"Jeżeli upadek Kościoła uzależnia się od działań Kaczyńskiego to naprawdę zaczynamy mieć do czynienia ze światem, do którego trafił McMurphy"

Rys. Rafał Zawistowski, "Zygmunt"
Rys. Rafał Zawistowski, "Zygmunt"

„Dlaczego ci sami biskupi, którzy zamienili Kościół w przybudówkę PiS-u, są tacy zdziwieni i oburzeni, gdy spora część opinii publicznej buntuje się przeciw temu”- pisze nowy nabytek „GW”. Dziś nawet odwieczną wojnę między augustynowskim „Państwem Bożym” i nietzscheańskim zabiciem Boga tłumaczy się wojną PO-PiS. Czy może być coś bardziej głupiego?

 

„Myślicie, że nie ma czym się przejmować? Że Kościół jest jak skała? Przetrwał dwa tysiąclecia, więc i teraz zwycięsko oprze się fali laicyzacji i buntu? Nie żebym chciał was straszyć, ale dinozaury chyba też myślały, że są wieczne”-

pisze były redaktor naczelny „Newsweeka” Wojciech Maziarski, który narzeka, że księża po Mszy św. zachęcali do czytania wywiadu z prof. Andrzejem Zybertowiczem. Maziarski nie raz udowodnił, że jest „wybitnym” znawcą Kościoła katolickiego. Po sprawie ks. Bonieckiego, publicysta wysnuł nawet tezę, że powinien zająć się nią… prokurator. Trudno poważnie więc traktować jego słowa dotyczące wewnętrznych spraw kościelnych. Jednak pojmowanie rzeczywistości tego publicysty jest znamienne dla całego lewicowo-liberalnego środowiska i warto na chwilę się przy nim zatrzymać.

Zasadniczym błędem w rozumowaniu Maziarskiego i jemu podobnych publicystów jest ich wiara w możliwość upadku Kościoła katolickiego. Jest to rozumowanie infantylne. Kościół katolicki został założony przez samego Boga i tam, gdzie będzie nawet dwóch wyznawców Chrystusa, tam będzie istniał Kościół. Nie rozumieli tego wszyscy prześladowcy Kościoła z ostatnich 2 tysięcy lat, których działania tylko umocniły wiarę w Jezusa. Dziś walka z Dziełem Jezusa odbywa się więc na innym poziomie. W Kościół uderza się z pozycji liberalnych, sugerując, że katolicyzm  ogranicza wolność człowieka. Jest to jedno z największych kłamstw, jakie sączy się współczesnym do głów. Nie ma wolności człowieka bez Boga i zasad moralnych, które są dla niego drogowskazem. Bez nakazu miłości bliźniego nie może być mowy o wolności jednostki. Dlatego wszystkie sugestie, że tylko skolonizowanie Kościoła przez liberalne przesądy, uchroni go przed upadkiem są fałszywe. Przykłady znikających w mgnieniu oka liberalnych zborów protestanckich i puste kościoły w krajach, gdzie katolicy poszli na kompromis z dyktaturą relatywizmu pokazują to najdobitniej. W Polsce na szczęście Kościół nie opiera się wizji katolicyzmu z Czerskiej, którą widzieliśmy w wywiadzie dla „Tygodnika Powszechnego” ze Sławomirem Sierakowskim, gdzie guru lewicy przekonywał o potrzebie odwrócenia się Kościoła od Boga. Tego Kościół nigdy nie zrobi, nawet jeżeli w jego łonie hasać będą skrajni moderniści. Kościół nie ma się bowiem dopasowywać do panujących trendów i ideologicznych ciekawostek, które w końcu przeminą. To świat ma się dostosowywać do Słowa Bożego, które nam dał sam Bóg jako cieśla z Nazaretu. I tutaj dochodzimy do sedna problemu, który objawia się w walce z krzyżem. Szaleńcza walka z symbolem chrześcijaństwa musiała dojść w końcu do Polski, którą ominęły awantury pokolenia 68. Krzyż przeszkadza hedonistom bo przypomina, że oprócz zabawy istnieje coś takiego jak choroba, smutek, żal, ale również nadzieja, bezgraniczna miłość i poświęcenie. Jest to niepopularne w dzisiejszym świecie. Od czasów rewolucji francuskiej nienawiść do chrześcijaństwa ma właśnie to podłoże. Dla każdego średnio wykształconego człowieka jest to truizm.

Jednak w zinfantylizowanej do granic możliwości polskiej debacie publicznej nawet odwieczną wojnę między augustynowskim „Państwem Bożym” i nietzscheańskim zabiciem Boga tłumaczy się wojną PO-PiS i diabelskim Kaczorem. Gdy podczas wojny o krzyż na Krakowskim Przedmieściu widzieliśmy wybuch zwierzęcego antyklerykalizmu przekonywano nas, że haniebne zachowania są odpowiedzą na upolitycznienie krzyża. Tak jakby zezwierzęcenie nie było widoczne w Barcelonie podczas wojny domowej w Hiszpanii czy w Wandei podczas rządów miłośników wolności. Teraz mówi się o upadku Kościoła (sic!) przez poparcie przez część biskupów obecnej polskiej prawicy. Czy może być coś bardziej głupiego i infantylnego?  Niestety właśnie z taką narracją mamy obecnie do czynienia. Nie wiadomo czy się z niej śmiać czy płakać z jej powodu.

„W pierwszych wiekach swojego istnienia Kościół zyskał wrogość krytyków obdarzonych autentyczną wyobraźnią i dobrze wychowanych jak Celsus czy Porfiriusz, którzy odznaczali się życzliwym przekonaniem, iż najpierw powinni uczynić pewien wysiłek i zaznajomić się z przedmiotem krytyki”-

pisze teolog David Bentley Hart, który zauważył dramatyczny spadek poziomu intelektualnego wśród współczesnych krytyków chrześcijaństwa. On jednak pisał o takich „miałkich  intelektualnie” krytykach jak Dawkins czy Hitchens. My mamy Maziarskiego, Palikota i Dodę Elektrodę, którzy są dziećmi lewicowych przesądów, przepuszczonych przez popkulturową papkę i pisofobię. A ta zaczyna być nieracjonalna jak nienawiść rasowa czy etniczna. Jeżeli upadek Kościoła uzależnia się od działań Kaczyńskiego to naprawdę zaczynamy mieć do czynienia ze światem, do którego trafił McMurphy.

Autor

Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych