie zdobył największe zaszczyty w naszym kraju. Ten do niedawna niepozorny leniuszek w szortach, który zasypiał na posiedzeniach Senatu okazał się być znakomitym partyjnym graczem i perfekcyjnym czarodziejem opinii publicznej. Jego kariera przypomina wręcz american dream. Niestety ten dream się kończy.

„Premier - największy atut PO - wciąż ma zdolność czarowania słuchaczy. Jest w tym naprawdę dobry. Opozycja mówców ma - poza Kaczyńskim - znacznie słabszych niż pierwsza liga PO. Na tym polu PiS nie potrafi rzucić wyzwania. Tusk słusznie więc - ze swojego punktu widzenia - w kluczowych momentach wygłasza zagrzewające do boju przemówienia, i zleca podobne zadania swojej drużynie”

- słusznie zauważa Jacek Karnowski. Dobry pijar ma jednak swoje ograniczenia i musi być prowadzony z prawdziwym wyczuciem. Do tej pory Platformie udawało się w perfekcyjny sposób czarować Polaków i jej pijarowcy znakomicie potrafili manipulować nastrojami społecznymi poprzez drażnienie Kaczyńskiego. Od początku roku widzimy jednak wyraźnie rysy na produkcie zwanym „Tusk”. Ta rysa zamienia się w coraz większą szczelinę, która w końcu spowoduje pęknięcie materiału. Wydaje się, ze Tusk niczym Montana wciąga kolejne kreski narkotyku, który mu podsuwa Ostachowicz. Premier wpadł jednak w rollercoaster uzależnienia, z którego nie ma ucieczki. Wczorajsze wystąpienie premiera, który w kuriozalny sposób bronił (wbrew wcześniejszemu stanowisku) Niesiołowskiego pokazuje, że „polski Blair” przestaje być jedynym władcą PO. Jak inaczej tłumaczyć zdumiewające powoływanie się Tuska na nacechowany irracjonalną nienawiścią do PiS „list” blogerki, jak nie ugięciem się pod ciężarem argumentów partyjnych obrońców Niesioła. Podejrzewam jednak, że „stary” Tusk nigdy nie wykorzystałby tekstu osoby, którą nie jest trudno zidentyfikować jako platformerską propagandystkę. Stary Tusk nigdy również nie pozwoliłby sobie na toporne, gierkowskie objeżdżanie Polski, które nic nie ma wspólnego z nowoczesnym pijarem. „Stary” Tusk nigdy nie wypuściłby do mediów polityków formatu ministra Muchy czy Sławomira Nowaka. „Stary” Tusk jednak dawno został przyciśnięty banerem, który mu przypomina, że jest on królem świata.

Donald Tusk dowiódł wczoraj, że jest coraz bardziej osamotniony. Siedzi smutno w swoim gabinecie, otoczony klakierami i zostaje mu jedynie wykrzykiwanie banałów o swojej wielkości do złotej słuchawki. Im prędzej Tusk zda sobie sprawę, że jest wypalony tym lepiej nie tylko dla niego, ale również dla Polski. Swój poprzedni tekst porównujący premiera do Tonego skończyłem następująco: „Donaldowi Tuskowi nie pozostaje więc nic innego jak ponowne wciągnięcie kreski kokainowego pijaru i dowodzenie, że „świat należy do niego”. Wszystko wskazuje na to, że premier trafi jeszcze kilkoma kulami w swoich przeciwników. Pamiętajmy jednak jak skończył Tony Montana. „Człowieka z blizną” wykończył zabójca czający się za jego plecami”. Okazuje się jednak, że Tuskowi wyczerpują się nawet kule w jego kałachu. Za plecami ma natomiast już nie jednego assasyna, ale kilku śmiertelnych wrogów z obozu władzy. Na dodatek jego willę otacza coraz szczelniej armia niezniszczalnego wroga z opozycji. To już koniec Panie premierze- chciałoby się rzec.

„Wszystko, co mam, to jaja i honor!”- krzyczał Tony Montana, zanim popadł w autodestrukcję. Tusk honor stracił przy śledztwie smoleńskim. „Cojones” traci podczas wystąpień takich jak wczorajsze.

 

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych