Frustracja. To chyba najczęstsze uczucie, jakie widać ostatnio wśród Amerykanów. Dają temu wyraz na ulicach, w sondażach, prawybroach.
Frustracja a nawet mocniej, wk...nie łączy ludzi. Weźmy ostatnie demonstracje wokół szczytu NATO w Chicago. Obserwowałem je przez tydzień. Jeśli chodzi o frekwencję, nie rzucały na kolana – w największych demonstracjach brało udział 4-5 tys. Odsiewam ubranych w czarne stroje anarchistów i zwykłych zadymiarzy, którzy wręcz prosili się, aby policja zaczęła ich pałować i gazować, żeby rozpocząć prawdziwą „zabawę”. Nie doczekali się – profesjonalizm departamentu policji spowodował, że skończyło się zaledwie na 90 zatrzymanych, braku zniszczeń a nawet zapachu gazu łzawiącego na ulicach.
Zajmijmy się ludźmi, którzy mieli powody, aby swą frustrację okazywać. Nie tylko na ulicach Chicago, ale także w prawyborach, które odbywają się cały czas w kraju. Ludzie bez pracy, nie mogący spłacać kredytów, którzy potracili w gospodarczym tsunami domy i status klasy średniej. Ludzie skołowani, dla których nie wystarczają proste partyjne wytłumaczenia, kto dobry, kto zły. Szukający jakiegoś sensu w całym tym gospodarczym bałaganie, który trwa – w mniejszym i większym stopniu – od jesieni 2008 r. Często powstaje z tego prawdziwy ideologiczny groch z kapustą.
Nadine – herbatniczka z Kalifornii
Poznajcie Nadine Hays. Sześćdziesięciolatka z Camarillo w Kalifornii. Żona, matka, babka ośmiorga wnucząt. „Zwykła” obywatelka aż do 2009 r. Wtedy na lotnisku w Burbank chciała wejść do samolotu ze swoją 93-letnią matką. Kiedy agenci federalnej TSA (stworzona po zamachach 11 września 2001 r.) odpowiedzialni za kontrolę pasażerów skonfiskowali jej pojemnik z wyciskanym sosem jabłkowym (który trzymała dla matki), nie wytrzymała. Zaczęła dyskutować z agentami. Słowo do słowa, skończyło się tym, że Hays skuto kajdankami i wtrącono do celi pod zarzutem „napaści na agenta TSA”. Cała sprawa rozgrzała aktywistów Tea Party, stając się kolejnym dowodem na niespotykany rozrost agresywnego wobec obywateli rządu federalnego. Ostatecznie sędzia oddalił zarzuty napaści, odbierając od Hays obietnicę, że przez pół roku nie będzie miała żadnych kłopotów z prawem (http://www.youtube.com/watch?v=Jz8OocnnH0g).
Życie Nadine zmieniło się. Przystąpiła do lokalnej komórki Tea Party oraz podróżuje po Ameryce ze swoim małym megafonem. Jest wszędzie tam, gdzie odbywają się protesty społeczne. Głównie krzyczy na służby porządkowe. Kiedy spotkałem ją na demonstracji przeciwko koncernowi Boeinga w Chicago, powiedziała mi, że cieszy się, bo może protestować („straciłam okazję w latach siedemdziesiątych, teraz nadrabiam”). Ale ma też swoje przemyślenia.
Musimy coś zrobić z bankami, które grają funduszami niczym na ruletce. Jako podatnicy mamy dosyć wykupywania bankierów-gangsterów (gra słów: bank-sters), gdy im się powinie noga
– mówi. Wskazuje na Rezerwę Federalną (Fed) i MFW jako organizacje, które w swoich tajnych planach mają za cel „niszczenie społeczeństw” na całym świecie w imię zysku nielicznych. Gdy zwracam jej uwagę, że członkini Tea Party i anarchiści wykrzykujący ‘a- anti – anticapitalismo!” to się nie klei... wcale tego nie przyjmuje. Nie chodzi bowiem o ideologiczne etykiety.
Musimy razem obudzić Amerykę i przywrócić d e m o k r a c j ę l u d z i
– mówi mi Nadine.
Odstrzeliwanie „dotychczasowych”
Oczywiście, trudno wyciągać zbyt daleko idące wnioski ze spotkania na ulicach Chicago. Ale podróżując po prawybroczych stanach, widziałem tę samą złość, frustrację i chęć buntu często. Szczególnie widoczne było to wśród zwolenników Rona Paula, który przyciągał zwłaszcza wrogów Rezerwy Federalnej (FED) oraz szczególnie wkurzonych na rosnącą ingerencję rządu w coraz większej liczbie sfer prywatnego życia. Nie rozumieją też paroksyzmów spekulacji na Wall Street. Z jednej strony słyszy się o bankach, które na spekulacjach potrafią stracić jednego dnia nawet 2 mld dolarów (ostatni przykład banku JP Morgan). Z drugiej - żądania pomocy z pieniędzy podatników, gdy tylko powinie im się noga, w imię ratowania sektora bankowego jako „krwioobiegu” gospodarki. Podczas gdy jednocześnie bankierzy każą ludziom wyprowadzać się z domów, gdy nie są w stanie (np. na skutek straty pracy) spłacać kredytu hipotycznego.
Ta frustracja zaczyna się wylewać w trakcie prawyborów. Generalnie radzą sobie w nich bardzo dobrze wszyscy kongresmeni, którzy zostali wybrani po raz pierwszy na fali Tea Party w 2010 r. (wygrało 29 z 29 startujących). Ci którzy, są w Kongresie dłużej, albo przegrywają, albo muszą się nieźle napocić. Przepadł w prawyborach legendarny senator z Indiany, ekspert w dziedzinie polityki zagranicznej, Dick Lugar. Wyborcy uznali, że po 36 latach w Waszyngtonie jest zbyt oderwany od ich życia: przegrał prawybory w sposób upokarzający 60-40. Dostaje się też prezydentowi Barackowi Obamie, który przechodzi przez formalny proces prawyborów w Partii Demokratycznej. W zeszłym tygodniu w Wirginii Zachodniej dostał 58 proc. głosów a 42 proc. ...bliżej nieznany więzień. We wtorek znowu Obama dostał ok. 58 proc. głosów: w Arkansas reszta głosowała na kolejnego Pana Nikt, w Kentucky na okienko „niezdecydowany”.
Czy fala będzie wzbierać? Czy będzie jakieś przesilenie, katharsis, choćby w postaci głosowania na prezydenta 6 listopada? Zobaczymy. Obiecuję czytelnikom przyglądać się uważnie Pani Ameryce Frustracji.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/133034-pawel-burdzy-z-chicago-ameryka-pani-frustracja-czy-bedzie-jakies-katharsis-chocby-w-wyborach-6-listopada
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.