Czy coś złego dzieje się z polskimi finansami publicznymi? Niepokojące dane resortu finansów

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
"Cudotwórca" Rostowski, nie taki cudowny? Fot. PAP/Jacek Turczyk
"Cudotwórca" Rostowski, nie taki cudowny? Fot. PAP/Jacek Turczyk

Media mainstreamowe nie zauważyły bardzo ważnych danych ujawnionych przez Ministerstwo Finansów. Dane te niestety niepokoją i każą się zastanowić, na ile poważna jest sytuacja polskiej gospodarki. Groźba krachu zdaje się coraz bardziej prawdopodobna.

W ciągu pierwszych czterech miesięcy deficyt państwa wyniósł już ponad 24 miliardy złotych – poinformowało Ministerstwo Finansów. To niemal 70 procent zakładanego na ten rok deficytu, który zgodnie z ustawą budżetową ma wynieść 35 mld zł. Co zaskakujące deficyt osiągnięty w przeciągu pierwszych miesięcy roku zbliżył się do wielkości z roku 2011. Wtedy – zgodnie z danymi MF – wyniósł ponad 25 miliardów złotych.

Prof. Jerzy Żyżyński, ekonomista i poseł PiS z sejmowej komisji finansów publicznych wskazuje w rozmowie z portalem Stefczyk.info, że dane MF niepokoją:

To dowodzi, że do budżetu nie wpływają dochody w zakładanej wysokości. Takie głosy dochodzą do mnie z kilku źródeł. Maleją dochody państwa. To potwierdza opinie polityków PiS, którzy jeszcze w kampanii wyborczej powoływali się na analizy Instytutu Studiów Podatkowych prof. Modzelewskiego, które pokazywały, że zmiany w ustawach podatkowych spowodują właśnie spadek wpływów państwa. Zmiany, szczególnie w VAT i w podatkach przedsiębiorców, spowodowały, że dochody państwa są mniejsze.

Ekonomista wskazuje, że dynamika wzrostu deficytu zawsze jest większa na początku roku, ale w jego ocenie obecnie wątpliwe jest, by udało się odkręcić negatywne tendencje.

Spodziewam się poważnych kłopotów po wakacjach. Ostatni kwartał tego roku może być naprawdę zły. (…) Spodziewam się sporych spadków we wpływach do budżetu

- mówi ekonomista.

W ocenie prof. Żyżyńskiego, katalizatorem problemów polskiej gospodarki może stać się branża budowlana.

Do tej pory gospodarka była ciągnięta przez popyt. Ten z kolei generowany był w bardzo dużym stopniu właśnie przez branżę budowlaną. Teraz okazuje się, że firmom, które pracowały przy Euro, nie płacono. (…) Skoro firmy i ich pracownicy nie zarabiają, to nie płacą. Nie wydają pieniędzy. Gospodarka tymczasem opiera się na tym, że ludzie zarabiają i wydają. Wydatki jednych są dochodami drugich. I tak się to – w uproszczeniu - kręci. Jeśli utnie się ten łańcuch, jeśli ktoś nie będzie zarabiał, to wszystko zaczyna się sypać i kraj wpada w recesję

- tłumaczy.

Mimo tak dużej skali deficytu w pierwszym okresie 2012 roku oraz alarmujących opinii ekonomistów resort kierowany przez Jacka Rostowskiego zdaje się pałać optymizmem. W jednym z komunikatów zapewnił, że „w Wieloletnim Planie Finansowym Państwa zakłada, że deficyt budżetowy w 2012 roku wyniesie 26,8 mld zł wobec 35 mld zł zakładanych w budżecie”.

Ten komunikat zaskakuje. W kwietniu bowiem deficyt wyniósł już ponad 24 miliardy. Czy to oznacza, że państwo zamierza zamrozić wydatki na resztę roku?

saż

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych