Szczerze mówiąc, nieswojo się czuję, pisząc w tej sprawie. A to dlatego, że jestem na tyle młodym obserwatorem (i po części uczestnikiem) życia publicznego, aby nie pamiętać czasów, o których piszę. Cóż z tego, skoro porównania same cisną się na myśl.
Rok 1997, dojrzała wiosna. Polska czeka na pielgrzymkę, z którą ma przybyć papież Jan Paweł II. Wśród wielu opisów i komentarzy dotyczących wizyty, pojawia się także tekst Adama Michnika, w którym próbuje on przygotować czytelników do tego wydarzenia. Podobnie będzie już po samej pielgrzymce, gdy na łamach „Gazety Wyborczej” ukazywać się będą polemiki z przesłaniem pielgrzymki; głosy krytyczne, stawiające pytania, skłaniające do refleksji. Wszystko przy poszanowaniu dla roli Kościoła w życiu publicznym Polski i permanentnym odcinaniu się od „antyklerykalizmu tramwajowego”.
Rok 2010, piękna jesień. Polacy są w żałobie po katastrofie smoleńskiej, a także tuż po batalii o krzyż na Krakowskim Przedmieściu. „Gazeta Wyborcza” zamieszcza długi wywiad z 22-letnim Dominikiem Tarasem o znamiennym tytule „Pod krzyżem jest fajnie”. Organizator chamskich i wulgarnych manifestacji pod krzyżem dostaje w prezencie możliwość wypowiedzi na łamach jednego z najbardziej poczytnych dzienników w kraju. W tym samym czasie publicystka „Przekroju”, Katarzyna Janowska płonie z zachwytu nad młodzieżą skrzykniętą przez Tarasa. Sama zostaje szefową TVP Kultura, zastępując jej długoletniego szefa, Krzysztofa Koehlera.
Rok 1995. Na rynku wydawniczym ukazuje się pozycja „Między panem a plebanem”, w której wspomniany wcześniej Michnik wraz z ks. Tischnerem oraz Jackiem Żakowskim prowadzą dość luźną rozmowę na tematy dotyczące miejsca i roli Kościoła oraz chrześcijańskich korzeni cywilizacji w której żyjemy. Dialog, choć nierzadko krytyczny i niechętny wobec Kościoła, jest utrzymany w tonie głębokiej tolerancji i szacunku wobec niego. Równolegle nagrywany i emitowany jest program „Tischner czyta katechizm”, gdzie duet Żakowski-Tischner prowadzi rozmowy o religii, filozofii i kulturze (można je, wraz z charakterystycznym wąsem pana Jacka, obejrzeć w serwisie youtube).
Rok 2012. Ten sam Jacek Żakowski dialog dotyczący roli religii i obecności Kościoła w życiu publicznym prowadzi z piosenkarką Dodą, której refleksje w tym temacie kończą się na opisaniu autorów Biblii jako „naprutych winem i palących zioła”. Publicysta „Polityki” nie zraża się zdawkowymi odpowiedziami piosenkarki, szuka wspólnej płaszczyzny. Kilka miesięcy wcześniej Katarzyna Wiśniewska, publicystka religijnego działu „Gazety Wyborczej” zabierając głos w sprawie na poły satanistycznych wybryków Nergala, opisuje je tak: „Może warto być dumnym z czegoś innego niż rodzimego katolicyzmu i patriotyzmu”.
Lata 90., a nawet początek XXI wieku. Politykami wiodącymi prym w „Gazecie Wyborczej” są Bronisław Geremek i Tadeusz Mazowiecki. Ten ostatni z flegmatyczną refleksyjnością rodem z „Więzi”, ten pierwszy z ostrym językiem i proeuropejską myślą polityczną. Obaj jednak z głębokim szacunkiem wobec konserwatywnego spojrzenia na interesy kraju, obaj mocno zaangażowani w proces przyjęcia Polski do NATO i Unii Europejskiej.
Lata 2011-2012. Tuż po wyborach parlamentarnych Piotr Pacewicz pisze panegiryk ku czci Janusza Palikota („Palikot nam się udał”), o którym pisze jako tym, który „przysłużył się demokracji”, a o Sejmie z nim w składzie jako „żywszym, ciekawszym, weselszym”. Ten sam Palikot kilka miesięcy później będzie nawoływał do „wyrzeczenia się polskości”. „Gazecie Wyborczej” nie będzie to przeszkadzać, za moment da mu kolejny wywiad i kolejne miejsce na swych łamach. Następnych kilka miesięcy później niedwuznacznie bronić będzie skandalicznego zachowania Stefana Niesiołowskiego wobec dziennikarki.
To trzy krótkie przykłady. Oczywiście, być może dobrane nie do końca symetrycznie; świadomie powiększam kontrast, aby wyjaskrawić zjawisko, o którym piszę. A piszę ze smutkiem. O tym, że kiedyś można było się zżymać na Tischnera, Michnika, Kołakowskiego i ich poglądy, ale którym nie sposób było odmówić wiedzy, głębokiej refleksji i kultury. Dziś zastąpili ich ludzie pokroju Tarasa i Nergala. Jeszcze parę lat temu można było irytować się pomysłami Bronisława Geremka i Tadeusza Mazowieckiego, ale nie można było odmówić im troski o Polskę. Dzisiaj ich miejsce zajął Palikot ze swoją świtą i pomysłem wynarodowienia Polaków. Kilkanaście lat temu Jacek Żakowski bojował na argumenty z ks. Tischnerem, dziś do jednego z największych tygodników opiniotwórczych zaprasza Dodę.
Ale nie piszę tego tylko po to, żeby ponarzekać na poziom debaty po tamtej stronie czy wykpić upadek ichniejszych autorytetów i wzorców; sam bardzo lubię i cenię postać ks. Tischnera. Po prostu często ta banalizacja dyskursu uderza rykoszetem także w naszą stronę; i stąd mój smutek. W zaostrzonej do granic możliwości batalii, w której sprzymierzeńcami mogą być i Wojewódzki, i Doda, i Palikot, i Niesiołowski, byle potwierdzili waszą wizję świata, traci też nasza strona. Coraz mniej i u nas „zarembizmów” (panie Piotrze, co z nimi? Proszę je odkopać!), coraz więcej tendencji do okładania młotem i chęci do pójścia za przysłowiem „każdy bagnet jest dobry”, choćby był najbardziej zardzewiały. Coraz mniej ochoty do wzajemnych intelektualnych przepychanek, które, a niech tam, mogłyby czasem być dzieleniem włosa na czworo.
Naprawdę, lepszy włos podzielony na czworo niż coraz większy i cięższy młot.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/132546-marcin-fijolek-naprawde-lepszy-wlos-podzielony-na-czworo-niz-coraz-wiekszy-i-ciezszy-mlot-rysuje-andrzej-krauze
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.