Wildstein o śmierci Pyjasa: "Jestem przekonany, że było to zaplanowane morderstwo, a nie śmierć na skutek pobicia"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Tu zginął śp. Stanisław Pyjas. Fot. wPolityce.pl, Jan Lorek
Tu zginął śp. Stanisław Pyjas. Fot. wPolityce.pl, Jan Lorek

Mija 35 lat od śmierci Stanisława Pyjasa, zakatowanego 7 maja 1977 roku przez komunistyczne służby specjalne. Na łamach portalu Niezależna.pl o dramatycznych wydarzeniach z tamtego okresu opowiada Bronisław Wildstein, przyjaciel sp. Staszka Pyjasa, działacz opozycji antykomunistycznej, pisarz i publicysta. W rozmowie z Tomaszem Skłodowskim mówi m.in:

 

Od samego początku wiedzieliśmy, że Staszek został zamordowany przez SB. Wiedzieliśmy także, że niecałe dwa miesiące później SB zabiło Stanisława Pietraszkę, który ostatni widział Pyjasa żywego w towarzystwie nieznanej osoby. Nie wiedzieliśmy natomiast, że pięć miesięcy później zginął współpracownik SB, bokser Węclewicz, bezpośrednio po tym, jak przy wódce pochwalił się znajomemu, że to on pobił Pyjasa. Nie przewidział, że ten znajomy był też współpracownikiem SB. Węclewicz znaleziony został na klatce schodowej domu, gdzie mieszkał „prowadzący” go funkcjonariusz.

(...)

Ostatnio reporterzy Superwizjera, Anna Barańska-Całek i Piotr Litka dotarli do milicjanta, który pierwszy widział zwłoki Pyjasa i stwierdził, że ciało leżało twarzą w dół, co zupełnie wyklucza wersję o zachłyśnięciu krwią, która oficjalnie została przyjęta w 1977 r. Przy okazji dowiedzieliśmy się, że zwłoki zostały przewrócone na wznak, a pierwotna dokumentacja miejsca ich znalezienia została zniszczona. Ci dziennikarze odnaleźli również lekarkę pogotowia stwierdzającą śmierć Pyjasa, która podtrzymuje, że w oficjalnej wersji czas jego śmierci został przesunięty o trzy godziny wcześniej, a także funkcjonariusza, który po śmierci Pyjasa został nagrodzony i przeniesiony do Warszawy. Uczestniczył potem w porwaniach i pobiciach działaczy Solidarności.

W czasie PRL nie wiedzieliśmy, że bardzo aktywnym i kreatywnym współpracownikiem SB był Lesław Maleszka, nie znaliśmy nazwiska esbeka, który pisał anonimy do przyjaciół Pyjasa ani nie wiedzieliśmy tego, że to on później w ramach oficjalnego śledztwa organizował akcję sprawdzania charakteru pisma wszystkich krakowskich studentów.

Tych informacji, faktów poznajemy coraz więcej, ale wciąż nie znamy nazwisk osób, które zleciły zabójstwo. Bo jestem coraz mocniej przekonany, że było to zaplanowane morderstwo, a nie przypadkowa śmierć na skutek pobicia. Prawdopodobieństwo, że kiedykolwiek poznamy pełną prawdę, jest jednak niewielkie.

Wildstein nawiązuje też do wyników ekshumacji. Nowa ekspertyza mówi, że śmierć nastąpiła na skutek upadku ze schodów, choć nie wykluczono udziału osób trzecich. Przypomina, że w komunikacie PAP pominięto tę kluczową informację, co spowodowało, że wielu gorliwych dziennikarzy III RP próbowało uwiarygodnić nim pierwotną, esbecką wersję, obaloną już w 1977 r.

 

Pierwotnie podyktowana została ona mediom krakowskim, ale nie ostała się przy badaniu miejsca wypadku, dlatego przyjęto karkołomną hipotezę upadku na równej posadzce i uduszenia się krwią. Dziś do wersji, której nawet organa komunistyczne nie były w stanie obronić, wracają publicyści w rodzaju Janiny Paradowskiej czy Cezarego Michalskiego.

Myślę, że nadal żyjemy w zaklętym kręgu PRL-owskiej mentalności. W cieniu ówczesnych układów, powiązań i interesów. Do obecnych czasów przenieśliśmy dawne elity, instytucje, sposoby myślenia i działania. Rozliczenia PRL nie było, i to pokutuje. (...)

Janina Paradowska sama wie, co ma pisać, nikt nie musi jej czegokolwiek dyktować. Chroniąc PRL, broni swojej obecnej pozycji, swojego życiorysu i tygodnika, w którym pisze. Przecież „Polityka” powołuje się na swoją „chwalebną” tradycję, a oznacza ona m.in. opublikowany w maju 1977 r. artykuł ojca-założyciela i patrona tego pisma, Mieczysława F. Rakowskiego, który 35 lat temu napisał „Ciszej nad tą trumną”, haniebnie powielając kłamstwa propagandy oraz SB i dodatkowo nawołując do rozprawienia się z tymi, którzy usiłowali odsłonić prawdę o tamtym morderstwie. Dziś te same kłamstwa powiela Paradowska, a także poszukujące możliwości zaistnienia szumowiny dziennikarskie w rodzaju Michalskiego.

 

Ludzie, którzy dobrze żyli w PRL, oraz ci, którzy postawili na sojusz z czerwonymi po 1989 r. nie mają oporów ani wyrzutów sumienia. Nie napiszą prawdy o śmierci Grzegorza Przemyka, o zabójstwach księży Suchowolca, Niedzielaka i Zycha, będą bronić oficjalnej, propagandowej wersji tak, jak bronią coraz bardziej wątpliwych ustaleń dotyczących zamordowania ks. Jerzego Popiełuszki, i zrobią wszystko, aby przeciwstawić się odpowiedzialności osób, które uznają za „ludzi honoru”. To są refleksy tego samego zjawiska, reprodukcja mentalności PRL

- podkreśla Wildstein.

gim, źródło: Niezależna.pl

 

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych