Gdzie Obama nie może, kongresmen spróbuje. O nowej próbie rozwiązania problemu wizowego z Chicago Paweł Burdzy

Kwestia zniesienia wiz dla Polaków do USA jest – niesłusznie, moim zdanie, ale jednak – uważana za jeden z największych problemów w stosunkach dwustronnych. Pomimo obietnic prezydenta Obamy, wizy jak były, tak są. Teraz za sprawę wziął się kongresmen z Chicago.

Demokrata Mike Quigley zgłosił we wtorek w Izbie Reprezentantów projekt ustawy Jobs Originating through Launching Travel Act (JOLT).  Podchodzi on do kwestii wiz dla Polaków (trzeba przyznać, że nie tylko dla naszych rodaków) od zupełnie innej, nowatorskiej strony: ich zniesienie jest niezbędne dla rozwoju turystyki, a co za tym idzie tworzenia nowych miejsc pracy. – Zwiększenie możliwości międzynarodowych podróży oraz ulepszenie programu wizowego przyniesie dodatkowe dolary z turystyki miastom w całej Ameryce, w tym Chicago – napisał w oświadczeniu kongresman Quigley. Dodatkowo unowcześnienie tzw. Visa Waiver Program (program kwalifikującypaństwa do ruchu bezwizowego) olepszy bezpieczeństwo USA oraz „wzmocni stosunki z tak ważnymi sojusznikami jak Polska, której odmawiano ruchu bezwizowego z powodu przestarzałego systemu”.

Według kongresmena Quigleya nowe zasady spowodują szybsze włączenie Polski do Visa Waiver Program – nasz kraj jest jedynym z liczącej 25 państw strefy Schoengen, którego obywatele muszą ubiegać się o wizy do USA. Polska znalazła się na liście 11 państw z obowiązkiem wizowym (m.in. Argentyna, Brazylia, Tajwan, Bułgaria, Rumunia), których obywatele (wg wyliczeń U.S. Travel Association w zeszłym roku zostawili w Ameryce 14 mld dolarów, przynosząc 104 tys. miejsc pracy.

Innowacyjne podejście kongresmena – kwestia wiz staje się nagle sposobem na kreowanie tak potrzebnych dla gospodarki amerykańskiej miejsc pracy – ma szansę powodzenia. Tym bardziej, że współ-sponsorami ustawy są dwaj republikańscy kongresmeni (to Republikanie rzadzą w Izbie Reprezentantów): Steve Chabot (Ohio) oraz Joe Heck (Nevada). Dodatkowo ustawa ma poparcie w Senacie USA m.in. wpływowych członków izby wyższej: Barbary Mikulski z Marylandu, Charlesa Schumera (Nowy Jork) oraz senator z Illinois, Marka Kirka.

Kwestia wiz to dla Quigleya dobre, politycznie posunięcie. W jego okręgu wyborczym mieszka ok. 100 tys. ludzi z polskim pochodzeniem. W 2009 r. w prawyborach Partii Demokratycznej mówiący po polsku Victor Forys zdobył 12 proc. głosów (przy 22 proc. zwycięskiego Quigleya). Od tamtej pory kongresmen bardzo dba o Polskę i Polaków i naciska na zniesienie wiz do USA.

Kongresmen Quigley stara się wyręczyć obecną administrację, która sprawę wiz odłożyła do „wielkiego nigdy”. Pomimo obietnicy złożonej prezydentowi Komorowskiemu oraz faktowi, że startuje w zaciętej walce o reelekcję, Barack Obama nie czuje się specjalnie zobligowany do załatwienia tej sprawy. Jako dowód niech posłuży sposób potraktowania w marcu ministra Radosława Sikorskiego w Waszyngtonie. Sekretarz stanu Hillary Clinton powiedziała szefowi polskiej dyplomacji, że co prawda prezydent Obama obiecał prezydentowi Komorowskiemu, że załatwi sprawę wiz „do końca kadencji” ale do końca 2012 r. tak się nie stanie. Nie trzeba być specjalnie bystrym obserwatorem aby stwierdzić, że Sikorski dostał ochłap na odczepnego. Tłumacząc na polski – jeśli sprawy nie da się załatwić do końca 2012 r., to wizy mogą obowiązywać jeszcze przez lata. Jeśli Obama przegra w listopadzie, nic się nie wydarzy. Jeśli wygra, „do końca kadencji” może oznaczać zniesienie wiz w 2013, 2014 a nawet w styczniu 2017 r. Słowem w bliżej nieokreślonej przyszłości.

Paweł Burdzy z Chicago