Niesłychana sprawa. "Kamera, mikrofon oraz dziennikarskie pytania rzuciły się na pana posła Stefana Niesiołowskiego"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Rys. Andrzej Krauze
Rys. Andrzej Krauze

(Artykuł został opublikowany w "Gazecie Polskiej Codziennie")

Niesłychana sprawa

Stała się sprawa niesłychana. Kamera, mikrofon oraz dziennikarskie pytania rzuciły się na spokojnie stojącego przed Sejmem pana posła Stefana Niesiołowskiego. Jak wszyscy widzieli, pan poseł prosił, błagał i zaklinał na wszystkie świętości, z najświętszym WON na czele, żeby dano mu pardon. Nie dano. Owszem, pani redaktor Ewa Stankiewicz stała nieruchomo, ale jak wiadomo z psychologii tłumu  – a pani Stankiewicz w myśl obecnego prawa niewątpliwie stanowi tłum, zbiegowisko lub nielegalne zgromadzenie – więc, powtórzę, jak wiadomo z psychologii nieruchomo stojący tłum to przejaw największej agresji. Nie pomogła też interwencja pokojowej misji kolegów politycznych Donalda Tuska. Poseł Niesiołowski został znieważony przez szereg wystrzeliwanych niczym z karabinu maszynowego zdań: czy wie, co się dzieje, czy wie, dlaczego nie może wyjść z Sejmu, itp. bredni? W zażegnaniu tej brutalnej napaści nie pomógł nawet  ochotniczy zaciąg dziennikarzy z „Gazety Wyborczej”, TVN i „Polityki”. A przecież to wybrane towarzystwo dziennikarskie, „krewni i przyjaciele lisa, przepraszam - królika”. Dziennikarze, jak to skromnie określił sam Blumsztajn,  z „najwyższej pałki, przepraszam -  półki”.

W czasach PRL-u, dziwnie podobna zachowaniami do dzisiejszej, śmietanka towarzyska grupowała się w „Trybunie Ludu” i „Żołnierzu Wolności”. Ludzie ci zawsze potrafili wytłumaczyć obywatelom, co się naprawdę stało, że przeciwnik władzy pobity przez „nieznanych sprawców” upił się, spadł ze schodów, a następnie rzucił się na chcącego go podnieść milicjanta. Ten zaś nie miał już wówczas  wyboru i musiał użyć siły wobec furiata, bo inaczej furiat sam sobie by zrobił krzywdę. Może nawet poważniejszą. Umarłby nie tylko raz, jak po miłosiernej interwencji dzielnego funkcjonariusza, ale może i parę razy? Milicjant wypisz wymaluj niemal jak Niesiołowski. On też musiał się bronić przed  dziennikarką, zadającą mu pytania. Robiła to zresztą, zauważmy na marginesie, głosem prowokacyjnie cichym i spokojnym. Była bezczelnie kulturalna i urągliwie powściągliwa.  No, faktycznie – prowokatorka cała gębą, kamerą i mikrofonem! Skandal! Kto to widział przepytywać funkcjonariusza koalicji rządowej. Przecież nie po to ma się władzę, żeby cokolwiek wyjaśniać dziennikarzom i obywatelom. A ile musiał się pan poseł napracować, żeby mieć ten mandat! I to wszystko miałoby oznaczać jakieś obowiązki wobec zwykłych ludzi?!

Powinniśmy sobie jasno powiedzieć, że władza i jej funkcjonariusze, w tym tak wybitni jak pan poseł Niesiołowski, doświadczeni – jak z właściwą sobie inteligencją zauważyła pani marszałek Sejmu - histerią, przepraszam, historią,  są wybrani do celów wyższych niż tłumaczenie się przed kimkolwiek spoza własnego kręgu. A tymczasem, pan poseł poniósł wyraźne straty na umyśle, osobowości i fizys. Pora postawić zatem pytanie, kto za to zapłaci? Kto odpowie za nie w pełni sprawnego posła Niesiołowskiego? Kto zwróci skarbowi państwa wydatki poniesione na promowanie pana posła, teraz tak lekkomyślnie obracane w niwecz? Czy  brutalna i antypaństwowa opozycja nie będzie chciała skierować pana posła wraz z jego mandatem do zakładu psychiatrycznego? Już przecież słyszymy, że to rzekomo pan poseł, używając siły fizycznej i wykrzykując plugastwa i wulgaryzmy, złamał prawo i naruszył godność red. Stankiewicz. Doprawdy! Czyż można naruszyć godność perfidnej prowokatorki?! Odwołajmy się do autorytetu obecnego salonu władzy i jej mediów, Andrzeja L., który pytał, subtelnie się śmiejąc, czy można zgwałcić prostytutkę? Słyszymy dziś ten sam subtelny śmiech wśród ofiarnych obrońców pana posła Niesiołowskiego. Obawiam się jednak, że ten jednolity front ludzi z „najwyższej półki”, nie zapobiegnie nieszczęśliwemu biegowi zdarzeń w naszym  kraju. Znając krwiożerczość lidera opozycji,  Jarosława Kaczyńskiego, który czyta „Mein Kampf” na zmianę z autobiografią Dżyngis Chana (w oryginale!), obawiałbym się dalszej, zabójczej wręcz,  eskalacji działań.

Czy zresztą pytanie obecnej władzy o cokolwiek nie jest już samo w sobie przejawem niesłychanej agresji?

 

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych