Jacek Świat o trudnych i pięknych wspomnieniach. Nasz wywiad w dniu premiery książki poświęconej Aleksandrze-Natalli-Świat

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. Wikipedia / Kolanin
Fot. Wikipedia / Kolanin

We Wrocławiu odbędzie się dziś oficjalna premiera książki „Ola” zawierającej wspomnienia o śp. Aleksandrze Natalli-Świat, posłance Prawa i Sprawiedliwości, która zginęła w katastrofie smoleńskiej.

Serdecznie zapraszamy na 18:30 do Klubu Muzyki i Literatury przy pl. Kościuszki 9.

W dniu premiery książki rozmawiamy z wdowcem po posłance Jackiem Światem.

 

Co będziemy mogli przeczytać w „Oli”?

Po śmierci Oli grupa jej przyjaciół wymyśliła, że trzeba stworzyć jakąś trwałą pamiątkę. Ustaliliśmy, że najlepszą formą będzie książka wspomnieniowa. Nasza przyjaciółka, wrocławska dziennikarka Alicja Giedroyć podjęła się trudu zebrania i spisania wspomnień bardzo różnych ludzi, którzy zetknęli się z Olą od wczesnego dzieciństwa przez szkołę, studia, pracę zawodową, działalność społeczną i polityczną. Od kuzynki, kolegów ze szkoły podstawowej, średniej, aż po prezesa Kaczyńskiego. Swoimi wspomnieniami podzielili się również ludzie, którzy dziś są po drugiej stronie politycznej barykady. Choćby Bogdan Zdrojewski, z którym Ola jako prezydentem Wrocławia wiele lat współpracowała. Są przyjaciele, z którymi jeździliśmy na pamiętne wyprawy do Czech. Są koledzy z NZS-u, z działalności podziemnej, jak choćby Adam Lipiński. Te wspaniałe opowieści uzupełnia wiele zdjęć z naszego domowego archiwum, które pozwoliłem sobie opisać. Książkę wydano w bardzo ładnej szacie graficznej, twardej oprawie. Jest naprawdę pięknym wspomnieniem o Oli. Ja sam czytając te teksty dowiadywałem się o nas, o Oli, a trochę i o sobie zupełnie nowych rzeczy.

 

Jakie to było przeżycie – czytać o najbliższej osobie, którą ot tak dawna znało się doskonale, a jednocześnie dowiadywać się czegoś nowego?

Takie wspominki są i piękne, ale też trudne. Nie przypadkiem książka czekała dwa lata. Za moją przyczyną, bo nie było mi łatwo grzebać się w tych wspomnieniach, przeglądać te setki zdjęć, wybierać je, odrzucać. To były trudne decyzje i odwlekałem je właściwie do ostatniej chwili. Wreszcie dojrzałem do tego zadania i bardzo się cieszę, że się udało. Pozostanie po Oli piękna i trwała pamiątka.

 

Premiera książki odbędzie się w wyjątkowym miejscu, bardzo ważnym dla Pana żony.

Tak, Klub Muzyki i Literatury we Wrocławiu stał się taką tradycyjną siedzibą Klubu Myśli Państwowej, który wymyśliła Ola. Chciała stworzyć „salonik” intelektualny, dyskusyjny dla ludzi, którzy serce mają nieco po prawej stronie, bez szyldów politycznych, jako czysto prywatną inicjatywę. Raz na miesiąc spotykamy się z ciekawymi ludźmi, dyskutujemy o Polsce, o tym, co się w naszym państwie dzieje, co nas boli. Ten klub funkcjonował kilka lat. Gdy Oli zabrakło, ci, którzy się w nim zadomowili, uznali, że trzeba kontynuować te prace. Nadaliśmy klubowi imię Oli. Działa on dalej, spotykamy się raz w miesiącu, by rozmawiać o Polsce. Dwukrotnie organizowaliśmy duże, dwudniowe konferencje, na których zastanawialiśmy się, jak potrafimy zagospodarować naszą niepodległość. Bardzo się cieszę, że to ziarno, które Ola zasiała kilka lat temu, przynosi owoce.

 

Zna Pan sporą część sceny politycznej, wywodzi się z niej. Co wyróżniało Pana śp. żonę spośród innych polityków?

Trudno opisywać osobę, którą się tak dobrze zna – przeżyliśmy razem ćwierć wieku – bo nie sposób zawrzeć wszystkiego w kilku zdaniach. Miała w sobie wielką pasję, była nieprawdopodobnie pracowita, ogromnie odpowiedzialna, brała na siebie mnóstwo obowiązków i wszystkie rzetelnie wypełniała. Z charakterystycznym dla niej perfekcjonizmem. Miała bardzo głębokie poczucie sprawiedliwości, wyczulenia na obłudę, chamstwo, robienie drobnych geszeftów, kramarstwo. Strasznie ją to wkurzało i tego wszystkie w jej życiu i w jej działalności politycznej nie było.

 

Gdy po tych dwóch latach patrzy Pan na sposób wyjaśniania tragedii smoleńska, wierzy Pan, że poznamy przyczyny, dla których Pana żony i 95 innych osób zabrakło?

Jest to bolesne. Zarzuca się mi i wielu moim kolegom, że upolityczniamy tę sprawę, a ona niestety jest aż do bólu polityczna, bo jej źródła były polityczne. Choćby w tym, że walczono z prezydentem Kaczyńskim, że doszło do rozdzielenia wizyt, co w oczywisty sposób przyczyniło się do obniżenia bezpieczeństwa tego lotu 10 kwietnia, a w konsekwencji do katastrofy. To, co się stało później, nazywam drugą katastrofą smoleńską. I to straszną, bo dotyczącą całego państwa. Oddano śledztwo Rosjanom, państwo zdezerterowało w tak ważnym momencie. Jesteśmy upokarzani przez Rosjan – tym ostentacyjnym lekceważeniem naszych próśb o pomoc prawną. Pocięcie, rozbicie i umycie wraku jest nie tylko próbą ukrycia czegoś, ale też upokorzenia Polski. Pokazania, że z Polską można zrobić to, co się komu żywnie podoba. Nasze władze na to niestety nie reagują, przyjmują ze zdumiewającą obojętnością. Widząc te wielkie zaniedbania, nadzieje na pełne wyjaśnienie sprawy są niestety coraz mniejsze. Choć mimo wszystko nadziei nie tracę i wierzę, że wreszcie jakiś przełom nastąpi, że wykorzystując najnowocześniejsze metody naukowe, zdołamy obyć się bez dowodów, które zostały bezpowrotnie utracone.

not. znp

 

 

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych