NASZ WYWIAD. Sławomir Cenckiewicz o przywróceniu napisu 'im. Lenina': "Chichot historii, groźny dla naszej pamięci i tożsamości"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP/Adam Warżawa
fot. PAP/Adam Warżawa

Od wczoraj, na bramie Stoczni Gdańskiej znów wisi napis "im. Lenina". Przeciwko decyzji prezydenta Pawła Adamowicza o przywróceniu napisów z czasów PRL protestuje stoczniowa "Solidarność" oraz posłowie PiS. O komentarz w tej sprawie poprosiliśmy historyka najnowszych dziejów dr. Sławomira Cenckiewicza.

wPolityce.pl, Stefczyk.info:  Jak pan ocenia przywrócenie napisu "imienia Lenina" bramie Stoczni Gdańskiej? Przed zmianą nad bramą wisiał napis "Stocznia Gdańska S.A.". Czy ta zmiana znajduje akceptację historyka? W końcu to powrót do oryginalnego wyglądu bramy z Sierpnia 80.

Sławomir Cenkiewicz: Przywrócenie Stoczni Gdańskiej patronatu Lenina uważam za skandal. Pamiętam z jaką radością i aplauzem usuwano Lenina i odznakę Sztandaru Pracy z bramy stoczniowej. Był to wówczas jeden z niewielu - oprócz demontażu pomników Dzierżyńskiego w Warszawie i Lenina w Nowej Hucie - symbolicznych gestów zerwania z PRL, początkiem wolnej Polski. Warto pamiętać także, że już kiedy w latach 60-tych narzucono stoczni Lenina jako patrona, wywołało to opór wśród załogi. Nad "porządkiem" czuwała wówczas bezpieka i partia. Powrót do tamtych praktyk jest swego rodzaju chichotem historii, choć groźnym dla zbiorowej pamięci i tożsamości Polaków. Początkowo myślałem, że chodzi jedynie o jeszcze jeden gest platformerskich władz Gdańska wobec Andrzeja Wajdy, który na dniach ma kręcić zdjęcia do filmu o Wałęsie na terenie stoczni. Okazało się jednak, że aranżacja filmowa historycznej bramy stoczniowej ma zostać na stałe. W miejscu świętym nie tylko dla Gdańszczan - w miejscu, gdzie w Grudniu '70 zginęli stoczniowcy, gdzie w latach 1978-1979 organizowano obchody upamiętniające grudniową masakrę, gdzie w sierpniu 1980 r. odprawiano msze św., ogłaszano pierwsze zwycięstwo nad bolszewizmem a później znów strajkowano, gdzie w samotności modlił się papież, znów nad wszystkim będzie górował Lenin.

- Na bramie powieszono też napis "Proletariusze wszystkich zakładów łączcie się", "Dziękujemy za dobrą pracę", a także postulaty strajkowe oraz metalowy Order Sztandaru Pracy, którym komuniści odznaczyli Stocznię.

- Przywrócenie kilku haseł z sierpnia 1980 r. świadczy jedynie o fałszywym historyzmie ludzi, którzy o tym wszystkim zadecydowali. Wcześniej, rządzący Gdańskiem ludzie PO i ich przyjaciele z Europejskiego Centrum Solidarności, zadecydowali np. o zniszczeniu historycznej stołówki stoczniowej usytuowanej tuż obok bramy. Historycznej, gdyż była ona świadkiem obradowania komitetów strajkowych podczas strajków 1988 r. W tym wypadku nie decydowały względy historyczne. Podobnych przykładów jest więcej. Obecna stocznia została zdewastowana i zrujnowana. Zniszczono historyczne miejsca i obiekty - hale, budynki, XIX wieczne piece itd. Na tym pogorzelisku dziejów zachowano tylko jedno stanowisko pracy, miejsce, które inżynierowie dusz z PO ocalili w szale destrukcji - to warsztat Wałęsy do którego prowadzają oszukiwanych turystów. To rodzaj historycznej i społecznej inżynierii, w której godne przetrwania jest tylko to, co służy obecnej ekipie. Z pamięcią historyczną i dbaniem o detale nie ma to nic wspólnego.

- Prezydent Gdańska uzasadnia: "Przede wszystkim to symbol. To uzmysłowienie nam wszystkim, a szczególnie ludziom urodzonym po upadku komuny, jakim gigantycznym chichotem historii był ten wielki strajk, wielki zryw stoczniowy. Pokazanie, że upadek zbrodniczej ideologii stworzonej przez właśnie Włodzimierza Lenina zaczął się w zakładzie jego imienia. Bo to Lenin stworzył realny komunizm, a pracownicy Stoczni Gdańskiej imienia Lenina ten komunizm obalili". Ale można powiedzieć, że jest też chichotem historii, że wolna Polska przywraca komunistyczne symbole.

- Słowa prezydenta Adamowicza tradycyjnie nie mają zbyt wiele wspólnego z historycznymi faktami. Jak można powiedzieć, że skoro marsz ku niepodległości i obaleniu komunizmu zaczął się od Stoczni Gdańskiej, co samo w sobie nie jest prawdą, to powinien na jej bramę powrócić Lenin? Nie wiadomo więc czy Lenin powraca w nagrodę czy za karę. Lenin i Czerwony Sztandar na przeciwko Pomnika Poległych Stoczniowców pod którym wmurowano urnę z ziemią katyńską. Jak bardzo trzeba mieć zaburzoną tożsamość i poczucie estetyki, by realizować podobne pomysły.

- Brama ma zostać wykorzystana w filmie Wajdy o Wałęsie. Czy ma pan już wyrobione zdanie na temat tego dzieła?

- Znam scenariusz filmu Wajdy, który napisał Janusz Głowacki. To ordynarny gwałt na historii, którego ofiarą jest nie tylko sfałszowany biogram Wałęsy, ale przede wszystkim olbrzymi wysiłek tysięcy ludzi buntujących się przeciwko komunistom po 1970 r. To film zrodzony jakby z dwóch kompleksów - agenturalnego Wałęsy i uwkłania w komunizm Wajdy. Temu właśnie podporządkował swoją wizję Głowacki. Wyciął z opowieści o ostatnich 20 latach PRL wszystkich tych, których nie lubi Wałęsa z Wajdą. W scenariuszu pozostali jedynie zwolennicy systemu Tuska - Borusewicz, Krzywonos, Borowczak, Mazowiecki, Geremek i Kuroń. Nie ma Gwiazdów, Wyszkowskiego, Płońskiej czy Szczudłowskiego. W dodatku z Walentynowicz uczynił Głowacki wariatkę, która tańczy na wieść o zwolnieniu jej ze stoczni w sierpniu 1980 r. Wajda powtarza wciąż, że robi film o tym jak było naprawdę. W rzeczywistości to gigantyczne kłamstwo fundowane za publiczne pieniądze, w którym nie zgadzają się fakty, w tym nawet podstawowe daty, opisy wydarzeń a nawet topografia Gdańska. Scenariusz Głowackiego opisałem szczegółowo w najnowszym "Uważam Rze". Myślę, że zamiast bramie stoczniowej to właśnie Głowackiemu należy się Order Sztandaru Pracy. Wajda został nim odznaczony już w latach 50-tych.

- Na koniec pytanie, czy ponad 2 lata po tragedii smoleńskiej Gdańsk upamiętnił odpowiednio osobę, bez której Sierpień skończyłby się 16-go sierpnia 1980 roku - czyli Annę Walentynowicz? Wiemy, że Gdańsk szybko uhonorował Vaclava Havla...

- No właśnie, najlepszym dowodem na manipulacyjne i wybiórcze podejście do historycznego dziedzictwa "Solidarności" jest stosunek władz Gdańska do Anny Walentynowicz. Pamięć o tej niezwykłej kobiecie, ikonie Sierpnia '80 i "Solidarności", symbolu niezłomności a zarazem niezwykłej pokory i skromności, zredukowano do tablicy na domu w którym mieszkała. Nie ma mowy o ulicy jej imienia czy pomniku. Na cmentarzu Srebrzysko w Gdańsku nie ma nawet tabliczki objaśniającej jak trafić na grób "Anny Solidarność". Ale to przecież szerszy problem, którego symbolem jest walka z pamięcią po prezydencie Lechu Kaczyńskim. Polityka historyczna obecnej ekipy ma za to wiele innych "osiągnięć" z których większość wiąże się z "resetem" w relacjach z Rosją po 10 IV 2010 r. Doczekaliśmy się zatem nowego podręcznika do nauczania ojczystych dziejów, wirtualnego Muzeum II Wojny Światowej, którego szefowie w randze doradców premiera Tuska biegają ze zniczami na cmentarze "wyzwolicieli" z Armii Czerwonej, a nawet odsłonięcia pomnika wystawionego bolszewikom, którzy najechali Polskę w 1920 r.

CZYTAJ też:

- Na bramę Stoczni Gdańskiej wrócił napis "imienia Lenina". Jak za komuny - tyle, że za bramą stocznia już inna

- Lenin is back. "Cieniem kładą się Trzy Krzyże - Pomnik Poległych Stoczniowców. Mimo tego Lenin wisi"

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych