Ani lamentująca polska socjalna prawica, ani demagog Tusk i jego magik Vinnie nie spowoduję grą na medialnym flecie, że deszcz zacznie padać. Wszystkie rządy w III RP zarżnęły chęć Polaków do posiadania potomstwa. A więc jak mawia klasyk- odepnijmy pasy bo przy takiej prędkości i tak jest bez różnicy, gdy się zderzymy.
Jako zwolennik ( nie dogmatyczny) wolnego rynku jestem przeciwnikiem bismarkowskiego systemu emerytalnego. O wiele bardziej odpowiadają mi systemy amerykański bądź kanadyjski, które wynikają z przywiązania do wolności jednostki. Niestety mieszkamy w etatystycznej Europie i musimy egzystować w jej nieskutecznym systemie emerytalnym, który ma sens jedynie w przypadku powszechnego istnienia wielodzietnych rodzin. W dzisiejszej Polsce i Europie takie rodziny odchodzą jednak do lamusa. Noblista Milton Friedman pisał, że:
„Świt nowej ery wydawał się wszystkim obiecujący. Ludzi, którzy mieli korzystać ze świadczeń było niewielu, podatników, którzy mieli je finansować mnóstwo, tak więc każdy płacił małą sumę i zapewniał owym nielicznym potrzebującym wysokie świadczenia. Gdy jednak programy opieki społecznej zaczęły się rozrastać, proporcję się odmieniły. Obecnie płacimy wszyscy, przekładając z jednej do drugiej kieszeni albo pieniądze, albo coś, co można za nie kupić".
Niestety dziś nie mamy już czego przerzucać z jednej kieszeni do drugiej. Bardzo dobrze tę sytuację lapidarnie podsumował kilka dni temu w Radio Wnet prof. Robert Gwiazdowski, który powiedział:
„Przez pierwszą ćwiartkę życia jesteśmy na utrzymaniu przez naszych rodziców, a przez ostatnią na utrzymaniu dzieci. Problem polega tylko i wyłącznie na tym, że mamy dwoje rodziców, którzy nas utrzymują, a sami zrobilibyśmy tylko jedno, stąd nasze dziecko będzie miało na utrzymaniu dwoje rodziców na starość i w związku z tym ten model się niestety zawali”.
Niestety obaj ekonomiści mają rację. Ani lamentująca polska socjalna prawica, ani demagog Tusk i jego magik Vinnie nie spowoduję grą na medialnym flecie, że deszcz zacznie padać. I dobrze o tym wiedzą. Jeżeli w Polsce sytuacja matki czwórki dzieci jest dziś gorsza niż singielki to nie można mieć żadnych złudzeń w kwestii przyszłych emerytur. W Polsce politycy, którzy mają cojones by powiedzieć Polakom by nie robili sobie nadziei na przyszłe emerytury i muszą inwestować inaczej w przyszłość są jedynie w mikroskopijnych partiach na prawicy. Mainstream polityki systematycznie okłamuje obywateli RP i buduje alternatywną wizję świata jak czarny charakter u braci Wachowskich ( nie mylić z kapciowym). W globalnych statystykach dzietności nasz kraj zajmuje 13 miejsce… od końca, z zaledwie 1,3 dziecka na kobietę. Już niebawem czeka nas spadek z 207 na 209 miejsce na, uwaga, 222 kraje. Jak powiążemy ten fakt z tym, że życie Polaków się systematycznie wydłuża i setki tysięcy Polaków emigruje za granicę, to mamy katastrofę. I nie jest ona piękna jak u Zorby. Niestety politycy nie mówią o szorowaniu brzuchem po dnie bagna i wolą odstawiać teatrzyk w Sejmie, gdzie królują brednie o zabijaniu Polski przez podwyższanie wieku emerytalnego czy jawne kłamstwa o uratowaniu Polski przez nakaz pracy do 67 roku życia. Zabijanie Polski odbywa się przez politykę antyrodzinną, która uniemożliwia odnawiania się pokoleń. A Polacy chcą się rozmnażać jak widzą z tego korzyści. Nie przez przypadek Polki mieszkające w Anglii mają liczniejsze potomstwo niż ich rodaczki nad Wisłą, zaś najlepszym przyrostem naturalnym cieszą się Francuzi, którzy 30 lat temu rozpoczęli sensowną politykę prorodzinną. Dziś Francja największy przyrost naturalny w całej Unii Europejskiej. Wskaźnik rozrodczości wynosi ok. 2,02 dziecka na jedną kobietę.
Polscy politycy zdają się zapominać, że o sile państwa nie świadczy krzyczenie w Brukseli o interesie narodowym ani podlizywanie się sąsiadom, tylko realne budowanie potęgi poprzez prokreacje. Pisał o tym nie tylko Samuel Huntington w „Zderzeniu cywilizacji”, ale również Nicollo Machiavielli. Nie przez przypadek szóstą gospodarką świata jest Brazylia, która może pochwalić się coraz większą populacją. Podobnie jest z Chinami, USA, Indonezją czy Niemcami. Rządy tych krajów wiedzą, że narodowej potęgi nie zbuduje ani przez podwyższenie wieku emerytalnego, ani przez podwyższanie podatków obywateli by ci mieli z czego utrzymywać coraz większą rzeszę emerytów. Polacy swoją szansę na gonienie potęg zaprzepaścili. Nawet jeżeli politycy znajdą w sobie jakiekolwiek pokłady patriotyzmu i zaczną wspierać demograficzny rozwój Polski, to na jego efekty emerytalne trzeba będzie poczekać 40, 50 lat. Moje pokolenie emerytury więc i tak nie zobaczy. Z tą smutną i bolesną prawdą trzeba się zderzyć.
Ja się specjalnie tym nie przejmuję bo już dawno „olałem” państwowy system emerytalny. Zabezpieczam siebie i swoją rodzinę w inny sposób i wiem, że wiara w brednie rządu czy socjalistyczne bajdurzenie związków zawodowych jest drogą donikąd. A samochód pędzi. Można jednak odpiąć pasy bo to już nie ma żadnego znaczenia, a w razie katastrofy, ci którzy przetrwają będą mogli łatwiej opuścić wrak jak pisał Krzysztof Rybiński.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/132522-nie-wierzmy-zaklinaczom-deszczu-emerytur-i-tak-nie-bedzie-wiec-awantura-miedzy-rzadem-a-solidarnoscia-jest-nonsensowna
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.